«Mój syn stał się bałaganem; moja synowa to jego lustrzane odbicie. Jestem wykończona życiem w ich chaosie»

newskey24.com 2 dni temu

Mój syn stał się prawdziwym bałaganiarzem, a jego dziewczyna jego dokładnym odbiciem. Jestem wykończona życiem w ich chaosie.

Nigdy nie sądziłam, iż powiem to na głos, ale… mam dość. Dość brudnych naczyń, podłogi, która nie widziała miotły od tygodni, tej uporczywej woni resztek jedzenia i uczucia, jakbym mieszkała z niechlujnymi współlokatorami, a nie we własnym mieszkaniu. A to wszystko przez mojego własnego syna i jego ukochaną, którzy od dwóch miesięcy żyją tu jak na wakacjach.

Kacper ma dwadzieścia lat. Studiuje zaocznie, właśnie skończył służbę wojskową i od razu znalazł pracę. Dorosły mężczyzna, teoretycznie samodzielny, pomaga w opłatach, nie wyleguje się bezczynnie. Byłam z niego dumna. Aż do *tej* rozmowy.

Mamo, powiedział pewnego dnia, dla Ani to trudne w jej domu. Rodzice ciągle się kłócą, rzucają czym popadnie, choćby się nie może spokojnie uczyć. Może zostałaby u nas na jakiś czas, aż się uspokoi? Nie narobimy problemów.

Zlitowałam się. Widziałam ją wcześniej nieśmiałą, grzeczną, z opuszczonym wzrokiem i cichym głosem. Jak odmówić? Zwłaszcza iż Kacper ma swój pokój, jest miejsce. Ale nie spodziewałam się prezentu, który mnie czekał.

Pierwsze tygodnie starali się: naczynia pozmywane, podłoga zamieciona, cisza. choćby ustaliliśmy harmonogram sprzątania: sobota ich kolej, środa moja. Myślałam, iż może rzeczywiście dojrzeli. Ale po trzech tygodniach wszystko się rozsypało.

Brudne talerze z zaschniętymi resztkami leżały w zlewie całymi dniami, włosy i papiery po przekąskach zalegały na podłodze. Łazienka? Ślady szamponu, włosy w odpływie, zaschnięta pasta do zębów. Ich pokój przypominał legowisko: ubrania porozrzucane, okruchy na stole, łóżko nieposłane. Ania chodziła w maseczce na twarzy, z telefonem w dłoni, jak w spa, a nie w moim domu.

Próbowałam rozmawiać, prosić, przypominać. Zawsze ta sama odpowiedź: Nie mieliśmy czasu, zrobimy później. Tylko iż później nigdy nie nadchodziło. Więc zaczęłam wręczać im mopa i środki czystości bez słowa, w milczeniu. choćby to nic nie dało. Raz rozlali sos na obrus choćby nie wytarli. Po prostu wyszli. I znów ja musiałam sprzątać.

Gdy weszłam do ich pokoju i zobaczyłam ten *syf*, nie wytrzymałam:

Naprawdę wam to nie przeszkadza? Żyjecie jak świnie?

Kacper, nie mrugnąwszy okiem, odparł:

Geniusze panują nad chaosem.

Tylko iż ja nie widzę tu geniuszy. Tylko dwójkę dorosłych, którym wygodnie żyć jak zwierzęta i mieć służącą w postaci matki.

Kacper obiecywał współdzielenie wydatków zakupy, rachunki. W rzeczywistości płaci tylko za media. Zakupy robi raz na tydzień, ale zamówienia z pizzerii i chińczyka prawie codziennie. Czasem mi podrzucą, ale to nie rozgrzewa serca lodówka i tak świeci pustkami. Za te pieniądze można by wykarmić całą rodzinę.

Ania nie pracuje, jest na studiach. Ma stypendium, ale nigdy nie dołożyła się do zakupów ani sprzątania. Wszystko idzie na jej fanaberie. Gdy zasugerowałam, by trochę pomogła, wzruszyła ramionami, obrażona.

Wychowałam Kacpra sama. Jego ojciec odszedł przed jego narodzinami. Moi rodzice pomagali, harowałam podwójnie, oszczędzałam, zrobiłam wszystko dla niego. Nigdy mu nic nie wyrzucałam. I nie chcę zaczynać teraz. Ale widzieć, jak moje mieszkanie zamienia się w melinę… Nie mogę już.

Próbowałam rozmawiać, spokojnie. Raz, drugi, trzeci… Teraz już wiem oni się nie zmienią. Uważają, iż jestem starą marudą, iż powinnam być wdzięczna, iż w ogóle ze mną mieszkają.

Dwa miesiące wytrzymałam. Ale dość. Powiem im wprost: albo się ogarną, albo wyniosą się do akademika. Może tam zrozumieją, co to znaczy szanować czyjąś pracę i przestrzeń.

Bo mam już dość bycia ich sprzątaczką. Chcę wreszcie żyć spokojnie bez stresu, bez stert brudnych naczyń i skarpet walających się w kuchni.

A wy? Co byście zrobili? Ryzykowali kłótnię z synem? Czy dalej przymykali oczy na ten koszmar w mieszkaniu, które budowałam własnymi rękami?

Idź do oryginalnego materiału