**Dziennik osobisty**
„Na takich jak ty się nie żeni” – powiedział spokojnie Krzysztof, patrząc na mnie tym swoim zimnym wzrokiem. – Są kobiety do miłości i przyjemności, a są takie, które zachowują się do ślubu. Niestety, ty do tych drugich nie należysz.
– A co jest ze mną nie tak, Krzysiu? – zapytałam, czując, jak serce mi się ściska. – Gotuję, wyglądam dobrze, dom mam czysty, w łóżku też ci nie odmawiam. Czym ci nie pasuję?
– Właśnie tym! – westchnął. – Jesteś „używana”, rozumiesz? Na takich się nie żeni. Z takimi się tylko spotyka. A żenić trzeba się z uczciwą, nieskalaną dziewczyną, dla której byłbyś pierwszy. Taką, co to gotowa byłaby ci nogi umyć i tę wodę wypić, jak to w przysłowiu mówią.
Zadowolony z siebie, odwrócił się do ściany i zaczął chrapać.
Tydzień temu siedziałam z dziewczynami w kawiarni i opowiadałam, jakie mam świetne perspektywy. Tak, trzydzieści lat to nie wiek nastolatki, ale mam karierę, mieszkanie w Warszawie, samochód. Wyglądam dobrze – czas na ślub i dzieci! Zwłaszcza iż i kandydat był idealny: Krzysztof, czterdziestolatek, przystojny, zadbany, bez nałogów, dyrektor w dużej firmie. Mieszkał osobno, ale kupił mieszkanie obok matki. Spotkaliśmy się w moim gabinecie stomatologicznym – przyszedł na przegląd, a znalazł miłość.
Pracowałam ciężko – w państwowej i prywatnej klinice – więc na randki czasu nie było wiele. A Krzysztof od razu mnie zdobył: wieczorem czekał pod pracą z bukietem piwonii (w lutym!), zabrał do restauracji. I tak się zaczęło.
Minął drugi rok, a oświadczyn wciąż nie było. Przyjaciółki już szeptały, iż czas na pierścionek. Więc któregoś wieczoru postanowiłam go przycisnąć. I usłyszałam, iż jestem „drugiego sortu”.
Następnego dnia spotkałam się z dziewczynami.
– Wyobraźcie sobie, powiedział, iż jestem „używana”! – wybuchnęłam. – Że żeni się tylko z „czystymi”!
– Co?! – oburzyła się Kasia. – Przecież jesteś piękna, mądra, masz wszystko!
– Ale podobno jestem „trzeci sort”. Co mam teraz zrobić?
– Rzuć go – zaśmiała się Ola. – Jak ci jeszcze mózg wyprze, będziesz się potem latami leczyć.
– Albo przyprowadź go do nas! – wtrąciła Kasia. – W weekend mamy rocznicę, dziesięć lat z Michałem. Niech zobaczy, jak to jest w małżeństwie!
Ku mojemu zaskoczeniu, Krzysztof się zgodził. Na miejscu było gwarno: biegały dzieci Kasi, skakał piesek Bąbel, pachniało kiełbaskami z grilla. Wieczorem, gdy starsi poszli spać, a dzieci się uspokoiły, zaczęła się poważna rozmowa. I wtedy Krzysztof znów wyciągnął swoją teorię.
– Kasia, powiedz – zaczął słodko – dlaczego twoja przyjaciółka jeszcze nie wyszła za mąż?
– A skąd mam wiedzieć? – wzruszyła ramionami. – My z Michałem wzięliśmy ślub na trzecim roku studiów. Ona się uczyła, nie miała czasu.
– A byłaś dziewicą, gdy wychodziłaś za mąż?
– Co za pytania! – parsknęła Kasia. – Nie, nie byłam. Znaliśmy się od pierwszego roku.
– Ale poznaliście się, gdy była jeszcze „czysta”?
– Słuchaj, ty – warknął Michał – może powinieneś był zostać księdzem, a nie dyrektorem, skoro tak się interesujesz czyimś życiem intymnym? Moja żona była dziewczyną, gdy ją poznałem. Wystarczy?
– No właśnie! – triumfował Krzysztof. – Żeni się z „czystymi”. A jak można prosić o rękę kobietę, która miała już kilku facetów?
– A ty co, z rodziny królewskiej? – zaśmiała się Ola. – Żeby ci koniecznie dziewicę przyprowadzili?
– Twoja przyjaciółka sama powinna wiedzieć, iż jest „drugiego sortu” – odparł zimno. – A ty, Ola, jesteś „trzeci sort”: rozwódka z dzieckiem. Żaden mężczyzna cię nie zechce.
Wtedy Michał wstał, złapał Krzysztofa za kołnierz i wyrzucił go za drzwi.
– Wynoś się, zanim cię pobiję – warknął. – Dzielisz kobiety na sorty? Sam jesteś przeterminowany.
Krzysztof, blady z wściekłości, krzyknął:
– Ewo, jadę! Jedziesz ze mną?
Ale ja tylko trzęsłam się ze śmiechu. Więc wsiadł do samochodu i odjechał.
– No, Michał, zrobiłeś mi przysługę – powiedziałam, ocierając łzy. – Teraz nie mam choćby „przeterminowanego” faceta.
– Rzadki okaz – westchnęła Kasia. – Takiego „teoretyka” dawno nie widziałam.
Śmiałyśmy się jeszcze długo. A potem Ola odwiezła mnie do domu.
Krzysztof więcej nie dzwonił.
Aż któregoś dnia dostałam zaproszenie na jego ślub. Eleganckie, z gołębiami i złoceniami. Pewnie chciał mi zaimponować.
– Nie idź – radziła Kasia. – Po co się męczyć?
– A ja bym poszła – odparła Ola. – Ciekawe, kogo tam znalazł, swoją „nieskalaną”.
W końcu poszłam. Kupiłam elegancki garnitur, zrobiłam makijaż. W urzędzie stanu cywilnego zobaczyłam Krzysztofa – dumnego, z młodziutką narzeczoną w białej sukience.
– Poznajcie się – powiedział, prowadząc do mnie dziewczynę. – To Ewa, moja znajoma. A to Ania.
– I jest „czysta i nieskalana”? – spytałam.
– Oczywiście! – odparł z dumą.
Ania zaczerwieniła się, ale uznałam, iż to przez stres.
W restauracji było wesoło, aż do mowy ojca panny młodej. Wstał, wyszedł, a po chwili wrócił z dwoma chłopcami.
– Więc wydaliśmy naszą Anię za mąż – powiedział, zabierając mikrofon. – A teraz niespodzianka! Witaj w naszej rodzinie! To twoi synowie, Kuba i Tomek.
Krzysztof osunął się na krzesło, blady jak ściana. Jego matka wstała, krzycząc:
– „Czysta”?! „Nieskalana”?! A to co?!
– Rozwód! – ryknął Krzysztof. – Natychmiast!
– Rodzice kazali mi cię nie dopuszczać do siebie przed ślubem – mruknęła Ania. – Mówili, iż inaczej nie wyjdziesz za mnie. Dwóch facetów przed tobą też nie chciało się żen