Nastawiłam jedzenia na dwa dni, wracam – a w lodówce pusto. Okazało się, iż znowu przyszli koledzy…

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Nazywam się Barbara. Jestem mężatką i mam córkę, Karolinę, która ma 13 lat.

Karolina jest bardzo towarzyską dziewczynką. Ma mnóstwo znajomych – zarówno w swoim wieku, jak i trochę młodszych czy starszych.

Ostatnio pojawił się jednak pewien problem.

Zrobiło się zimno, dzieci nie chcą przebywać na dworze, więc Karolina coraz częściej zaprasza znajomych do naszego mieszkania. Na początku wpadała do niej tylko koleżanka z sąsiedztwa. Nie miałam nic przeciwko – znałam dziewczynę, znałam jej rodzinę, czułam się spokojna.

Potem dołączyły kolejne osoby. Dziewczyny zamykały się w pokoju, słuchały muzyki, oglądały filmy, piły herbatę z ciastkami. W porządku – od tego jest dom rodzinny.

Ale zaczęło się robić tłoczno.

Niedawno wróciłam z pracy i w kuchni zastałam dwoje nastolatków, których choćby nie znałam. Jedli pilaw, który przygotowałam dzień wcześniej – miał wystarczyć na dwa obiady.

Zjedli wszystko do ostatniej łyżki i wyszli. A ja, zamiast odpocząć po pracy, musiałam zabrać się za gotowanie na nowo.

Porozmawiałam z Karoliną. Wytłumaczyłam jej, iż zapraszanie do domu nieznajomych dzieci jest nie tylko nieodpowiedzialne, ale i niebezpieczne. Powiedziałam też, iż czym innym jest poczęstować koleżankę herbatą i ciastkiem, a czym innym wystawiać na stół obiad, który jest przygotowany dla całej rodziny.

Córka się obraziła, zamknęła w pokoju i stwierdziła, iż jestem skąpa, bo nie chcę się dzielić jedzeniem z innymi.

Wieczorem zrobiłam kotlety i ziemniaki, nakarmiłam męża, a Karolina powiedziała, iż nie jest głodna.

Następnego dnia głośno zaznaczyłam, iż jedzenia ma wystarczyć na dwa dni, bo będę długo w pracy i nie zdążę nic ugotować.

Wracam następnego wieczoru do domu, a mąż… smaży ziemniaki. Patrzy na mnie i mówi: „Znów byli koledzy Karoliny, zjedli wszystko, co było w lodówce”.

Córka znowu zamknęła się w pokoju, nie chce z nami rozmawiać. Trudno się z nią dogadać. Wydaje jej się, iż tylko ona ma rację.

Nie wiem już, co robić. Czy to bunt nastolatki i z czasem przejdzie, czy trzeba interweniować bardziej stanowczo? Mama doradza mi „klasyczną dyscyplinę”, ale ja chciałabym jednak porozumieć się z córką, żeby sama zrozumiała, iż domowe jedzenie to nie bufet dla wszystkich, a pieniądze nie spadają nam z nieba.

Czy ktoś z Was miał podobną sytuację? Jak sobie radziliście z „gościnnymi” dziećmi i buntem nastolatki? Czekam na rady i Wasze doświadczenia!

Idź do oryginalnego materiału