Moje pierwsze spotkanie z przyszłą teściową przyniosło mi ogromne rozczarowanie. Myślałam, iż będzie mnie częstować, zadawać pytania, interesować się moim życiem, a ona chodziła po mieszkaniu w starym szlafroku, gotowała ziemniaki i kroiła kiełbasę. Miałam wrażenie, iż w tym mieszkaniu nikt nie sprzątał przez miesiąc, a teściowa w ogóle mnie się nie spodziewała. Już wtedy zdecydowałam, iż nie zamieszkam z nią, ale po ślubie nie mieliśmy dokąd pójść, więc jednak przeniosłam się do niej

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Oczywiście, nie myślcie o mnie źle, nie jestem osobą, która utrzymuje wszystko w sterylnej czystości, ale moi rodzice nauczyli mnie podstawowego porządku w domu.

Rzeczy zawsze powinny leżeć na półkach, brudne trzeba umyć lub wyprać, a zabrudzone wytrzeć i doprowadzić do porządku. Według tego samego zasady wychowywałam moją młodszą siostrę, gdy mieszkałyśmy razem w jednym pokoju.

Tak się ułożyło, iż od dzieciństwa pokochałam porządek i przytulność w domu.

Mojego Stanisława pokochałam od razu, już po pierwszym spotkaniu. Jest najmłodszym synem swoich rodziców z wielodzietnej rodziny. Starsze dzieci, jego bracia i siostry, już się rozjechali, niektórzy mają własne rodziny, a mój Stanisław mieszkał z mamą i tatą.

Na początku, gdy był moim narzeczonym, przyjeżdżał do mnie, a potem, gdy już zdecydowaliśmy się pobrać, przywiózł mnie do swojego trzypokojowego mieszkania.

Kiedy weszłam pierwszy raz do mieszkania Stanisława, byłam, delikatnie mówiąc, bardzo zdziwiona.

Nie mieli już małych dzieci, ale w tym mieszkaniu nie było w ogóle porządku, wszędzie tylko brud i kurz. Wszędzie wszystko było porozrzucane, kuchnia bardzo brudna, podłoga była jakby czarna, stos brudnych naczyń w kuchni, tyle niepotrzebnych szmat porozrzucanych – ciężko było na to patrzeć.

Ale najgorszy był zapach, który czułam przez cały czas. Mieli też dwa koty, o które nikt nie dbał tak, jak należy. Nigdy bym nie pomyślała, szczerze mówiąc, iż wrócę tu jako druga gospodyni.

Ojciec Stanisława był w pracy, a po mieszkaniu chodziła tylko mama mojego przyszłego męża, w starym, wyblakłym szlafroku, z nieuczesanymi włosami.

Nie mogę powiedzieć nic złego – była miłą kobietą, przygotowywała kolację na powrót swojego męża, a potem usadziła nas do stołu, żebyśmy się poznali. Jedzenie było bardzo zwyczajne i proste: ziemniaki, kiełbasa, śledź, kotleciki. Szczerze mówiąc, prawie nic nie jadłam – brzydziłam się.

Jednak po skromnym weselu musieliśmy zamieszkać u rodziców mojego męża. Nie mieliśmy dokąd pójść: standardowe małe dwupokojowe mieszkanie, w jednym pokoju mieszkali moi rodzice, a w drugim moja siostra, natomiast teściowie mieli przestronne trzypokojowe mieszkanie, w którym mieszkali tylko oni.

W moim mieście nic mnie nie trzymało – byłam studentką zaoczną, ale mąż nie mógł porzucić swojej pracy, tym bardziej iż była tak blisko ich domu.

Stanisław był na początku swojej kariery, więc wynajem mieszkania nie wchodził w grę. Obliczyliśmy, iż za około rok, a może trochę wcześniej, będziemy mogli wziąć własne mieszkanie na kredyt i mieć własny dach nad głową, za który będziemy stopniowo spłacać.

Nie było rady, trzeba było zakasać rękawy i zabrać się za sprzątanie ich mieszkania. Moja teściowa pracowała na zmiany, więc poczekałam, aż rodzice Stanisława będą w pracy i postanowiłam zrobić im niespodziankę.

Nie dało się tego zrobić w jeden dzień, to jasne, ale kuchnia i łazienka lśniły.

Jednak niespodzianka nie była dla nich zbyt przyjemna – trochę mnie pochwalili, ale zaraz potem pojawiły się jakieś niezrozumiałe pretensje: nikt nie mógł znaleźć, co i gdzie leży, wszyscy szukali swoich rzeczy i byli na mnie za to źli.

Do tego wyrzuciłam wszystko, co moim zdaniem było niepotrzebne: jakieś pęknięte buteleczki i słoiczki, podarte ręczniki. Teściowie mi tego nie wybaczyli, zwłaszcza teściowa.

To było nasze pierwsze poważne nieporozumienie. Poproszono mnie, żebym „nie dotykała cudzych rzeczy, z którymi nie mam nic wspólnego”.

Powiedziano mi: chcesz, to dbaj o porządek w swoim pokoju, co zresztą robię. Bardzo było mi przykro, bo naprawdę się starałam.

Stanisław przekonywał mnie, żeby o wszystkim zapomnieć, a jego rodzice choćby mnie nie przeprosili. Do tego po dwóch dniach w kuchni znów był bałagan. Teraz gotuję tylko dla siebie i męża, myję tylko swoje talerze i garnki, kupiłam czajnik elektryczny do naszego pokoju na herbatę i kawę.

Drugie nieporozumienie dotyczyło kotów. Nie wpuszczam ich do naszego pokoju, żeby chociaż tam było przewietrzone, ale przecież trzeba jakoś chodzić do łazienki i toalety.

Byłam kompletnie rozczarowana, kiedy sprzątałam ich kuwety i usuwałam odchody. Potem powiedziałam matce Stanisława, iż tak nie może być, trzeba coś z tym zrobić. Ale teściowa była niezadowolona i powiedziała, iż sami sobie z tym poradzą, jak to zawsze robili beze mnie.

Niech w domu śmierdzi, ale koty muszą żyć tak, jak są przyzwyczajone, i kropka. Stanisław podzielał zdanie swoich rodziców.

Pewnego razu, dobrze się nad tym zastanowiwszy, postanowiłam podejść do sprawy sprytnie. Zaczęłam rozmawiać z teściową o prowadzeniu domu. Zaczęłam jej opowiadać, jakie środki czyszczące najlepiej kupować, żeby nie trzeba było się za bardzo przemęczać podczas sprzątania.

Matka męża słuchała mnie obojętnie i spokojnie odpowiedziała: „Jajko kurę nie uczy!”

Nie wiem, co mnie wtedy opętało, ale już nie chciałam milczeć: „Trzeba kiedyś to wszystko posprzątać. Wszystko tu jest brudne i tłuste, wszędzie pełno szmat, nie można przejść, a gości zaprosić to wstyd!” A ona obraziła się na mnie za to.

Od tamtego czasu minęły już cztery miesiące, odkąd z nimi mieszkam. Nie wiem, jak wszystkich nauczyć przynajmniej podstawowych zasad czystości, żeby każda próba nie kończyła się nieporozumieniem. Nie mogę już na to patrzeć. I nic nie mogę zrobić. A pieniędzy na wynajem ani na własne mieszkanie teraz nie mamy.

Czy to normalne tak żyć?

Idź do oryginalnego materiału