Drobny deszcz siekł po twarzy, wpadając do oczu. Kinga wlokła się, marząc tylko o tym, by znaleźć się w domu. W głowie miałam mgłę, myśli rozłaziły się jak stara, znoszona pościel. Omijając kolejną kałużę, o mało nie pośliznęła się na błocie przy krawężniku. „Dość już tych szpilek. Nie jestem nastolatką. Czas przerzucić się na buty na płaskiej podeszwie”.
W końcu i dom. Kinga otworzyła drzwi wejściowe z kodem. W nos uderzyło suche, zakurzone ciepło od kaloryfera, który wiosną grzał na pełnej mocy. Żeby tak zimą! Winda powoli wjechała na szóste piętro. „Chyba się rozchorowuję? Zupełnie nie mam siły” – pomyślała, opierając się o ścianę kabiny.
W przedpokoju bezładnie opadła na pufę, przycisnęła plecy do ściany i przymknęła ciężkie powieki. „Koniec. Jesteś w domu!” – westchnęła i natychmiast pogrążyła się w ciemności bez dźwięków i zapachów.
„Mamo, czemu siedzisz po ciemku? Źle się czujesz?” – na dźwięk głosu Bartka drgnęła, ale oczu nie otworzyła.
„Nie, synku. Po prostu jestem zmęczona” – wyszeptała, ledwo poruszając językiem.
Czuła, iż syn stoi i patrzy. Kinga z wysiłkiem rozkleiła powieki, ale Bartka nie było w pobliżu, za to w kuchni paliło się światło. Zrzuciła buty, poruszyła palcami stóp, dopiero co uwolnionymi z ciasnoty, i wstała. Od razu zatoczyła się na wieszak.
„Mamo!” – podbiegły Bartek złapał ją, zanim zdążyła upaść.
„Coś mi się zakręciło w głowie”.
Bartek pomógł jej dojść do kanapy w pokoju. Kinga usiadła, odchyliła się i wyciągnęła nogi. „Jak dobrze!” Oczy same się zamknęły… W następnej chwili drgnęła, wyrywając się z półsnu, i spotkała się z zatroskanym spojrzeniem syna.
„Mamo, wszystko w porządku?”
Kinga kiwnęła głową i poprosiła o gorącą herbatę. Bartek niechętnie wyszedł do kuchni.
A ona przypomniała sobie, jak w pracy ocknęła się na podłodze swojego gabinetu. Nie pamiętała, jak upadła. Wtedy też zrzuciła wszystko na zmęczenie. „Czuję się jak staruszka, a mam ledwie trzydzieści dziewięć lat. Może naprawdę coś ze mną nie tak? Jutro pójdę do przychodni”. Westchnęła i poszła do kuchni.
„Jesteś blada. Boli cię głowa?” – Bartek postawił przed nią kubek z dymiącą herbatą.
Kinga wymusiła uśmiech.
„Po prostu jestem zmęczona, taka pogoda, deszcz” – zrobiła mały łyk. – „Jadłeś coś?”
„Tak, mamo. Muszę jeszcze odrobić lekcje”.
„Idź, wszystko w porządku”. – Kinga sączyła herbatę małymi łykami. Potem przebrała się w miękkie, wyświechtane dresy i zajrzała do pokoju syna. Bartek siedział przy biurku, pochylony nad książką. Serce zalała czułość. Najbliższy, ukochany, jedyny i już prawie dorosły. Kinga przymknęła drzwi.
„Doktorze, co ze mną? Może jakieś witaminy?” – Następnego dnia Kinga siedziała w gabinecie lekarskim. Wyspała się, ale przez cały czas czuła się wyczerpana.
„Zobaczymy. Proszę skierowanie na badania i rezonans. Z wynikami od razu do mnie. I nie zwlekaj. W rodzinie były nowotwory, udary?”
„Tak. Tata miał raka, mama zmarła na udar. Czyli to może być… Mam syna w szkole. Poza mną nie ma nikogo. Nie mogę umrzeć!” – Krzyk Kingi odbił się od ściany, wrócił i utkwił w gardle.
„Nie wyprzedzajmy faktów. Są predyspozycje, ale jesteś jeszcze młoda… Czekam na wyniki. Na razie zwolnienie, spokojnie się przebadasz i odpoczniesz”.
„Mamo, byłaś u lekarza? Co powiedział?” – Gdy Bartek wrócił ze szkoły, Kinga już gotowała zupę.
„Nic konkretnego, muszę się przebadać. Więc jutro nie budź mnie”.
Kinga patrzyła, jak Bartek je. „Taki duży. A jeżeli znajdą coś poważnego? Rak? Lepiej o tym nie myśleć”.
„Mamo, wszystko gra? Znowu jesteś jakaś rozkojarzona”.
Kinga drgnęła.
„Ciągle jesteś jakaś spowolniona” – powiedział Bartek.
„Zamyśliłam się”.
W nocy nie mogła zasnąć. Jak tu spać, gdy w głowie kotłują się straszne myśli? Nagle przypomniała sobie dzieciństwo, rodziców, jak odchodzili jeden po drugim, gdy studiowała. Wtedy poznała Marka. Był przy niej, wspierał. Marek mieszkał w akademiku, przyjechał z innego miasta. Prawie od razu zamieszkali razem.
Gdy Kinga zaszła w ciążę, Marek się ucieszył, od razu zaproponował ślub. Zrezygnowali z wesela. Kinga nie miała już rodziców, a matka Marka mieszkała daleko. Później pojechali ją odwiedzić.
Oczywiście, nie obyło się bez kłótni. Nie było komu im pomóc, doradzić. Kinga starała się nie robić scen, gdy Marek nie spieszył się do domu. Ale gdy Bartek miał dwa lata, nagle oświadczył, iż kocha inną, iż odchodzi, iż nie wytrzymuje…
Jak płakała, błagała, chwytała go za koszulę. Wyrwał się, odepchnął ją i wyszedł. Kinga oddała syna do przedszka i wróciła do pracy. Było ciężko. Bartek często chorował. Kinga brała dodatkowe zlecenia, ale pieniędzy i tak brakowało.
Raz tylko zadzwoniła do byłego męża, gdy Bartek ciężko zachorował i potrzebne były drogie leki. Przele”Już nigdy nie pozwolę ci samotnie przechodzić przez takie chwile, mamo,” szepnął Bartek, ściskając jej dłoń, a Kinga poczuła, iż choćby najcięższe burze są do przetrwania, gdy ma się przy sobie kogoś, kto kocha bezwarunkowo.