Przez wiele lat byłam zachwycona swoim zięciem, nazywałam go synem, powierzałam mu całkowicie swoje finanse. Ale mój ostatni przyjazd do domu pokazał, iż wszystko to robiłam na próżno.
Do Szwecji wyjechałam tuż przed ślubem córki – to było osiemnaście lat temu. Żyliśmy wtedy tak biednie, iż dziś aż trudno w to uwierzyć. Nie mieliśmy nic oprócz starego domu, w którym mieszkałam ja, moja córka i moja mama.
Z mężem rozstałam się dawno – nie chciał mieszkać na wsi i zostawił mnie, gdy nasza córka jeszcze chodziła do szkoły.
Gdy moja Weronika podrosła, zaczęła spotykać się z chłopakiem z naszej wsi – Wiktorem. Też pochodził z biednej rodziny, ale był porządnym, pracowitym chłopakiem, wszystko mu szło jak z płatka. Polubiłam go, choć wolałabym, żeby moja córka miała bogatszego kandydata. Gdy jednak Wiktor przysłał swatów, nie sprzeciwiłam się.
Na wesele córki pożyczyłam dużo pieniędzy. Żeby oddać długi, zdecydowałam się wyjechać do Szwecji do swojej przyjaciółki. Długo mnie namawiała, a ja nie chciałam zostawiać córki samej. Ale gdy zobaczyłam, iż jest w dobrych rękach, bo zięć wydawał się bardzo odpowiedzialny, wtedy dopiero się odważyłam.
Wiktor po ślubie zamieszkał z nami. W ciągu kilku miesięcy spłaciłam wszystkie jego długi, a potem zaczęłam przesyłać mu wszystkie swoje zarobki. On w tym czasie zaczął budować dla nas dom. Jakże się cieszyłam, iż choćby nie wzywał majstrów, bo przecież ile by trzeba było im zapłacić!
Wiktor miał złote ręce i wszystko potrafił zrobić sam. Pracował bez wytchnienia, często pomagał mu jego ojciec – razem z teściem niemal od podstaw postawili dom.
Z remontami i meblami było tak samo. Zięć zrobił wszystko sam, a potem jeszcze nauczył się robić meble. Mało powiedzieć, iż byłam z niego dumna – ja go naprawdę podziwiałam. Takiego dobrego człowieka trzeba było szukać ze świecą.
Ale każda moneta ma dwie strony. Pierwszy raz zięć bardzo mnie zawiódł kilka lat temu, gdy zażądał, żebym przepisała na niego część domu.
Byłam zaskoczona – przecież Weronika to moje jedyne dziecko i oczywiste było, iż wszystko, co mam, prędzej czy później będzie należało do niej.
Ale zięć nie chciał czekać. Nalegał, iż chce już teraz wszystko załatwić formalnie. Co dziwne – córka wtedy stanęła po jego stronie i powiedziała mi, iż dużo zaoszczędziłam, bo nie płaciłam fachowcom za budowę, więc sprawiedliwie będzie, jeżeli przepiszę część domu Wiktorowi.
Przekonali mnie, iż tak będzie najlepiej – i zgodziłam się. Przy okazji przepisałam też część domu na córkę, więc połowa należała do niej, a połowa do zięcia. Sobie nic nie zostawiłam, wierząc, iż mam dobre dzieci i nie będzie żadnych problemów, gdy wrócę do domu.
Ale niedawno wydarzyło się coś, co wywróciło moje życie do góry nogami. Zięć znalazł sobie inną kobietę i chce odejść z rodziny. A przy okazji – podzielić nasz dom, czyli mój dom!
Jestem w szoku. Prędzej spodziewałabym się śniegu latem niż tego, iż mój zięć tak się zachowa. Próbowałam go przekonać, żeby tego nie robił – iż będzie tego żałował. Przecież mają z Weroniką dwoje dzieci.
Ale Wiktor mówi, iż będzie żałował, jeżeli nie spróbuje zawalczyć o swoje szczęście, bo życie ma tylko jedno. I z części domu nie zrezygnuje, bo uważa, iż sam włożył w niego bardzo dużo. Że ja dawałam pieniądze, a on – swój czas i siły.
Co teraz robić? Czym ja myślałam, przepisując swój dom na obcego człowieka?