Zawsze wierzyłam w drugie szanse. Myślałam, iż jeżeli miłość jest prawdziwa, znajdzie drogę choćby przez ból, dumę i błędy. Dlatego, gdy po dwóch latach od rozstania odezwał się do mnie Marek – mój były – coś we mnie zadrżało. Mieszanka ekscytacji, nostalgii i nieśmiałej nadziei wypełniła całą przestrzeń wokół.
Rozstaliśmy się trudno. Były urazy, niedomówienia, wybuchy dumy z obu stron. Długo leczyłam dusznę rany, uczyłam się oddychać od nowa. choćby spotykałam się z kimś innym, próbowałam budować nowe życie. Ale Marek… pozostawał gdzieś w głębi – jak niezagojona blizna. Nie zapomniałam. Gdy zaproponował spotkanie, żeby po prostu porozmawiać – zgodziłam się. Naiwnie sądząc, iż to może być coś dobrego. Zwykła rozmowa dwojga dorosłych ludzi, którzy kiedyś byli sobie bliscy. Co mogło pójść nie tak?
Spotkaliśmy się w przytulnej kawiarence na rogu ulicy Miodowej. Przyszłam wcześniej, a kiedy wszedł, serce mocno uderzyło w piersi. Wszystko w nim było znajome – ta sama postawa, lekkie zarost, ten sam ciepły, jakby znany wzrok. Uśmiechnął się, podszedł i przytulił mnie. Na chwilę poczułam, jakbym wróciła w przeszłość, gdzie wszystko było prostsze i bardziej zrozumiałe.
Rozmawialiśmy godzinami. Najpierw o błahostkach – o pracy, nowościach, jak nam się wiedzie. Jego głos był wciąż taki sam, łagodny, a wzrok uważny. Wyglądało na to, iż naprawdę chce zrozumieć, jak żyłam bez niego. A ja, głupia, roztapiałam się. Zacząłam choćby myśleć, iż może jeszcze coś jest możliwe – choćby przyjaźń, jakieś pokrewieństwo dusz.
Ale potem… coś się zmieniło.
Oparł się o fotel, stał się mroczniejszy, odwrócił wzrok. Jakby walczył ze sobą. Poczułam niepokój. W końcu zaczął mówić.
– Kinga… muszę ci coś powiedzieć. To mnie męczy. Ale powinnaś znać prawdę.
– Co się dzieje? – mój głos zadrżał. – Przerażasz mnie.
Westchnął, przetarł skronie i w końcu spojrzał mi w oczy.
– Nie przyszedłem tu, żeby się z tobą pogodzić. Nie chcę być z tobą znowu. To wszystko… – rozłożył ręce – nie dlatego, iż za tobą tęskniłem.
Zbladłam. Serce ścisnęło się boleśnie.
– To po co? – szepnęłam.
Zamilkł na chwilę, po czym wypalił:
– Wykorzystuję cię, Kinga. Żeby zemścić się na twojej siostrze. Na Julii.
Świat zachwiał się wokoło.
– Co? Ty… co ty powiedziałeś?
– Twoja siostra… zdradziła mnie – powiedział zimno. – Wmówiła mi, iż mnie kocha. A potem – związała się z kimś innym. Za moimi plecami. Bawiła się mną. Teraz ja się bawię nią. Ty jesteś moim narzędziem. Najwygodniejszym.
Oniemiałam. Moja siostra – moja najlepsza przyjaciółka, opoka, osoba, której ufałam bardziej niż sobie… Nie mogła tak postąpić. A Marek… czy cały ten wieczór, jego dobre słowa, te spojrzenia – wszystko było kłamstwem?
– Co ona zrobiła? – ledwo mogłam wydusić z siebie słowa.
– Była ze mną. A potem śmiała się za moimi plecami – jego oczy pociemniały. – choćby nie wiesz, jak to bolało. Straciłem zaufanie. Teraz… chcę, żeby poczuła to samo.
Nie wiedziałam, jak oddychać.
– Wykorzystujesz mnie, żeby zranić Julię? Mnie? Dlaczego? Ja ci nic złego nie zrobiłam!
– Wiem. Przepraszam. Ale inaczej się nie da. Musi zrozumieć, co straciła. Co narobiła.
Łzy napływały mi do oczu. Z trudem łapałam powietrze. Wewnątrz wszystko zbijało się w jeden okrutny węzeł – wstydu, bólu, rozczarowania.
– Bawisz się moimi uczuciami – szepnęłam. – Naprawdę myślałam… miałam nadzieję…
Odwrócił wzrok.
– Przykro mi, Kinga. Naprawdę. Ale ja też byłem zraniony. Byłem zagubiony. Nie wiedziałem, jak sobie poradzić.
Gwałtownie wstałam. Dłonie mi drżały.
– Dość. Koniec. Nie będę częścią twojej brudnej zemsty. Nie jestem lalką. Jestem człowiekiem. I nie pozwolę ci już więcej miażdżyć mojego serca dla zemsty, której choćby nie rozumiem.
Nie próbował mnie zatrzymać. Po prostu siedział, spuściwszy wzrok. A ja odeszłam – zimną ulicą, po policzku płynęła łza, a w środku miałam tylko jedno pytanie: „Jak mogłam być taka ślepa?”
Nigdy więcej nie będę czyjąś kartą przetargową. Nigdy. I jeżeli mam zerwać więzi i z byłym, i z siostrą – niech tak będzie. Bo kłamstwo, choćby w imię miłości, to zdrada. A ja wybieram prawdę. choćby jeżeli boli.