"Na Wigilii będą osoby, które uważają mnie za porażkę, bo nie mam ślubu ani dziecka"

kobieta.gazeta.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. S?awomir Kami?ski / Agencja Wyborcza.pl


"Na Wigilii będą osoby, które uważają mnie za życiową porażkę, bo nie mam ślubu ani dziecka. Na samą myśl mam ochotę zostać w domu. Nie potrafię zrozumieć tego, iż najbliżsi nie potrafią zaakceptować moich wyborów" - pisze Julia w liście do redakcji.
Piszecie o singielkach, które nie lubią świąt, bo mają dość pytań rodziny o partnera i uwag na temat swojego wyglądu. Chciałabym przedstawić swoją perspektywę. Mam partnera, mam dobrą pracę i mieszkanie. Jestem zadbana i niczego mi nie brakuje. Mimo to na Wigilii będą osoby, które uważają mnie za życiową porażkę. Dlaczego? Bo nie mam ślubu ani dziecka...

REKLAMA







Zobacz wideo O czym marzą emeryci na święta? [SONDA]



Pytania przy świątecznym stole. "Przypominają mi, iż dokonałam złych wyborów"
Wydaje mi się, iż po prostu w każdej rodzinie są takie osoby, które mają niepohamowaną chęć, by na każdym kroku przypominać ci, iż twoje wybory są złe. To przykre, ale prawdziwe. Na samą myśl o kolejnym spotkaniu i kolejnym wałkowaniu tych samych tematów, mam ochotę zostać z partnerem w domu. Zawsze wigilijny wieczór wygląda tak samo - mama i babcia szukają tylko powodu, żeby się do mnie przyczepić. Nie chcę być okrutna, ale wydaje mi się, iż są niezadowolone z własnego życia i nie potrafią cieszyć się tym, iż ja nie mam, na co narzekać.





Świąteczny obiad (zdjęcie ilustracyjne) Fot.Tomasz Wiech / Agencja Wyborcza.pl


Rozmawiałam ostatnio z przyjaciółką i okazało się, iż podziela moje doświadczenia. Jej matka, zamiast cieszyć się z tego, iż ma wzorową córkę, ciągle szuka w niej wad. Nienawidzi jej partnera i tylko czeka na okazję, żeby przy wspólnym spotkaniu zrobić awanturę. Sama miała nieudane małżeństwo i uważa, iż skoro u niej było źle, to jej córka na pewno też nie jest szczęśliwa. Nie trafiają żadne argumenty. Nie musi czekać na święta, żeby wiedzieć, iż wyjdzie z domu z płaczem.
Dlaczego sobie to robimy? Bo nam zależy. Bo nauczono nas, iż rodzina jest najważniejsza i trzeba wszystko znosić. Dźwigamy ten krzyż, ale wcale nie dziwi mnie to, iż coraz więcej osób, zamiast zagryzać wargi i pojawiać się przy stole, byle "przetrwać" do końca kolacji, rezygnuje ze wspólnego świętowania. Na pewno dzięki temu mają czystą głowę. Ja mogę im tylko pozazdrościć.



Julia.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: [email protected]. Najciekawsze listy opublikujemy.
Idź do oryginalnego materiału