Moja matka zawsze stała po stronie mojego ojczyma. Pewnego dnia nie mogłem tego znieść i postanowiłem to wszystko zakończyć.

newskey24.com 7 godzin temu

Moja mama, Bożena, zawsze strzelała w pośrodku mojego wujka Jana. Pewnego dnia nie wytrzymałam i postanowiłam położyć kres tej farsie.

Przez długie lata dzieliłam mały kawalek mieszkania w Warszawie z mamą i młodszą siostrą, Jagodą. Nasza babcia, Stasia, mieszkała niedaleko i często wpadała na herbatkę. O ojcu nie pamiętam nic jakby go po prostu nie było a ojciec Jagody? On wciąż pojawia się w jej wspomnieniach.

Na początku nowy mąż mojej mamy zachowywał się przyzwoicie, ale po chwili oboje zapomnieli o mojej egzystencji. Jan podnosił rękę w moją stronę częściej niż poranny budzik. Płakałam, ale nie chciałam obarczać mamy. Dopiero kiedy zobaczyła, co się ze mną dzieje, wpadła w obłęd.

Doszło do furii, a Jan zniknął z naszego życia na dobre. Od tej pory zostaliśmy we trójkę i byliśmy szczęśliwi. Stasia chętnie zajmowała się Jagodą, kiedy mama pracowała. Po maturze postanowiłam studiować w Warszawie, choć marzyłam o wyjeździe za granicę. Rodzina jednak przyciągała mnie mocniej niż zagraniczne stypendia.

Pewnego popołudnia mama zasugerowała, żeby sprzedać nasze dwa mieszkania nasze i babci i w zamian kupić trzypokojowy lokal. Będziemy razem, a każdy dostanie swoją przestrzeń, przekonywała. Zgodziłam się, więc wprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Ja dostałam pokój z oknem na wschód, Jagoda zamieszkała u Stasi, a mama wzięła trzeci pokój. Wszystko grało jak w orkiestrze.

W nowym bloku poznała sąsiada, pana Kazimierza, który ma tyle lat, co mama i już od lat jest rozwiedziony. Od pierwszego spotkania zaczynał jej poświęcać uwagę, a ona rozkwitała jak wiosenny tulipan.

Później mama przywiozła do domu wujka Roberta. Ten postanowił wynająć swoje mieszkanie i przyszedł z nami zamieszkać. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, ale Robert zaczął rzucać nam podłymi uwagami, zwłaszcza w moją stronę. Często się kłóciliśmy, a mama zawsze stała po jego stronie.

Czułam się jak ryba w płotku, więc postanowiłam przenieść się na studia do Krakowa. Mama nie miała nic przeciwko, wręcz odetchnęła z ulgą, bo nie musiała już wybierać między mną a wujkiem Robertem. Czy to jednak sprawiło, iż poczułam się lepiej? Trochę. Zastanawiam się, jak to się stało, iż własne dziecko staje się wymiennikiem w grze z innym mężczyzną.

Koniec końców, po kilku latach, wróciłam do Warszawy, kupiłam małe mieszkanie za 120 tysięcy złotych i, zaskakująco, udało nam się znowu żyć w zgodzie choć wciąż z odrobiną ironii i rodzimej rodzinnej dramy.

Idź do oryginalnego materiału