Wysiadłem z miejskiego autobusu na przystanku przy drodze wiodącej do wsi Kłuszki i spojrzałem na tabliczkę ze znakiem Kłuszki. Tam właśnie było napisane wioska Kłuszki.
Jasiu! z łzami w oczach podeszła siostra babci, biała w białej chustce przynieś mi Kasię.
Mieszkańcy wioski spoglądali na nieznajomą kobietę z małą dziewczynką w ramionach, ale babcia Gurianowa i Jasiu niosąc dziecko i walizkę, pośpiesznie ruszyli w stronę domu, nie zwracając uwagi na przechodniów. Gdy dotarli pod bramę, babcia zamknęła ją i wbiegła do domu.
Mamo!
Starsza wnuczka już płakała przy stole, obejmując Kasię. Łzy nie przestawały płynąć z oczu Jasia.
Uciekłam od męża, babciu!
Co się stało?
On ciągle mnie obraża, wypowiada tysiące paskudztw, rozkazuje, grozi, iż zabierze mi dziecko. Nie mogę przy nim ani odetchnąć, ani się pośmiać tylko szepcze pod nosem i drwi Jestem zmęczona.
Babcia Gurianowa popatrzyła na wnuczkę, zmarszczyła brwi:
Trzy lata małżeństwa i już rozpadło się jak domek z kart co tu za nowoczesne obyczaje?
Jasiu powstrzymał łzy, podniósł głowę i spojrzał na babcię.
Babciu jeżeli mnie nie zrozumiesz, odejdę. Zostawiłam dom matki, a ona mnie nie rozumie, ciągle mnie gani. Mówi: znieś, mąż nie powie nic złego. Jak mam żyć, kiedy mnie dusi?
Starsza przez cały czas marszczyła brwi, po czym przytuliła wnuczkę i pogładzała po włosach:
Zostań. Nie będę cię zmuszać do niczego. Mam już niewiele, ale chcę, żebyś była przy mnie. Ten dom będzie twój. Moja ukochana, moja piękna
***
Jasiu, dziewczyna z miasta, zapomniała o swoim mieście. Najpierw w wiosce krążyły plotki, iż Jasiu wyszła za bandytę (coś takiego samą sobie wymyśliła). Z tego powodu uciekła do babci, zabierając walizkę i małą Kasię, by się ukryć. Samotnie podjęła pracę na poczcie, rozdając listy, i jej charakter spodobał się wszystkim wiejskim.
W Gurianowych znalazła się wszyscy są uśmiechnięci i pomocni, jeżeli o coś poprosisz, od razu przybiegają. Dobra dziewczyna.
Kasiu siedziała w ogródku babci i pokazywała dziewczynce jagody. Nie bój się, mała, możesz je zbierać i jeść. Ta czerwona to truskawka, żółta to agrest, a to czarna czarna porzeczka.
Dziewczynka w sukience podeszła do krzaków i dotykała owoców.
Za płotem ruszyły wrzosy i wyskoczył zabawny pies, czarny z białymi plamami, podniósł ucho i zaszczekał.
Psiak uśmiechnęła się Jasiu.
Wrzosy znowu się poruszyły i wyłonił się kręcony chłopiec. Kasię przyciągnęło jego spojrzenie.
Pawelek! rozległ się męski głos, podszedł do płotu starszy dworak. Dzień dobry.
Dzień dobry odparła Maja.
Pawelek, kręcony, odważył się podejść bliżej, chwycił się rękami i przyjrzał się Kasi. Był nieco starszy od dziewczynki.
Jasiu uśmiechnęła się i przywołała chłopca:
Chodź tutaj, chłopcze. Mamy jagody. A Kasia. Kasia chętnie się z tobą pobawi.
Ojciec chłopca, staruszek, oparł się o płot i przyjacielsko zagadał:
Nie wiedziałem, iż macie tu Kasię. U nas Paweł bez przyjaciół się nudzi, wędruje po podwórku. Dobrze, iż mamy psa Szarika.
Jasiu ucieszyła się:
U nas Kasia się nudzi. Chodź do nas, Paweł!
Paweł po raz drugi nie musiał pytać od razu przeskoczył przez szczelinę w płocie, a za nim szedł pies. Dzieci zaprzyjaźniły się od razu, a ich śmiech nie ucichł aż do zmierzchu.
***
Ojciec Pawła, małomówny Jan, przyjeżdżał w weekendy, patrzył na Jasię z podziwem i nie odrywał oczu. Zaczynał ją otaczać prezentami, przynosił kwiaty, woził do rzeki swoim starym Fiatem. Babcia Gurianowa popierała go.
Ojej, Jasiu, dobry chłopak. Odszedł od żony, ona była niewierna, zabrał syna i sam wychowuje Pawła. Pracowity, niepijący, pięknie dorastał pod moim okiem. Ma mieszkanie w mieście, bo tam pracuje.
Jasia poczuła się rozdarta podobał jej się Jan, miał dobry charakter, ale bała się, co zrobi jej były mąż. Formalnie on wciąż był jej mężem.
Powiem ci wszystko, Jan musi wiedzieć, z kim się zadaję.
Czekam zapewnił Jan. Będę czekał na ciebie, Jasiu, tak długo jak trzeba, a potem zabiorę cię do miasta.
Jakżeż ty
Kochany, wyjeżdżam jutro poprosił Jan, patrząc w oczy. Pilnuj Pawła. Ojciec już nie ma sił, bo lat już przybyło. Nie mogę zabrać go do miasta, bo była żona go prześladuje i chce walczyć o opiekę.
Nie martw się, będę się nim opiekować odparła Jasia. Jedź spokojnie, kochanie.
Lata mijały, starzały się powoli. Babcia Gurianowa zmarła, Jasia codziennie ją odwiedzała, podawała jedzenie łyżeczką; Kasia poszła do szkoły. Nie było wieści od byłego męża, więc Jasia w końcu odetchnęła i osiedliła się w nowym życiu. Paweł stał się wybrednym chłopakiem, starał się unikać szkoły, a jego dziadek zachorował i przestał wychodzić z domu.
Jasia biegała dwa domy, opiekując się starszymi. W weekendy przyjeżdżał Jan, przynosząc rzadkie wizyty i pełen bagaż własnoręcznie uprawianych warzyw.
Po kolejnych latach Jasia pożegnała babcię i stała się wolnym ptakiem.
Dziecko w okresie dojrzewania wciąż się sprzeczało, Jasia płakała przy poduszce. Paweł nie słuchał, a ich głosy się mieszały. Dziadek Gurianów wyglądał przyzwoicie, leżał jak posąg na kanapie, okryty gazetą; w jego domu zamieszkała starsza Zofia, gotująca mu kasze. Babcia Patrzyła na Jasię nieprzychylnie, nie wpuszczała jej do domu.
Z Janem też było gorzej przychodził coraz rzadziej, raz w miesiącu, bez prezentów, z twarzą pełną zmarszczek, mówiąc:
Wiesz, Jasiu, pracuję. Spłacam kredyt, cała pensja znika na ratach. Nie stać mnie choćby na spodnie dla syna.
Jasia rozumiała:
Rozumiem, kochanie, dbaj o siebie, jedz dobrze, ubieraj się stosownie do pogody. My damy radę.
Jan poczuł się podbudowany i odjechał lekko uniesiony.
***
Kasiu! wołała Jasia w podwórzu. Chodź tutaj, nie bój się!
Co chcesz? mruknęła Kasia, leniwie wystając na werandę.
Jasia machnęła ręką w stronę kurnika:
Co się stało, Kasiu? Wyszedłam tylko na pocztę, a już taki bałagan.
Co tam? zirytowana dziewczyna.
Nie widzisz, Kasiu?
Kasja podniosła wargi i podeszła bliżej:
Skąd mam to wiedzieć, mamo? Muszę się uczyć do lekcji.
Co będziemy jeść zimą, córeczko? Kury zjadły wszystko, nie zostało nic.
Bo nie zamknęłaś kurnika, prawda?
Czy naprawdę? przewróciła oczami i weszła do domu, a Jasia łzy wylewały się po policzkach.
W ogrodzie czekał kolejny bałagan: wszystkie grządki były wydeptane, płot miał ogromną dziurę i pochylił się na bok.
Pawle! przeskoczyła Jasia przez szczelinę. Paweł stał dumnie przy płocie, otoczony kolegą. Podchodząc, Jasia zatrzymała się przy budce psa i zajrzała do środka.
Widzę, Szarik ma brudną mordę. Co, Szarik, najedzony?
Co ty, ciociu Jasiu? drwiąco odparł Paweł. Rozmawiamy z psami?
Chłopcy wybuchnęli śmiechem.
Paweł, twój pies zniszczył mój kurnik
To nie Szarik! krzyknęła Jasia. Nasze kury chodzą po podwórku, on ich nie rusza.
Jasia spojrzała na chłopców, nie rozumiejąc, jak taki mały, kręcony chłopak stał się tak obojętny.
Od czasu do czasu Jasia dzwoniła matka, zachowywała się jak obca.
Jasiu, mów szybko, jestem zajęta.
Czym się zajmujesz, mamo? Twoją nową rodziną? zdrowiem ojczyma?
Nie są mi obce, Jasiu! jeżeli tak mówisz, zapomnij, iż masz mamę.
A ja i tak nie mam matki
W takim razie nie dzwoń już więcej. Dzwonek
Jasia przygryzała wargi, gniewna:
Kiedyś przyjdziesz, dzieci nie przyjdą cię przywitać.
Łzy spływały po policzkach. W końcu odłożyła wypłatę, wsiadła do autobusu i pojechała do miasta, by zrobić niespodziankę Janowi. Znamy adres dzięki Pawłowi, pojechała prosto z dworca. Puknęła do drzwi, otworzyła młoda kobieta.
Dzień dobry, jesteśmy rodzina Górskich. Kto ty? zapytała.
To ja, Jasia.
A ty? zdziwiona.
Żona, oczywiście.
Kobieta uśmiechnęła się złośliwie, a Jasia spojrzała na nią i od razu pobiegła. Jan przyjechał w weekend do wsi, jak zwykle, zawołał Jasię do rozmowy, mówiąc cicho:
Co robisz, mała? Mieszkam z Anią, a co mam robić, iż dorosły mężczyzna się gubi?
A co ja?
Zawsze zajęta swoją farmą.
Co ty, dlaczego mnie tak potraktowałaś? zaczęła płakać Jasia.
Jasiu, ble… zmarszczył brwi Jan. Nie rób takiego zamieszania. Mam już dość małżeńskiej byłej. Wracaj do miasta, ja muszę jechać.
Nie martw się, opiekuję się Pawłem odparła Jasia.
Lata szły powoli. Babcia Gurianowa zmarła, Jasia codziennie ją odwiedzała, podawała jedzenie łyżeczką; Kasia poszła do szkoły. Nie było wieści od byłego męża, więc Jasia w końcu odetchnęła i osiedliła się w nowym życiu. Paweł stał się wybrednym chłopakiem, starał się unikać szkoły, a jego dziadek zachorował i przestał wychodzić z domu.
Jasia biegała dwa domy, opiekując się starszymi. W weekendy przyjeżdżał Jan, przynosząc rzadkie wizyty i pełen bagaż własnoręcznie uprawianych warzyw.
Po kolejnych latach Jasia pożegnała babcię i stała się wolnym ptakiem.
Dziecko w okresie dojrzewania wciąż się sprzeczało, Jasia płakała przy poduszce. Paweł nie słuchał, a ich głosy się mieszały. Dziadek Gurianów wyglądał przyzwoicie, leżał jak posąg na kanapie, okryty gazetą; w jego domu zamieszkała starsza Zofia, gotująca mu kasze. Babcia Patrzyła na Jasię nieprzychylnie, nie wpuszczała jej do domu.
Z Janem też było gorzej przychodził coraz rzadziej, raz w miesiącu, bez prezentów, z twarzą pełną zmarszczek, mówiąc:
Wiesz, Jasiu, pracuję. Spłacam kredyt, cała pensja znika na ratach. Nie stać mnie choćby na spodnie dla syna.
Jasia rozumiała:
Rozumiem, kochanie, dbaj o siebie, jedz dobrze, ubieraj się stosownie do pogody. My damy radę.
Jan poczuł się podbudowany i odjechał lekko uniesiony.
***
Kasiu! wołała Jasia w podwórzu. Chodź tutaj, nie bój się!
Co chcesz? mruknęła Kasia, leniwie wystając na werandę.
Jasia machnęła ręką w stronę kurnika:
Co się stało, Kasiu? Wyszedłam tylko na pocztę, a już taki bałagan.
Co tam? zirytowana dziewczyna.
Nie widzisz, Kasiu?
Kasja podniosła wargi i podeszła bliżej:
Skąd mam to wiedzieć, mamo? Muszę się uczyć do lekcji.
Co będziemy jeść zimą, córeczko? Kury zjadły wszystko, nie zostało nic.
Bo nie zamknęłaś kurnika, prawda?
Czy naprawdę? przewróciła oczami i weszła do domuW końcu Jasia podjęła decyzję, iż zostanie w Kłuszkach i założy własną małą pracownię rękodzieła, by zapewnić sobie i Kasi stabilność oraz spokój.










