Na krawędzi rozwodu

newsempire24.com 12 godzin temu

**Jeden krok od rozwodu**

Kasia stała przy oknie i patrzyła, jak Tomek krąży po podwórku swoją nowiutką toyotą. Sąsiadka Genowefa już trzeci raz wyglądała z klatki – pewnie ryk silnika przeszkadzał jej w oglądaniu *M jak Miłość*. A Tomek wciąż jeździł w kółko, jak chłopiec, któremu w końcu wręczono wymarzoną zabawkę.

— Tato, możemy przejechać się? — zapytała czternastoletnia Zosia, zaglądając przez ramię mamy.

— Idź i zapytaj go sama — odparła sucho Kasia, odchodząc od okna.

Zosia zmarszczyła brwi.

— Mamo, co się znowu dzieje? Przecież kupił auto dla rodziny!

— Dla rodziny… — Kasia gorzko się uśmiechnęła. — Wiesz, ile ta piękność kosztuje? A na remont dachu na działce brakuje, na twój obóz też ledwo składamy każdą złotówkę.

— Ale przecież auto jest nam potrzebne! — Zosia usiadła na kanapie, podkurczając nogi. — Pamiętasz, jak jeździłyśmy do babci autobusami? Trzy przesiadki, tłok…

Kasia oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Tak, pamiętała. Ale pamiętała też, jak przez pół roku kłócili się z Tomkiem o ten zakup. Ona proponowała coś skromniejszego, używane. On powtarzał uparcie: „Albo porządne auto, albo żadne”. I efekt? Kredyt na pięć lat, przez który teraz muszą liczyć każdą złotówkę.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się, rozległy się radosne kroki.

— Moje dziewczyny! — Tomek wpadł do pokoju promieniejąc. — Zocha, może przejażdżka? A ty, Kasieńko?

— Nie jestem twoją Kasieńką — odcięła się żona.

Uśmiech Tomka przygasł.

— Co tym razem?

— Wszystko! Kupiłeś auto bez mojej zgody! Wziąłeś kredyt, który będziemy spłacać do emerytury!

— Przecież rozmawialiśmy…

— Rozmawialiśmy o kupnie samochodu, nie o tej puszce za sto pięćdziesiąt tysięcy złotych!

Zosia wzdrygnęła się i cicho wymknęła z pokoju. Przywykła już do rodzicielskich kłótni, ale zawsze miała nadzieję, iż tym razem się uda.

— Puszka?! — Tomek zaczerwienił się. — To pewny japoński samochód, bezpieczny! Dla mojej rodziny wybieram tylko najlepsze!

— A zapytać rodzinę to już za trudne? — Kasia siadła w fotel, czując narastającą frustrację. — Tomku, przecież mieliśmy ustalony budżet…

— Ustalaliśmy, ustalaliśmy! — Przeszedł się po pokoju, wymachując rękami. — I co? Będziemy jeździć na targ autobusem, ziemniaki w torbach dźwigać? Zapomniałaś, jak bolały cię plecy?

Kasia przypomniała sobie tamten dzień. Rzeczywiście przywieźli sporo warzyw od jej rodziców, a ona niosła ciężkie torby od przystanku. Plecy bolały ją trzy dni. Ale teraz wydawało się to błahostką w porównaniu z tym, co ich czekało.

— Wiesz co — wstała — pogadamy jutro. Jak się uspokoisz.

— Nie uspokoję się! — krzyknął Tomek za nią. — Bo mam rację! A ty… ty zawsze jesteś niezadowolona!

Drzwi sypialni zatrzasnęły się. Tomek został sam w salonie, wpatrując się w kluczyki od nowego auta.

Następnego ranka Kasia obudziła się wcześnie, jak zwykle. Tomek wciąż spał na kanapie — widocznie nocował w salonie. Poszła do kuchni, nastawiła czajnik. Za oknem mżył deszcz, szare niebo wisiało nisko, jak jej nastrój.

— Mamo — zajrzała do kuchni Zosia — mogę dziś nie iść do szkoły?

— Dlaczego?

— Boli mnie głowa.

Kasia przyjrzała się córce. Zosia rzeczywiście wyglądała blado, pod oczami miała cienie.

— Przez nas z tatą?

Dziewczynka skinęła głową, nie patrząc w oczy.

— Zosiu — Kasia przytuliła córkę — my tylko… dorośli czasem się nie dogadują. To nie znaczy, iż cię nie kochamy.

— A rozwodzić się nie chcecie?

Pytanie padło tak prosto, po dziecięcemu, iż Kasi zabrakło tchu.

— Skąd takie myśli?

— U Karoliny Kowalskiej rodzice się rozwiedli. Najpierw też kłócili się o pieniądze.

Kasia wypuściła córkę i odwróciła się do okna. Rozwód. Też o tym myślała, szczególnie w ostatnich miesiącach. Gdy Tomek podejmował decyzje bez konsultacji. Gdy czuła, iż żyją równolegle pod jednym dachem.

— Mamo?

— Idź się przygotuj do szkoły. Głowa przejdzie.

Zosia westchnęła i wyszła. Kasia stała wciąż przy oknie, trzymając w dłoniach ostudzoną filiżankę herbaty.

— Dzień dobry — w drzwiach kuchni pojawił się Tomek. Wyglądał na zmęczonego i przybitego.

— Dzień — odparła krótko.

— Posłuchaj, może porozmawiamy normalnie? — Usiadł przy stole, przecierając twarz rękami. — Wiem, iż wczoraj przesadziłem…

— Nie przesadziłeś, tylko kupiłeś auto bez mojej zgody.

— Kasieńko, ale przecież jest nam potrzebne! A poza tym, to ja zarabiam…

— A niby co, ja nie pracuję?! — Kasia odwróciła się gwałtownie. — Moja pensja się nie liczy?

— Liczy się, oczywiście… Tylko…

— Tylko uważasz, iż skoro jesteś głównym żywicielem rodziny, to możesz sam decydować, na co wydawać wspólne pieniądze.

Tomek milczał. To milczenie mówiło więcej niż słowa.

— Rozumiem — Kasia postawiła filiżankę w zlewie. — W takim razie kredyt spłacasz sam.

— Jak to – sam?! Jesteśmy rodziną!

— Rodzina to ludzie, którzy się konsultują. A u nas? Ty decydujesz, ty kupujesz, a ja mam się martwić.

Tomek wstał, podszedł do niej.

— Kasia, co się z nami stało? Jesteśmy razem dwadzieścia lat…

— Właśnie! Dwadzieścia lat! I przez te dwadzieścia lat nie nauczyłeś się mnie słuchać!

Wyszła z kuchni, zostawiając męża sam na sam z jego myślami.

W pracy Kasia nie mogła się skupić. Koleżanka Beata zauważyła jej roztargnienie.

— Co się stało? Wyglądasz, jakbyś tydzień nie spała.

— Tak… sprawy rodzinne.

— Tomek znowu coś odwalil? — Beata znała Kasię od lat, razem pracowałyPo powrocie do domu zastała Tomka w kuchni, który zamiast kolejnej kłótni, podał jej kubek gorącej herbaty i powiedział cicho: “Wiesz co, może jednak sprzedamy to auto i kupimy coś skromniejszego, a resztę pieniędzy wpłacimy na konto Zosi na studia”.

Idź do oryginalnego materiału