Mój los poszedł w inną stronę

newskey24.com 1 miesiąc temu

Moja część poszła w obce ręce

Ludwika Nowak stała przy oknie, wpatrując się w sąsiednią działkę, gdzie młoda kobieta rozwieszała pranie na sznurze. Obca w domu, który powinien był należeć do niej. W domu, gdzie dorastała, gdzie minęła jej młodość, gdzie umarła matka.

Ludka, co ty tam gapisz się jak zaczarowana? odezwała się młodsza siostra Bronisława, wchodząc do kuchni z siatkami pełnymi zakupów. Herbata całkiem wystygnie.

Tak tylko patrzę westchnęła Ludwika, odchodząc od okna. Jak ona się tu rozpanoszyła.

Przestań się zadręczać Bronisława zaczęła wyciągać produkty z siatek. Co się stało, to się nie odstanie.

Tobie łatwo mówić. Ty masz własne mieszkanie, a ja wiszę ci na karku.

Nie pleć głupot. Wiesz, iż mi nie ciążysz.

Ludwika usiadła przy stole i sięgnęła po ostudzoną filiżankę. Herbata była gorzka, niesłodzona oszczędzały cukier. Od kiedy straciły dom, pieniędzy zaczęło brakować dramatycznie. Emerytura nędzna, a utrzymywać trzeba było dwie osoby.

Broniu, pamiętasz, co mama mówiła o testamencie? spytała, mieszając łyżeczką.

Oczywiście. Mówiła, iż dom przypadnie nam po połowie.

Właśnie. Po połowie. A wyszło, iż wszystko poszło dla tej Walentyny.

Bronisława ciężko opadła na krzesło. Temat testamentu boleśnie odbijał się w sercach obu sióstr.

Ludka, przerabialiśmy to już sto razy. Mama w ostatnich latach nie była sobą. Alzheimer, mówili lekarze.

Ale przecież nie sama testament sporządzała! Był notariusz, świadkowie. Jak mogli pozwolić, by chora kobieta przepisała wszystko obcej?

Weronika nie jest obca. Opiekowała się mamą, gdy ta chorowała.

Opiekowała się! prychnęła Ludwika. Parę miesięcy pochodziła, leki podała. A my co? Trzydzieści lat nie zajmowałyśmy się matką?

Bronisława milczała. Obie wiedziały, iż to niesprawiedliwe, ale nic już nie można było zmienić. Proces przegrały, dom przeszedł na Weronikę daleką krewną, która pojawiła się w ich życiu dopiero pod koniec.

Dzwonek do drzwi przerwał ich rozmyślania.

Ja otworzę wstała Bronisława.

W przedpokoju rozległy się głosy, a chwilę później do kuchni weszła ich siostrzenica Kinga córka zmarłego brata.

Cześć, ciociu Ludko, ciociu Broniu pocałowała obie w policzek. Jak leci?

Jakoś się ciągnie odparła Ludwika. A u ciebie co słychać?

Wszystko gra. Zbieram się na urlop nad morze. Chciałam spytać, może potrzebujecie pieniędzy? Mogę trochę pomóc.

Bronisława i Ludwika wymieniły spojrzenia. Kinga zawsze była dobrą dziewczyną, ale teraz jej oferta zabrzmiała wyjątkowo wzruszająco.

Dziękuję, Kinguś powiedziała Bronisława. Na razie damy radę.

No dobrze, ale jak coś mówcie, nie krępujcie się. A tak w ogóle, mam nowinę. Pamiętacie tę Weronikę, co dostała dom po babci?

Ludwika zesztywniała.

Oczywiście. Co z nią?

No więc sprzedaje dom! Wczoraj widziałam ogłoszenie w necie. Żąda miliona złotych.

Co?! Ludwika zerwała się z krzesła. Sprzedaje?!

No tak. Mówi, iż dom stary, remont drogi, a jej mieszkanie w mieście potrzebne.

Nie może być szepnęła Bronisława. Mama zawsze mówiła, iż dom ma zostać w rodzinie.

Jaka teraz rodzina gorzko uśmiechnęła się Ludwika. Obca baba dostała spadek i robi, co chce.

Kinga niepewnie przestępowała z nogi na nogę.

Ciociu Ludko, może byście do niej poszli? Pogadali? Może zgodziłaby się sprzedać wam taniej?

Za co mamy kupić? załamała ręce Ludwika. Ja mam emeryturę dwa tysiące, Bronia dwa i pół. Gdzie my weźmiemy milion?

Może byście wzięli kredyt?

W naszym wieku? Ja mam sześćdziesiąt osiem, Bronia sześćdziesiąt cztery. Kto by nam dał pieniądze?

Kinga westchnęła.

Szkoda bardzo. Dom był piękny, przestronny.

Był powtórzyła Ludwika jak echo.

Po wyjściu siostrzenicy siostry długo siedziały w milczeniu. Za oknem zachodziło słońce, zalewając kuchnię złocistym światłem.

Wiesz co odezwała się nagle Ludwika pójdę do niej. Do tej Weroniki.

Po co? zdziwiła się Bronisława.

Pogadam. Może sumienie się w niej obudzi.

Ludka, nie rób tego. Tylko się zdenerwujesz.

A co mam do stracenia? Dom i tak nie mój.

Następnego ranka Ludwika włożyła najlepszą sukienkę i ruszyła do rodzinnego domu. Droga była niedaleka, tylko dwa przecznice dalej, ale każdy krok przychodził z trudem.

Dom wyglądał zaniedbanie. Płot się pochylał, furtka skrzypiała, w ogrodzie panoszyły się chwasty. Ludwika boleśnie skrzywiła się na wspomnienie, jak zadbany był ogród za czasów matki.

Zapukała do drzwi. Otworzyła Weronika kobieta około czterdziestki, pulchna, z niezadowoloną miną.

A, to wy powiedziała, rozpoznając Ludwikę. Czego chcecie?

Dzień dobry, Weroniko. Mogłybyśmy porozmawiać?

O czym?

Wpuśćcie, proszę. Na dworze niewygodnie.

Weronika niechętnie wpuściła ją do środka. W przedpokoju czuć było stęchliznę i brudne naczynia. Ludwika z bólem rozpoznawała znajome ściany, teraz obdrapane i zaniedbane.

Chodźcie do kuchni burknęła Weronika.

Kuchnia była w opłakanym stanie. Wszędzie leżały brudne talerze, na kuchence stały przypalone garnki, a okna były pozaklejane taśmą.

Siadajcie skinęła Weronika na krzesło. Tylko szybko, nie mam czasu.

Ludwika ostrożnie usiadła.

Weroniko, słyszałam, iż sprzedajecie dom.

No i co z tego?

Rozumiecie, to dom naszego dzieciństwa. Ja i siostra tu dorastałyśmy, rodzice tu żyli. Jest dla nas bardzo ważny.

I co mi z tego?

Może sprzedalibyście go nam? Wiem, iż pieniędzy nie mamy wiele, ale mogłybyśmy się

Idź do oryginalnego materiału