Moja córka twierdzi, iż jestem złą babcią, mimo troski i dbałości o wnuki.

newsempire24.com 5 dni temu

Niedawno, po wszystkich obowiązkach związanych z wnukami, moja córka powiedziała mi, iż jestem złą babcią, która nie kocha swoich wnuków.

Kiedy w końcu przeszłam na emeryturę, ogarnęły mnie mieszane uczucia – z jednej strony euforia z zakończenia pracy, a z drugiej niepokój przed nowym etapem. Lata pracy zostały za mną, a przede mną rozciągała się przestrzeń, którą trzeba było jakoś wypełnić.

Poranne wstawanie na budzik, pośpiech do pracy, pilne zadania – to wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na początku czułam się zagubiona: co teraz robić, jak ułożyć sobie dzień?

Przez pierwsze tygodnie szukałam zajęć w domu: sprzątanie, gotowanie, przeglądanie starych rzeczy. Ale gwałtownie zrozumiałam, iż bez końca dbanie o porządek to nie to, o czym marzyłam, myśląc o emeryturze.

W głowie cały czas kłębiły się myśli: „Musisz być użyteczna, nie możesz siedzieć bezczynnie”. Ale powoli uświadomiłam sobie, iż teraz mam pełne prawo do odpoczynku i dbania o siebie, i nie muszę się z tego przed nikim tłumaczyć.

Zaczęłam szukać rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Najpierw przypomniałam sobie o miłości do książek. Od młodości uwielbiałam czytać, ale w pracy nie starczało czasu. Na półkach urosła sterta nieprzeczytanych tomów.

Teraz mogłam zanurzyć się w fascynujące historie, smakując każdą stronę, nie patrząc na zegarek. To było prawdziwe szczęście – czytać bez pośpiechu, z kubkiem herbaty w ręku, wygodnie wtulona w swój ulubiony fotel.

Potem zrozumiałam, iż muszę zadbać o zdrowie. Lata w ciągłym biegu zostawiły ślady – bolące stawy, skoki ciśnienia. Na początku trudno było zmusić się do spaceru bez dawnego pośpiechu.

Ale zaczęłam od krótkich porannych przechadzek. Krok po kroku, dzień za dniem, czułam, jak wraca lekkość. Moje ciało już nie jest młode, ale przy odpowiedniej trosce może cieszyć się dobrym samopoczuciem.

Odkryłam euforia w małych codziennych rytuałach: poranne spacery po parku, wieczorna herbata na balkonie, obserwowanie zachodu słońca. Czasem po prostu siedzę i słucham śpiewu ptaków, ciesząc się chwilą.

Te chwile nauczyły mnie dostrzegać szczęście w zwykłych rzeczach. Teraz staram się, żeby każdy dzień miał w sobie coś miłego, choćby jeżeli to drobiazg – to dodaje mi sił i chęci do życia.

Zrozumiałam też istotną rzecz – nie wolno mi czuć winy za odpoczynek. Tak, moje dzieci czasem mówią: „Mamo, ty nic nie robisz”. Ale przecież całe życie poświęcałam rodzinie i pracy.

Teraz, gdy zasłużyłam na wytchnienie, dlaczego nie mogę żyć po swojemu? Nie da się wiecznie istnieć tylko dla innych, bo można w tym się zgubić. To nie znaczy, iż nie kocham bliskich – po prostu każdy ma prawo do przestrzeni tylko dla siebie.

Zaczęłam próbować nowych rzeczy. Na przykład nauczyłam się robić na drutach – nie z przymusu, ale dla przyjemności. Każdy nowy splot, każdy wzór daje mi spokój i satysfakcję. Kiedy widzę gotowy sweter, wiem, iż choćby w moim wieku można tworzyć coś pięknego własnymi rękami.

Z czasem dotarło do mnie, iż emerytura to nie koniec życia, a początek czegoś nowego. To szansa, żeby cieszyć się drobiazgami, być wolnym od grafików i obowiązków, które kiedyś wydawały się niezbędne.

I jeżeli mój doświadczenie komuś pomoże, będę szczęśliwa. Bo nie trzeba czekać ze szczęściem na starość – wystarczy zauważać to, co nas cieszy, i dać sobie prawo do małych przyjemności.

Teraz wiem na pewno: życie trwa i w każdym wieku można nadać mu sens i radość. Najważniejsze, by słuchać siebie i żyć tak, jak naprawdę chcemy.

Idź do oryginalnego materiału