„Moje dzieci zabraniają mi wychodzić za mąż…” Opowieść o trudach kobiety między przeszłością a przyszłością

polregion.pl 15 godzin temu

Nazywam się Wioletta i mam 44 lata. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, iż znajdę się w takiej emocjonalnej pułapce. Przez całe życie byłam z jednym mężczyzną – moim mężem, ojcem moich dzieci, moim towarzyszem, moją opoką. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. A rok temu nagle odszedł. Serce. Zostawił w domu pustkę, a w mojej duszy – lodowatą, rozdzierającą dziurę.

Mam dwoje dzieci. Syn studiuje na trzecim roku, już dorosły, rozsądny. Córka właśnie skończyła liceum i dostała się na uniwersytet – młoda, wrażliwa. Jestem z nich dumna, to cały mój świat. Ale… nie widzą we mnie kobiety. Tylko matkę. Tylko wdowę.

Dwa miesiące temu poznałam Jacka. Spotkaliśmy się przypadkiem na wystawie, na którą poszłam tylko po to, żeby nie oszaleć z samotności. Okazał się dobrym, wrażliwym mężczyzną. Nie naciskał, nie wymagał, po prostu był obok. Zaczęliśmy się spotykać – najpierw spacery, później kolacje, rozmowy do późna. W jego oczach znów poczułam się kobietą. Żywą. Potrzebną. Kochaną.

I niedawno oświadczył mi się. Prosto, szczerze: „Wioletta, zostań moją żoną. Zacznijmy wszystko od nowa. Razem.” Rozpłakałam się. Nie ze smutku, ale ze strachu. Wiedziałam, iż moje dzieci tego nie zaakceptują.

Zebrałam się w sobie i postanowiłam im powiedzieć. Usiadłam z nimi przy stole, tak jak kiedyś, gdy mówiłam, iż ich oczekuję, gdy uczyłam ich wiązać sznurowadła, gdy odprowadzałam do pierwszej klasy. Tylko teraz było inaczej.

— Mam kogoś… — szepnęłam. — Nazywa się Jacek. Jesteśmy razem. Oświadczył mi się.

To, co nastąpiło, nie było krzykiem, ale huraganem. Gniew, żal, szok.

— Więc już zapomniałaś o tatusiu?! — krzyknęła córka, a w jej oczach błyszczały łzy.

— Chcesz wpuścić do domu obcego faceta?! — rzucił syn. — Zdradziłaś ojca!

Patrzyli na mnie jak na obcą. Próbowałam wytłumaczyć: nie zapomniałam. Pamiętam każdą zmarszczkę na jego twarzy, głos, śmiech, zapach po goleniu. Ale odszedł, moje dzieci. I nie ożywię go, choćbym bardzo chciała. Ja żyję. Oddycham. I chcę być z kimś, kto znów sprawia, iż moje serce bije.

Lecz oni mnie nie usłyszeli.

Teraz wiszę w próżni. Nie wiem, co zrobić. jeżeli wyjdę za Jacka – stracę dzieci. Przestaną ze mną rozmawiać, odejdą. jeżeli odmówię – zostanę sama. Bo dzieci nie są na zawsze. Dziś są ze mną, ale jutro będą mieć własne rodziny, własne domy, własne troski. A ja? Będę tylko „mamą, która siedzi sama w mieszkaniu”.

Powiedziałam Jackowi: „Daj mi czas. Może zrozumieją. Z czasem.” Skinął głową. Przytulił mnie. Obiecał, iż poczeka. Tylko nie wiem, na jak długo starczy mu cierpliwości. I ma do tego prawo. On nie nosi moich wspomnień, mojego bólu. Po prostu chce być przy mnie. To nie jest zbrodnia.

Boli mnie, iż moje dzieci nie widzą we mnie żywej osoby. Przeżyłam uczciwe życie. Byłam wierną żoną, oddaną matką. Nie porzuciłam, nie zdradziłam, nie zniszczyłam. Dlaczego teraz, gdy chcę po prostu być szczęśliwa, muszę się za to tłumaczyć?

Nie obwiniam ich. Rozumiem: boją się. Że Jacek wymaże ojca z ich pamięci. Że zapomnimy przeszłość. Ale to nie nastąpi. On zawsze będzie z nami. W zdjęciach, we wspomnieniach, w naszych sercach. Ale ja – jestem tutaj. Ja żyję.

Czasem wieczorami siadam przy oknie i patrzę na miasto, gdzie za każdym oknem jest jakaś historia. Ktoś się zakochuje. Ktoś żeni. Ktoś rodzi dzieci. A ktoś po prostu… żyje. I ja też chcę żyć. Nie wegetować. Nie przetrwać. Ale żyć.

Nie wiem jeszcze, jaką decyzję podejmę. Ale wiem jedno: nie jestem winna. Jestem kobietą. I mam prawo do szczęścia.

Życie to nie tylko wierność przeszłości, ale też odwaga, by iść dalej. Bo miłość nie dzieli się na kawałki – ona mnoży się, im więcej serca w nią wkładasz.

Idź do oryginalnego materiału