Moi domownicy przywykli do “restauracyjnego” jedzenia, więc teraz się z nimi męczę

przytulnosc.pl 2 dni temu

Moja mama nigdy nie przejmowała się specjalnie gotowaniem. Co przygotowała, to jedliśmy. Oczywiście bywała różnorodność, ale bez wyszukanych dań.

Na początku małżeństwa też nie gotowałam zbyt wykwintnie. Byłam zajęta pracą, więc na kulinarne eksperymenty nie było czasu. Poza tym, mąż zjadał wszystko, co ugotowałam. Na nim nauczyłam się gotować, bo jesteśmy razem od 16. roku życia.

Mój starszy syn jest wybredny w jedzeniu. W dzieciństwie był niejadkiem, więc musiałam wymyślać różne sposoby, żeby go nakarmić. Mało tego, jedzenie musiało być podane w konkretnej temperaturze i ładnie zaserwowane. Mężowi i synowi gotowałam osobno. W domu zawsze musi być jakaś domowa wypieka, bo sklepowej nie akceptują. Może to dla kogoś drobnostka, ale takie “restauracyjne” jedzenie mnie już męczy. O półproduktach nie ma mowy. Nabiału nie jedzą.

Młodszy syn również wyrasta na smakosza. Ostatnio praktycznie nie wychodzę z kuchni. Chociaż je już wszystko, to ma swoje kulinarne kaprysy. Nie zje podgrzewanego zupy ani ziemniaków — tylko świeżo przygotowane. Nie daj Boże, dodać jakieś przyprawy! Od razu odmówi jedzenia. Je tylko kurczaka i uwielbia jagody. Dlatego cała zamrażarka jest nimi wypełniona, aby zimą gotować soki i kompoty.

Każdego dnia muszę przygotować 3-4 dania na każdy posiłek. A jeszcze nie zapominać o ciastach, plackach, tortach, ciasteczkach. Wieczorem koniecznie muszę się dowiedzieć, kto i co chce na śniadanie. jeżeli tego nie zrobię, następnego dnia będę słuchać narzekań.

Rozumiem, iż sama jestem winna, bo przyzwyczaiłam ich do takiego jedzenia. Ale chciałam dobrze. Każdy człowiek ma swoje kulinarne preferencje, więc chciałam wszystkim dogodzić. Tak się złożyło, iż w naszej rodzinie gusta są bardzo różne. Czasami wydaje mi się, iż łatwiej byłoby jeść obiady i kolacje w restauracji, niż męczyć się od rana do wieczora przy kuchence.

Idź do oryginalnego materiału