Nadszedł z domowym jedzeniem, ale drzwi zamknięto mu przed nosem. Wpływ żony jest oczywisty.

newsempire24.com 14 godzin temu

Pojawiłam się u syna z domowym jedzeniem o siódmej rano, a on zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Jestem pewna, iż to wszystko przez jego żonę.

Nasze życie z mężem zawsze kręciło się wokół jednej osoby – naszego syna. Zostaliśmy rodzicami późno i od pierwszego dnia obiecaliśmy sobie, iż nie poczuje się tak, jak ja w dzieciństwie. Wychowywałam się bez ojca, a matka była zimna i obojętna. Nigdy nie zaznałam matczynej czułości i przysięgłam, iż moje dziecko nie doświadczy takiego bólu.

Kuba stał się dla nas całym światem. Pracowaliśmy bez urlopów, bez wolnych, zapominając o sobie. Wszystko dla niego. Gdy chodził do szkoły, wzięliśmy kredyt, żeby kupić mu mieszkanie w sąsiednim bloku. Spłacaliśmy go dziesięć lat, ale się udało. Gdzieś między tymi ratami był jeszcze ślub, na którym z dumą wręczyliśmy mu klucze. Jego wybranka, Kinga, i jej matka ledwo powstrzymywały łzy. Teściowa ciągle powtarzała, iż „dla córki zrobi wszystko”, ale w końcu ani posagu, ani pomocy – wszystko spadło na nas.

Pomagaliśmy, jak tylko mogliśmy. Kto, jak nie rodzice, wesprze młodą parę? Gotowałam, sprzątałam, przynosiłam zakupy, a czasem choćby dorzucałam się do drobnych domowych wydatków. Kinga dzwoniła, pytając, gdzie leżą jakieś garnki – przecież nie ona je kupowała ani układała. Robiłam to z sercem. Nie oczekiwałam niczego w zamian. Tylko zwykłego „dziękuję”.

Ale wyszło na to, iż wdzięczność zostawiłam w poprzednim wcieleniu. Zamiast niej – irytacja, niezadowolenie, lodowaty chłód. A wczoraj dotarło do mnie: już tu nie chcą mnie widzieć.

Dzień zaczął się jak zwykle. Do pracy mam na ósmą, więc o siódmej stałam już pod drzwiami Kuby. Przyniosłam im bigos, świeży, pachnący. I nowe zasłony, żeby pasowały do obrusów i serwet, które kupiłam im tydzień wcześniej. Chciałam zrobić niespodziankę. Wyjęłam z torebki klucz… Ale nie pasował. Zamki wymienili. Bez słowa.

Stałam zdezorientowana, jak intruz. Zapukałam. Otworzył Jakub. Z uśmiechem podałam mu pojemnik, zaczęłam opowiadać o zasłonach, jak idealnie będą pasować… Ale on choćby nie słuchał. Stał z rękami na piersi, z kamienną twarzą.

— Mamo — powiedział ostro — serio? Jest SIÓDMA RANO. Wpadasz do nas o świcie i mam ci dziękować? To nienormalne. Jak to się powtórzy, wyprowadzimy się. I nie powiemy ci, gdzie.

Zatrzasnął drzwi. Nie przyjął jedzenia, nie wziął zasłon. Zostałam na korytarzu, ogłuszona. Musiałam obudzić sąsiadkę i poprosić, żeby przekazała dzieciakom, iż zostawiłam u niej jedzenie.

Jechałam do pracy z gulą w gardle. Trzęsłam się. Jak można tak postąpić? Oddałam młodość dla syna. Żyłam tylko dla niego. Pomagałam, jak umiałam. Angażowałam się, bo myślałam, iż to miłość. Że przez cały czas mnie potrzebują. A okazało się, iż tylko im przeszkadzam. Że jestem niechciana.

Dziś wszyscy powtarzają, iż rodzice nic nie są winni dzieciom. Ale my z mężem nie tacy. Daliśmy wszystko. I więcej. A teraz słyszę: „mamo, nie wtrącaj się”. choćby „dziękuję” się nie należy. Tylko groźba: „wyprowadzimy się”.

A przecież Jakub nigdy taki nie był. To ona – Kinga. To ona kazała zmienić zamki. To ona wmówiła mu, iż matka to problem. Że troska to kontrola i wtrącanie się. Ale czy to sprawiedliwe?

Czasem myślę: może rzeczywiście to moja wina? Może powinnam się odsunąć? Ale jak nie pomagać? Jak się wycofać, skoro wiesz, iż możesz ułatwić im życie? Po to są rodzice, nie?

Teraz siedzę i myślę: co dalej? Mój syn, ten sam Kuba, dla którego żyłam – odwrócił się ode mnie. I to przez obcą kobietę, która uznała, iż jestem problemem.

Najgorsze, iż choćby nie zrozumiał, jak bardzo mnie zranił.

Idź do oryginalnego materiału