Natrętna teściowa wpadała do nas bez zapowiedzi, jakby to był jej własny dom, aż do mojego “powitalnego przyjęcia

newsempire24.com 1 miesiąc temu

**Dziennik, 15 października**

Czasami wróg w domu to nie obcy, a teściowa z uśmiechem anioła i plastikowym pojemnikiem pełnym podejrzanych klopsików. Nazywam się Zuzanna, jestem zamężna od dwóch lat, i jak to mówią, wszystko układało się pięknie między mną a mężem dopóki jego mama nie zaczęła ogrzać naszego domowego ogniska odrobinę za często. Z takim uporem, iż choćby listonosz zaglądał rzadziej niż ona.

Przebierałam właśnie zapasy w kuchennej szafce, gdy nagle dzwonek do drzwi. Otwieram. Oczywiście, kto by inny? Halina, moja teściowa.

Zuzanno, dzień dobry, przyniosłam wam klopsiki! Z dorsza! Świeże! radośnie wyciąga plastikowy pojemnik.

Wzdycham. Mój mąż i ja nienawidzimy ryb od dziecka. Mnie karmiono nimi na siłę, a on, syn rybaka, jadł ich tyle, iż mało nie wyrosły mu skrzela. Mówiliśmy o tym. Wielokrotnie. Ale teściowa udawała, iż nie pamięta.

Halino, my nie jemy ryb Wie pani o tym.

Ale się tego nie wyrzuca! Zostawcie, może komuś podarujecie! tłumaczyła się.

Lecz nie chodziło tylko o te przeklęte klopsiki. Przychodziła coraz częściej. Bez zapowiedzi. Bez pukania. Wchodziła jak u siebie i zaczynała inspekcje:

O, co to za ser? Nigdy nie próbowałam, wezmę kawałek. I trochę kiełbasy też, dokupisz sobie potem. Aha, przyniosłam wam rybę trzeba umieć się dzielić!

Z każdą wizytą jej apetyt rósł. Pewnego dnia zjawiła się z koleżanką. Bez telefonu. Bez pytania.

Byłyśmy w aptece pomyślałyśmy, iż się ogrzejemy. Zrobisz nam kawę?

Gdy ja stałam jak wryta w progu, ona już grzebała w lodówce, wyciągając dżem, ser, ciastka, a jej koleżanka rozsiadała się wygodnie przy stole.

Czułam się jak intruz we własnym domu. Mąż tylko wzruszał ramionami to Mama, jest miła. Miła? Widziałam, jak chowa naszego ananasa pod płaszczem. To nie była pomoc ani troska to była bezczelna okupacja.

Więc wymyśliłam plan. Delikatny, ale precyzyjny. Następnego dnia zabrałam koleżankę Magdę, kupiłyśmy najostrzejsze sushi w okolicy i bez zapowiedzi poszłyśmy do Haliny.

Dzień dobry, byłyśmy w pobliżu, pomyślałyśmy, iż wpadniemy! Przyniosłyśmy sushi spróbujcie! uśmiechnęłam się, wręczając jej tackę.

Teściowa zbladła. Nienawidzi sushi. Raz spróbowała i od tamtej pory nazywa je surowymi szczurami na ryżu.

Rozgośćcie się, a ja zobaczę, co tu macie smacznego powiedziałam, kierując się ku jej lodówce.

Wyjęłam kaszę, sałatkę jarzynową, sernik wszystko wylądowało na stole. Magda już chichotała.

Halino, nie macie nic przeciwko? Przecież przyniosłyśmy sushi, to normalne, iż się wymieniamy, prawda? dodałam z udawaną niewinnością.

Halina zastygła w miejscu. Bez słowa. Zrozumiała. Zrozumiała, jak to jest, gdy ktoś wkracza do twojego domu bez pytania.

Wyszłyśmy, dziękując za ciepłe przyjęcie i obiecując rychły powrót.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Dzwoni teraz przed wizytą, przychodzi rzadko, dyskretnie. choćby przynosi to, co naprawdę lubimy. Zero ryb. Czasami nie trzeba kłótni. Wystarczy pokazać im lustro.

**Lekcja na dziś:** Czasem odrobina własnego lekarstwa działa lepiej niż tysiąc słów.

Idź do oryginalnego materiału