Już od dwóch tygodni gotuję tylko dla siebie i dla dzieci. Dlaczego? Bo mój mąż, Paweł, po raz kolejny nie dotrzymał obietnicy. Obiecał, iż będzie zmywał naczynia po swoich nocnych wyprawach do lodówki. Nie zrobił tego. Uznałam więc, iż dość. Skoro nie działa spokojna rozmowa, czas na bardziej stanowcze metody.
Jestem na urlopie macierzyńskim. Cały dom i wychowanie dzieci – na mojej głowie. Od pięciu lat. Jestem już wykończona i marzę o powrocie do pracy. Paweł utrzymuje rodzinę, ale niezbyt się przy tym wysila. Gdyby nie wynajem mojego mieszkania we Wrocławiu, ciężko byłoby nam związać koniec z końcem.
Ciągłe gotowanie, sprzątanie, pranie… Mam tego po dziurki w nosie. Starszy syn, Michał, poszedł co prawda do przedszkola, ale często choruje, więc siedzi w domu. A jak on choruje, to i młodszy, Antoś, zaraz łapie wirusa. Nie muszę chyba tłumaczyć, co to znaczy mieć w domu dwójkę chorych maluchów.
A Paweł? Żyje jakby obok. Śpi do południa, a potem pół nocy kręci się po kuchni. Rano wchodzę i dostaję zawału: okruchy, resztki jedzenia, góra brudnych talerzy. Tyle razy to już omawialiśmy, a on jakby nie rozumiał, iż ja też mam granice. Czasem mam ochotę go z tej kanapy zrzucić i zmusić do sprzątania.
Ostatnio pękłam. Zrobiłam mu awanturę. Tłumaczył się, iż nie chce nas budzić hałasując naczyniami. Ale trzaskać mikrofalówką i drzwiczkami to już może? interesujące podejście do „ciszy nocnej”.
Nasza kuchnia jest mała – żeby przygotować śniadanie, trzeba najpierw wszystko posprzątać. Planowałam zostawić bałagan, żeby po powrocie z pracy sam się za to zabrał. Ale wiedziałam, iż nie wytrzymam – i tak posprzątam.
Ustaliliśmy kompromis: będzie zmywał po sobie. jeżeli nie – ja nie gotuję. Pierwsze dni było idealnie. Potem znów się „zapomniał”.
– Byłem taki śpiący, zapomniałem… – tłumaczył się Paweł.
Raz, można zrozumieć. Ale potem znów – i znów. Cierpliwość mi się kończyła. Zapytałam go wprost: „Może ty pójdziesz na urlop rodzicielski, a ja wrócę do pracy? Zobaczymy, czy ci się spodoba.”
Gdy znów zobaczyłam rano brudne naczynia, ugotowałam śniadanie dla wszystkich… oprócz niego. Lodówka pusta, na zakupy się nie spieszyłam. Chcesz jeść – idź do sklepu.
Paweł prychnął i wyszedł głodny. Już od dwóch tygodni żywi się mrożonkami, a jego mama, pani Halina z Katowic, przynosi mu jedzenie w pojemnikach. Zamiast przemówić mu do rozsądku, jeszcze go wspiera.
Zobaczymy, na jak długo mu to wystarczy. Ale ja? Ja się nie poddam. Nie zamierzam więcej znosić braku szacunku i złamanych obietnic.