Może wyjdę na złą córkę, ale zabrałam z powrotem torby z prezentami od rodziców

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Jestem najstarsza z pięciorga rodzeństwa. Odkąd pamiętam, większość obowiązków związanych z opieką nad młodszymi braćmi i siostrami spadała właśnie na mnie.

Rodzice pracowali ciężko, a ja — zamiast dzieciństwa — miałam listę codziennych obowiązków. O swobodnym czasie mogłam tylko pomarzyć.

Nie miałam też szczęścia do rówieśników. Nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić, dzieci przezywały mnie „niania” i „pupa czyściarka”. Czasem nerwy puszczały, krzyczałam, iż nie chcę już siedzieć z młodszymi, chciałam mieć przyjaciół, pobiegać po podwórku. Ale po każdej takiej „awanturze” dostawałam karę od ojca, najczęściej pasem. U nas w domu pas był zawsze pod ręką.

Moje dzieciństwo skończyło się, gdy miałam pięć lat. Każda moja „wina” polegała na tym, iż nie dopilnowałam rodzeństwa albo chciałam czegoś dla siebie.

Po podstawówce rodzice postanowili, iż pójdę do szkoły gastronomicznej. Nie marzyłam o tym zawodzie, ale ich zdaniem — kucharka zawsze sobie poradzi, a rodzina będzie miała co jeść.

Po skończeniu szkoły od razu zaczęłam pracę w barze. Kiedy wróciłam do domu po pierwszej zmianie, rodzina miała do mnie pretensje, iż nie przyniosłam żadnego „drobiazgu” z pracy, choć wszyscy na to liczyli. Ojciec krzyczał, nazywał mnie nieudacznicą. choćby nie miałam co zjeść po pracy, a i tak nie miałam odwagi niczego zabrać z firmy.

Pierwszą pensję rodzice już rozdzielili na zapas — rodzeństwo „potrzebowało” różnych rzeczy, a i lodówka świeciła pustkami. Ale kiedy tylko pieniądze trafiły na moje konto, kupiłam bilet na pierwszy lepszy autobus. Nie miałam siły już tak żyć. Było strasznie, ale jeszcze bardziej bałam się, iż zostanę w tej roli służącej do końca życia.

Z czasem poukładałam sobie życie. Pracowałam sporo, najpierw jako sprzątaczka, potem zmywałam naczynia, w końcu zostałam kucharką. Nauczyłam się gospodarować pieniędzmi, odkładać na własne potrzeby, marzyłam o swoim kącie. Przygarnęła mnie babcia, prawdziwy anioł. Tylko dzięki niej pierwszy raz w życiu poczułam się szczęśliwa.

Po trzech latach poznałam mojego męża. Zbudowaliśmy spokojny dom, mamę i tatę mojego męża polubiłam od razu, nigdy nie oczekiwali ode mnie więcej niż mogłam dać. Urodziła się nam córka, potem syn. Moje dzieci mają szczęśliwe dzieciństwo — nigdy nie zmuszałam córki do opieki nad bratem. jeżeli chciała pomóc — sama się zgłaszała.

W ostatnich latach zaczęły śnić mi się sny, w których wracałam do rodziców, a oni byli zupełnie inni — serdeczni, kochający, zatroskani. Postanowiłam, iż odwiedzę ich z rodziną. Zrobiliśmy zakupy, zapakowałam do toreb prezenty dla wszystkich i pojechaliśmy.

Niestety, sny nie były prorocze. Od progu usłyszałam krzyki: iż jestem niewdzięczna, iż to moja wina, iż brat pije, a choćby iż to przeze mnie mają tyle kłopotów. choćby nie spojrzeli na wnuki. Miałam wrażenie, iż przez te wszystkie lata narastał w nich tylko żal i pretensje.

Po kilku minutach tej „rozmowy” powiedziałam mężowi, iż wychodzimy.

I tak, torby z prezentami i jedzeniem zabrałam z powrotem. Może ktoś uzna, iż to okrutne, ale ja wiem jedno — więcej tam nie wrócę. Ten rozdział zamykam na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału