*10 września 2023*
Moja krew…
Joanna uwielbiała swojego syna, była z niego niezmiernie dumna. Czasem sama się dziwiła, iż ten przystojny dwudziestoczterolatek to jej dziecko. Jak ten czas gwałtownie uciekł. Przyszło jej do głowy wspomnienie, gdy był malutki, a teraz to dorosły mężczyzna – ma dziewczynę, pewnie niedługo się ożeni, założy własną rodzinę… Wydawało jej się, iż jest na to gotowa. Zaakceptuje każdy jego wybór, byle tylko był szczęśliwy.
A tak bardzo jest do niej podobny…
***
Wyszła za mąż jeszcze na studiach, z wielkiej miłości. Mama odradzała.
— Po co się śpieszy? Na stypendium będziecie żyć? Nie możecie roku poczekać? Niech najpierw skończycie naukę. A jak dzieci? Joasia, opamiętaj się, miłość ci nie ucieknie. I twój Krzysiek to jeszcze skarb…
Joanna nie słuchała i denerwowała się na matkę. Jak ona nie rozumie, iż bez ukochanego nie da się żyć. Oczywiście, postawiła na swoim – wzięli ślub. Koleżka z pracy mamy zaproponował im małe mieszkanie po swojej zmarłej rok wcześniej babci. Nie będzie brać pieniędzy, niech tylko płacą czynsz. Jakie studenci mają oszczędności?
Mieszkanie stare, dziesiątki lat bez remontu. Ale za darmo. Joasia uważała to za szczęście. Wyszorowała podłogi, powiesiła czyste firanki od mamy, zakryła wytarty kanapę swoim kocem. Dało się żyć.
Tylko rozczarowanie małżeństwem i mężem przyszło zbyt szybko. I jak trudno było przyznać, iż mama, jak zwykle, miała rację. Po trzech miesiącach Joanna dziwiła się, jak mogła się tak pomylić co do Krzyśka? Była ślepa?
Pieniądze u niego się nie zatrzymywały. Od razu wydawał na jakieś ciuchy, nowe buty. Wracał z kolegami nad ranem, a rano nie mógł wstać na zajęcia. W ogóle go nie obchodziło, co będą jeść? Za co kupią jedzenie?
Joasia znosiła to w milczeniu, nie mówiąc mamie. Ale ta i tak wszystko wyczuwała. Pomagała, jak mogła – zostawiała pieniądze, przynosiła zakupy.
Ostatnio Krzysiek coraz częściej zapraszał do siebie kumpli. W końcu miał swoje mieszkanie! Wiecznie głodni studenci opróżniali lodówkę, zjadali wszystko, co przyniosła mama.
Pewnego ranka Krzysiek otworzył lodówkę i zdziwił się, iż pusta.
— Gdzie wszystko?
— Twoi kumple wczoraj zjedli, nie pamiętasz? — odcięła się Joasia.
— choćby pierogi? — dopynął.
Raczej nie zajadali ich pod piwo.
— I kotlety, i pierogi, i makaron, choćby majonez i cytryna. Wszystko. — Rozłożyła ręce.
Mąż zamknął lodówkę. Zjadł śniadanie – herbatę ze spieczoną kromką chleba, która ocalała w chlebaku.
Joanna nie wytrzymała i wyrzuciła z siebie wszystko, co myślała. jeżeli ma w dupie żonę, która za każdym razem myje sterty naczyń i podłogę, to niech chocia— Szanowałby chociaż mamę, która nosi nam jedzenie, a ty karmisz tym swoich kumpli — powiedziała, a w końcu zabrała swoje rzeczy i wróciła do mamy, wiedząc, iż to koniec.