Moja rodzina

newsempire24.com 1 dzień temu

Moja krew

Justyna uwielbiała swojego syna, była z niego niezmiernie dumna. Czasem dziwiła się, iż ten przyciągający wzrok dwudziestoczterolatek to jej własne dziecko. Jak gwałtownie minęły te lata. Przecież wydawało się, iż dopiero co był małym chłopcem. A teraz dorosły, ma dziewczynę, pewnie w niedługu się ożeni, założy własną rodzinę… Myślała, iż jest na to gotowa, iż zaakceptuje każdy jego wybór, byle tylko był szczęśliwy.

A tak bardzo przypominał ją samą…

***

Wyszła za mąż jeszcze na studiach, z wielkiej miłości. Matka odradzała.

– Pożądli się? Na stypendium żyć będziecie? Nie możecie poczekać choć rok? Najpierw skończcie naukę. A jeżeli dzieci? Justyna, oprzytomnij, miłość od ciebie nie ucieknie. I twój Krzysiek to jeszcze niezły gagatek…

Justyna nie słuchała i złościła się na matkę. Jak ona może nie rozumieć, iż bez ukochanego żyć się nie da. Oczywiście, postawiła na swoim, wzięli ślub. Koleżanka z pracy matki zaproponowała im małe mieszkanie po swojej zmarłej rok wcześniej matce. Nie będzie brała pieniędzy, wystarczy, iż pokryją koszty. Jakie studenci mają pieniądze?

Mieszkanie stare, od dziesięcioleci nietknięte remontem. Ale niemal za darmo. Justyna uważała to za szczęście. Wyszorowała podłogi, powiesiła czyste zasłony od matki, przykryła wziętym z domu kocem wytarte sofa. Dało się żyć.

Tylko rozczarowanie małżeństwem i mężem przyszło zbyt szybko. I jak trudno było przyznać, iż matka, jak zwykle, miała rację. Po trzech miesiącach Justyna dziwiła się, jak mogła tak się pomylić co do Krzysztofa. Ślepa była?

Pieniądze u niego nie zagrzewały miejsca. Od razu kupował sobie nowe ciuchy albo buty. Wychodził z kolegami do późna, a rano nie mógł wstać na zajęcia. Wcale go nie obchodziło, co oni z żoną będą jeść? Skąd wezmą na jedzenie?

Justyna znosiła to w milczeniu, matce nie mówiła. Ale ta i tak wszystko widziała. Starała się pomóc, dawała pieniądze, przynosiła zakupy.

Ostatnio Krzysiek coraz częściej zapraszał do siebie przyjaciół. W końcu ma własne mieszkanie! Wiecznie głodni studenci opróżniali lodówkę, zjadali wszystko, co przyniosła matka.

Pewnego ranka Krzysiek otworzył lodówkę i zaskoczył się, iż jest pusta.

– Gdzie wszystko?

– Twoi kumple wczoraj zeżarli, nie pamiętasz? – odcięła się Justyna.

– choćby placki ziemniaczane? – doprecyzował mąż.

Choć te pewnie poszły pod wódkę.

– I kotlety, i placki, i makaron, choćby majonez i cytryny. Wszystko. – Justyna rozłożyła ręce.

Mąż zamknął lodówkę. Zjadł śniadanie – herbatę i zasuszoną kromkę chleba, która przypadkiem została w chlebaku.

Justyna nie wytrzymała i wygarnęła mu wszystko, co myśli. jeżeli już ma ją, swoją żonę, która za każdym razem myje stosy naczyń i podłogę, w dupie, to niech chociaż szanuje matkę. Ona kupuje im jedzenie, przynosi gotowe dania, a on karmi tym kolegów. Któryś z nich choć złotówkę dał? Przyniósł chociaż bochenek chleba? Większość z nich ma od rodziców przesyłki, ziemniaki, przetwory…

Mąż przepraszał, obiecywał, iż to się nie powtórzy. Ale mijał tydzień, nadchodził piątek, i znowu wpadali koledzy Krzysztofa, znowu opróżniali lodówkę jak głodna szarańcza.

– Mam dość, koniec, nie wytrzymam – powiedziała Justyna, rozumiejąc, iż stawia kropkę nad ich małżeństwem.

Koledzy przestali przychodzić. Teraz Krzysztof zaczynał znikać razem z nimi. A w końcu coraz częściej nie wracał na noc. Po kolejnej kłótni, gdy usłyszała od męża, iż jest nudna i męczy go swoimi narzekaniami, Justyna spakowała rzeczy i wróciła do matki.

– Jak to się stało? Gdzie się podziała miłość? – płakała na ramieniu matki.

– Po prostu się pośpieszyliście, twój Krzysiek nie wybieł się – mówiła matka, gładząc córkę po głowie.

Po powrocie do domu Justyna dowiedziała się, iż jest w ciąży. W wirze kłótni i nerwów zapominała o tabletkach, opuszczała dawki. Matka namawiała na aborcję, póki czas. Mówiła, iż samotne wychowywanie dziecka to ciężka sprawa.

Ale Justyna znowu jej nie posłuchała. Mężowi nie powiedziała. Rozwód przeszedł szybko. Szymon urodził się już po studiach. Posłuchawszy w końcu matki, Justyna zrobiła test na ojcostwo, by Krzysztof nie wykręcał się, i wniosła o alimenty. Nie protestował, płacił, choć syna nigdy nie widział i nie interesował się nim.

A Justyna uwielbiała swojego syna, kochała go całym sercem, oddawała mu całą siebie, całą niewyżyta miłość. O innych mężczyznach nie chciała choćby słyszeć. Ojciec nie zainteresował się dzieckiem, to jak miałby pokochać je obcy? Matka pomagała, ale coraz częściej kłóciły się o niechęć Justyny do urządzenia sobie życia. Było im ciasno we trójkę.

Niespodziewanie powiodło się z mieszkaniem. Przed śmiercią matka Krzysztofa przepisała mieszkanie na Justynę i wnuka. Pewnie sumienie gryzło ją za syna. Justyna chciała odmówić, ale Krzysztof nagle sam nalegał, by się tam wprowadziła. Mówił, iż i tak wyjeżdża, nie wie, kiedy wróci.

Justyna wyprowadziła się od matki i przestały się kłócić.

Choć wciąż młoda, miała już dorosłego syna, który skończył studia, pracował. Teraz młodzi gwałtownie zaczynają samodzielne życie, ale Szymon się nie śpieszył, nie palił się do wyprowadzki…

***

Justyna tak zagłębiła się w wspomnieniach, iż nie usłyszała, jak syn wrócił do domu.

– Mamo! Jestem – zawołał z przedpokoju niskim głosem. Zerwała się z krzesła, zaczęła nakrywać do stołu, postawiła czajnik.

Potem siedziała i patrzyła na niego, podpierając głowę ręką.

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – oderwał ją od myśli Szymon, odsuwając pusty talerz.

– Coś się stało? – spytała Justyna, prostując się.

– Nie, no… to znaczy tak. Żenię się.

– Dlaczego mnie straszysz? Już myślałam, iż coś złego.Justyna spojrzała na syna przez łzy, uśmiechnęła się i powiedziała: “Kocham cię, synu, i chcę tylko twojego szczęścia”.

Idź do oryginalnego materiału