Moje urodziny: katastrofa czy najlepsza impreza życia?

newskey24.com 2 dni temu

Wczoraj były moje urodziny i, szczerze mówiąc, przez cały czas nie jestem pewna, czy to była totalna klapa, czy najlepsza impreza w moim życiu.

Zaczęło się od tego, iż jak naiwna dusza, powierzyłam organizację swojej najlepszej przyjaciółce, Julii. Przysięgała, iż wszystko będzie „na najwyższym poziomie”, iż stół będzie uginał się od wykwintnych potraw, a goście będą zachwyceni. No cóż, Julka! Gdy wróciłam z pracy, zastałam obraz godny jakiejś komedii o nieudanych imprezach.

W salonie panował prawdziwy chaos. Resztki wędlin i serów, lekko już zasuszonych, mieszały się z oliwkami, które chyba nikt choćby nie tknął. Warzywa – ogórki, pomidory i jakaś przywiędła papryka – wyglądały, jakby zostały pokrojone w zeszły poniedziałek. Podejrzewam nawet, iż Julia po prostu wygrzebała z lodówki, co się dało, i nazwała to „urodzinowym przyjęciem”. Butelki z winem, sokiem i czymś gazowanym stały w nieładzie, a niektóre były już do połowy puste. Wyglądało na to, iż ktoś zaczął imprezę beze mnie.

Julia, spotykając mnie w drzwiach, promieniała jak choinka. „No, jak? Super, prawda?” – zapytała, dumnie wskazując na ten kulinarny armagedon. Kiwnęłam tylko głową, starając się ukryć zdumienie. Nie chciałam urazić przyjaciółki, która, najwyraźniej, bardzo się starała. Ale w głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: „Kto adekwatne je zasuszoną kiełbasę na urodzinach?”.

Mój brat, Krzysiek, jak zwykle, postanowił dorzucić swoje trzy grosze do tej absurdalnej celebracji. Przyniósł tort, który najwyraźniej przeszedł prawdziwą przygodę. Pudełko było pogniecione, krem rozsmarował się po wewnętrznej stronie pokrywki, a napis „Wszystkiego najlepszego!” zamienił się w coś przypominającego dzieło Picassa. „Sam wybierałem!” – oświadczył dumnie, stawiając tort na stole. Popatrzyłam na to „dzieło” i pomyślałam, iż zapalimy świeczki w takiej formie – może w półmroku nikt nie zauważy jego opłakanego stanu. Ale Krzysiek był tak z siebie zadowolony, iż nie miałam serca go rozczarować. W końcu to mój brat, a jego entuzjazm zawsze przewyższa wszelkie wpadki.

Moja koleżanka z pracy, Magda, też się postarała. Podarowała mi zestaw kosmetyków, który, sądząc po lekko sfatygowanym opakowaniu, najwyraźniej leżał u niej od miesięcy. „Pomyślałam, iż ci się spodoba!” – powiedziała z tak szczerym uśmiechem, iż choćby nie mogłam być zła. No cóż, przynajmniej coś nowego trafi na półkę w łazience. Choć, prawdę mówiąc, już przeczuwałam, iż ten krem o zapachu „kwitnącej wiśni” będzie zbyt kleisty, a tuszka – zaschnięta. Ale to już szczegóły.

Goście również dodali kolorytu. Ktoś przyniósł karaoke i już po pół godzinie cały dom rozbrzmiewał nieharmonicznymi wersjami hitów z lat 90. Julia, pod wpływem paru kieliszków wina, uznała, iż jest reinkarnacją Whitney Houston, i zaczęła śpiewać „I Will Always Love You” z takim zapałem, iż sąsiedzi pewnie do dziś o tym rozmawiają. Krzysiek, nie chcąc zostać w tyle, dołączył z „Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia”, wywołując salwy śmiechu.

O północy stół wyglądał jeszcze bardziej żałośnie, ale humory dopisywały. Śmialiśmy się z absurdalnych prezentów, wspominaliśmy dawne historie, a choćby zorganizowaliśmy konkurs na najzabawniejszy toast. Wygrała Magda, która życzyła mi „tyle szczęścia, żeby nie zmieściło się w walizce, ale żeby nie ważyło jak walizka z cegłami”. Do dziś nie wiem, co miała na myśli, ale brzmiało to genialnie.

Gdy goście zaczęli się rozchodzić, spojrzałam na pobojowisko w salonie i zrozumiałam, iż tych urodzin na pewno nie zapomnę. Tak, stół był daleki od ideału, tort przypominał ofiarę trzęsienia ziemi, a prezenty budziły więcej pytań niż zachwytu. Ale było tyle śmiechu, ciepła i absurdalnych chwil, iż nie zamieniłabym tego wieczoru na nic innego. Julia, Krzysiek, Magda i reszta sprawili, iż moje urodziny były takie, jakie powinny być – żywe, szczere i lekko szalone.

Następnym razem pewnie sama zajmę się organizacją. Albo chociaż schowam zasuszoną kiełbasę przed przyjściem gości. Ale, prawdę mówiąc, takie imprezy to właśnie prawdziwe życie. I już nie mogę się doczekać kolejnych urodzin, żeby zobaczyć, czym jeszcze mnie zaskoczą przyjaciele i rodzina.

Idź do oryginalnego materiału