„Mój syn ma zapalenie żołądka, a jego żona karmi go fastfoodem. Nie mogę na to patrzeć spokojnie…”

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Dzisiejszy wpis w dzienniku:**

Mam na imię Ludmiła, Ludmiła Nowak. Mój syn Adam skończył niedawno 27 lat. Pół roku temu ożenił się z dziewczyną o imieniu Kinga. Jest bystra, ładna, dobrze wychowana. Kończy szósty rok medycyny, będzie lekarzem. Powinno być wszystko w porządku, ale moje serce nie daje mi spokoju. Widzę, iż nie opiekuje się moim synem tak, jak powinna.

Adam od dzieciństwa ma przewlekły nieżyt żołądka. Dziedziczne, po ojcu. To nie jest zwykła „dolegliwość od jedzenia”, jak teraz wszyscy myślą. To choroba, która w zaostrzeniu potrafi zmienić życie w piekło. Wiosną i jesienią Adam cierpi najbardziej: zgaga, bóle, wymioty, bezsenność. Wiem, przez co przechodzi, bo sama go pielęgnowałam przez lata. Gdy mieszkał ze mną, pilnowałam diety: gotowane mięso, zupy, kisiele, żadnego smażonego, żadnego fast foodu, posiłki o stałych porach. Nie tylko go karmiłam – chroniłam go.

Przed ślubem ostrzegłam Kingę:
– Adam ma wrażliwy żołądek. Trzeba uważać, zwłaszcza w okresach przejściowych. Proszę, gotuj mu adekwatnie.
Uśmiechnęła się i obiecała, iż będzie dbać. Uwierzyłam.

Ale gdy miesiąc później zajrzałam do nich, zamarłam. W kuchni brudne talerze, w lodówce tylko ketchup, piwo i zeschła bagietka. W śmietniku – pudełka po pizzy i skrzydełkach z fast foodu. Na kuchence – pusto. Spytałam:
– Gdzie Adam?
– W pracy, zaraz wróci – odparła spokojnie Kinga.
– Jadł dziś cokolwiek?
– Chyba coś rano…

Zrobiło mi się zimno. Wiedziałam, jak to się skończy. I miałam rację. Trzy miesiące później – szpital. Ostry atak. Kroplówki, dieta, ból. Siedziałam przy nim niemal cały czas, gdy leżał. Kinga wpadała na godzinę, dwie, i mówiła, iż musi „uczyć się do zaliczeń”. Zaczęłam się bać.

Po wyjściu kupiłam im królika – dobre, świeże mięso, z targu. Poprosiłam, żeby ugotowała lekki rosół. Skinęła głową. Minął tydzień – zajrzałam do zamrażarki: królik leżał nienaruszony. choćby nie rozmrożony. O zupie nie wspomnę.

Zaproponowałam pomoc:
– Kinga, może ja coś ugotuję? Rozumiem, masz zajęcia, egzaminy…
– Nie trzeba! – odcięła. – Dam sobie radę.

Ale widzę, iż nie daje. Boli mnie, gdy patrzę, jak mój syn, którego tyle lat chroniłam, znów słabnie. A on milczy. Nie chce urazić żony. Nie chce kłótni. Ale chudnie, jest rozdrażniony, znów nie śpi.

Nie potrafię milczeć. Nie mogę patrzeć, jak jego zdrowie leci na łeb. Nie chcę się kłócić z Kingą, nie chcę burzyć ich małżeństwa. Ale nie pozwolę, by mój syn cierpiał każdego dnia coraz bardziej.

Myślę, żeby porozmawiać z jej matką. Może ona dotrze do córki. Może znajdzie słowa, by wyjaśnić, iż mąż potrzebuje troski nie w słowach, ale w czynach. Że bycie żoną to nie tylko dzielenie łóżka i kuchni. To też wspieranie, leczenie, ratowanie, gdy jest źle. A jeżeli ktoś ma być lekarzem – tym bardziej.

Nie jestem wrogiem. Jestem matką. Chcę, by mój syn był zdrowy. I jeżeli muszę się wtrącić – zrobię to. Choćby stanąć przy ich kuchni, choćby nosić obiady codziennie. Nie pozwolę, by znów bladł, słabł i cierpiał. Nie pozwolę milczeć, gdy ktoś go rani przez zaniedbanie. Bo kocham swojego syna. I będę o niego walczyć, choćby jeżeli komuś wyda się to niewłaściwe.

**Dzisiejsza lekcja:** Miłość matki nie zna granic, ale czasem trzeba znaleźć sposób, by nie stała się ciężarem dla innych. Trudna sztuka.

Idź do oryginalnego materiału