Droga, jedyna
Drobny deszcz smagał twarz, wbijając się w oczy. Kinga wlokła się, marząc tylko o tym, by znaleźć się w domu. W głowie miałam zamęt, myśli rozłaziły się jak stara, zniszczona pościel. Omijając kolejną kałużę, o mało nie poślizgnęła się na błocie przy krawężniku. „Dość już tych butów na obcasie. To nie dla mnie, nie jestem już młodą dziewczyną.”
Wreszcie stanęła przed blokiem. Weszła do klatki schodowej, a w nozdrza uderzył ciepły, zakurzony zapach z kaloryfera, który mimo wiosny grzał na pełną moc. Szkoda, iż nie tak było zimą. Windą wjechała powoli na piąte piętro. „Czyżbym się rozchorowała? Zupełnie nie mam sił” – pomyślała, opierając się o ścianę kabiny.
W przedpokoju osunęła się bezwładnie na pufę, przycisnęła plecami do ściany i zamknęła ciężkie powieki. „Wreszcie. W domu!” – westchnęła i natychmiast zapadła w ciemność, bez dźwięków, bez zapachów.
– Mamo, czemu siedzisz po ciemku? Źle się czujesz? – Głos Darka wyrwał ją z otępienia, ale nie otworzyła oczu.
– Nie, synku. Po prostu jestem zmęczona – wyszeptała Kinga, ledwie poruszając językiem.
Czuła, iż syn stoi i wpatruje się w nią. Z trudem rozkleiła powieki, ale Darka nie było, tylko w kuchni paliło się światło. Zrzuciła buty, poruszyła palcami stóp, uwolnionymi z ciasnego obuwia, i wstała. Od razu zatoczyła się w stronę wieszaka.
– Mamo! – Darek podbiegł i przytrzymał ją, zanim zdążyła upaść.
– Coś mi się zakręciło w głowie…
Pomógł jej przejść do pokoju i usiąść na kanapie. Kinga opadła na oparcie, wyciągnęła nogi. „Jakie to dobre uczucie!” Oczy same się zamknęły… W następnej chwili drgnęła, wyrwana z półsnu, i spotkała się z pełnym niepokoju wzrokiem syna.
– Mamo, wszystko w porządku?
Skinęła głową i poprosiła o gorącą herbatę. Darek niechętnie wyszedł do kuchni.
A ona przypomniała sobie, jak w pracy obudziła się na podłodze gabinetu. Zupełnie nie pamiętała, jak upadła. Wtedy też zrzuciła wszystko na zmęczenie. „Czuję się jak staruszka, a mam dopiero trzydzieści dziewięć lat. Może naprawdę choruję? Jutro pójdę do przychodni.” Westchnęła i ruszyła w stronę kuchni.
– Jesteś blada. Boli cię głowa? – Darek postawił przed nią kubek parującej herbaty.
Kinga wymusiła uśmiech.
– Po prostu padam z nóg, a ta pogoda, ten deszcz… – Zrobiła mały łyk. – Jadłeś coś?
– Tak, mamo. Muszę jeszcze dokończyć lekcje.
– Idź, będzie dobrze. – Kinga sączyła herbatę małymi łykami.
Potem przebrała się w wyświechtany, mięciutki szlafrok i zajrzała do pokoju syna. Darek siedział pochylony nad książką. Serce zalała czułość. Najdroższy, ukochany, jedyny – a już prawie dorosły.
Delikatnie zamknęła drzwi.
– Doktorze, co ze mną? Może jakieś witaminy? – Następnego ranka Kinga siedziała w gabinecie lekarskim.
Choć się wyspała, wciąż czuła się wykończona i słaba.
– Zobaczmy. Oto skierowanie na badania i rezonans. Z wynikami od razu do mnie. I nie zwlekaj. Czy w rodzinie były przypadki nowotworów, udarów?
– Tak. Tata miał raka, mama zmarła na udar. Czyli to może być… Mam syna w szkole. Poza mną nie ma nikogo. Nie mogę umrzeć! – Krzyk Kingi odbił się od ściany, wrócił i utknął w gardle.
– Nie wybiegajmy przed szereg. Predyspozycje są, ale jesteś jeszcze młoda… Czekam na wyniki. Na razie dam ci zwolnienie, spokojnie się zbadaj, odpocznij.
– Mamo, byłaś w szpitalu? Co powiedział lekarz? – Gdy Darek wrócił ze szkoły, Kinga była już w domu i gotowała zupę.
– Jeszcze nic. Skierował mnie na badania. Więc jutro mnie nie budź.
Patrzyła, jak syn je. „Już prawie dorosły. A co, jeżeli okaże się, iż jestem poważnie chora? Rak? Lepiej o tym nie myśleć.”
– Mamo, wszystko gra? Znowu się zamyśliłaś.
Kinga drgnęła.
– Jesteś ostatnio jakaś nieswoja – powiedział Darek.
– Tylko myślałam.
Nocą nie mogła zasnąć. Jak spaDeszcz szemrał za oknem, a Kinga leżała w łóżku, trzymając w dłoniach zdjęcie Darka z dzieciństwa, i myślała, iż choć życie bywa niesprawiedliwe, to jej największym szczęściem wciąż jest to, iż ma przy sobie syna, który – mimo wszystko – jest jej największą siłą i nadzieją.