Młoda Kobieta w Poszukiwaniu Swojej Drogi

twojacena.pl 3 godzin temu

Młoda kobieta z maleńką dziewczynką w ramionach wysiadła z autobusu i spojrzała na drewnianą tabliczkę. Kliszki. Tak nazwano tę zapomnianą wioskę.

Aniu! podbiegła łzy w oczach staruszka w białej chustce. Daj mi Kasię.

Mieszkańcy wąskich uliczek przyglądali się przybyszce, ale staruszka Górska i Ania, niosąc dziecko i kuferek, pędziły bez oglądania się za siebie. Gdy weszły do domostwa, babcia zasunęła bramę i wbiegła do wnętrza.

Małgosiu!

Właśnie wtedy starsza wnuczka rozpłakała się przy stole, trzymając Kasię w objęciach. Łzy Ani nie przestawały spływać po policzkach.

Uciekłam od męża, babciu!

Co takiego?

On okrutny, słowa szkodliwe wyprawia, rozkazy wydaje, grozi, iż zabierze mi córkę. Nie mogę przy nim ani westchnąć, ani się roześmiać, tylko marudzi i przyciska mnie do siebie Mam dość.

Staruszka Górska patrzyła na wnuczkę, marszcząc brwi:

Trzy lata małżeństwa i już dom się rozpada, cóż to za czasy.

Ania przestała płakać, podniosła głowę i spojrzała na babcię.

Babciu jeżeli mnie nie zrozumiesz, odejdę, odejdę, babciu. Odeszłam od matki, bo nie rozumie, krzycza i mówi: Cierpliwość, mąż nie jest zły. A jak żyć, kiedy dusi mnie przygnębienie?

Stara kobieta wciąż marszczyła brwi, po czym objęła wnuczkę i pogłaskała po włosach:

Zostań, nie będę się sprzeczać. Jesteś mi jedyną, a mój dom będzie twój. Moja dziewczynko, piękna moja

***

Ania, dziewczyna z miasta, zapomniała o swoim rodzinnym miasteczku. Najpierw wędrowały plotki, iż Ania poślubiła bandytę (samą się przyznała). To właśnie od niego uciekła do babci, z walizką i dzieckiem, by się schować. Ania zachowywała się przyzwoicie, podjęła pracę listonoszki. Swoim usposobieniem podobała się wszystkim wsi.

U Górskich jest spokojnie. Ludzie są serdeczni, każdą prośbę spełniają. Wspaniała.

Kasiu mówiła Ania w ogródku, pokazując małej córeczce jagody. Nie bój się, zbieraj je i jedz. To malina, tu czerwona, tam żółta, a to czarna porzeczka.

Dziewczynka w sukieneczce podbiegła do krzaków i dotykała owoców.

Za płotem poruszyły się kłosy, a wesoły pies, czarny z białymi plamami, podniósł ucho, spojrzał na matkę i dziecko i szczekał.

Psiak uśmiechnęła się Ania.

Kłosy znowu szmerzały, a zza płotu wyłonił się kręcony chłopiec. Kasię przyciągnął wzrok.

Paweł! rozległ się męski głos, podszedł siwy dziadek. Dzień dobry.

Dzień dobry odparła Małgosia.

Paweł, kręcony chłopiec, odważył się podejść do płotu, chwycił się dłoni i spojrzał na Kasię. Był nieco starszy od niej.

Ania uśmiechnęła się i przywołała chłopca:

Chodź tutaj, chłopcze. Mamy jagody. A Kasia przyjdzie się z tobą bawić.

Dziadek chłopca uśmiechnął się i oprzeć się o płot, łagodnie rozmawiając z Anią:

Nie wiedziałem, iż macie Kasię. U nas Paweł bez przyjaciół krąży po podwórku. Na szczęście mamy psa, Rudego.

Ania podskoczyła z radości:

U nas Kasia się nudzi. Chodź z nami na podwórze, Paweł!

Paweł nie potrzebował drugiej zachęty, otworzył szprychę i przeskoczył przez otwór, a pies poszedł za nim. Dzieci zaprzyjaźniły się od razu, a ich śmiech brzmiał aż do zmierzchu

***

Ojciec Pawła, milczący Jan, przyjeżdżał w weekendy, patrzył na Anię z zafascynowaniem i nie odrywał od niej wzroku. Dbał o nią, przynosił kwiaty, prezenty, woził ją swoim Fiatem do brzegu rzeki. Babcia Górska go pochwalała.

Aniu, to wspaniały chłopak. Rozwiódł się z żoną, ona była niewierna, wziął syna i sam Pawła wychowuje. Pracowity, nie pije. Widziałam go rosnącego na własne oczy. Mieszka w mieście, bo tam praca i mieszkanie.

Ania poczuła się podniecona. Mężczyzna wydawał się dobry, ale bała się, iż jej były mąż go odnajdzie. Bo w dokumentach przez cały czas była mężem.

Poczekam zapewnił Jan. Będę czekał na ciebie, Aniu, tak długo, jak będę musiał, a potem zabiorę cię do miasta.

Jesteś mój

Maniu, wyjeżdżam jutro rzekł Jan, patrząc w oczy. Pilnuj Pawła. Mój ojciec już stary, boi się o syna. Nie mogę go zabrać do miasta, bo była żona wiruje wokół i chce wywalczyć spadek

Nie martw się, zajmę się nim uśmiechnęła się Ania. Jedź spokojnie, kochany, i nie myśl o niczym.

Lata mijały powoli. Babcia Górska zasłabła, Ania opiekowała się nią, karmiła łyżeczką; Kasia poszła do szkoły. Nie było wieści od byłego męża, a Ania w końcu odnalazła spokój w nowym życiu. Paweł stał się psotnikiem, unikał szkoły, dziadek zachorował i przestał wychodzić z domu.

Ania biegała po dwóch domach, opiekując się starszymi. Każdego weekendu przyjeżdżał Jan, przynosząc rzadkie prezenty. Ania napełniała jego Fiata własnoręcznie uprawianymi warzywami.

Po kolejnych latach Ania pożegnała babcię i stała się wolną pticą. Wszystko wydawało się wyjeżdżać z jej rąk.

Dorastająca córka, Kasia, wburzyła matkę, a Ania płakała w poduszkę. Paweł nie słuchał, a ona traciła głos od krzyku. Dziadek, choć starożytny, leżał jak posąg pod kocem, a przy nim zamieszkała teściowa Zofia, gotująca mu kaszę. Stara Górska patrzyła na Anię nieprzychylnie, czasem nie wpuszczając jej do domu.

Jan coraz rzadziej przyjeżdżał. Kiedy przyjeżdżał, przychodził bez prezentów, marszczył brwi, westchnął i mówił:

Wiesz, Aniu, pracuję. Spłacam kredyt, całą pensję wkładam w raty. Nie stać mnie choćby na spodnie dla syna.

Ania rozumiała go:

Rozumiem, Jasiu, dbaj o siebie, jedz dobrze, ubieraj się adekwatnie do pogody. My tu jakoś przetrwamy.

Jan poczuł ciepło w sercu i odjechał z podniesionymi skrzydłami.

***

Kasiu! krzyczała Ania w podwórzu. Chodź tutaj, nie bądź taka złośliwa!

Co chcesz? jęknęła Kasia, leniwie wystawiając się na schodkach.

Ania machała ręką w stronę kurnika:

Co się stało, Kasiu? Właśnie wyszłam do pracy, a tu

Co tam? obraziła się nastoletnia córka.

Nie widzisz, co się dzieje?

Kasja napinała usta, podeszła bliżej i westchnęła:

Skąd mam wiedzieć, mamo? Muszę się uczyć do lekcji.

Co będziemy jeść zimą, córeczko? Kury zjadły wszystko, nie ma nic.

Dlatego, mamo, trzeba było zamknąć kurnik.

Nie zamknęłam go, czy tak myślisz?

Czy wiesz? przewróciła oczy, wpadła do domu, a Ania płakała.

W ogrodzie panował bałagan: grządki wybite, a w płocie wielka dziura, a sam płot przechylał się na bok

Paweł, muszę z tobą porozmawiać! przeskoczyła Ania przez dziurę w płocie. Paweł stał dumnie, obok przyjaciela. Podchodząc, Ania zatrzymała się przy budce dla psa i zajrzała do środka.

Aha, widzę, iż Rudego wypełnił kurz. Co, Rudego już najedliście?

Co wy, ciotko Aniu? spojrzał z pogardą Paweł. Gadamy z psami?

Chłopcy rozbawili się z Anią.

Paweł, twój pies zniszczył cały kurnik

To nie Rudek, co? odpowiedział Kasia. Nasze kury spokojnie chodzą po podwórku, nie dotyka ich żaden pies.

Ania spojrzała zdezorientowana na chłopców: jak ten mały kręcony chłopiec stał się obojętnym nastolatkiem?

***

Niekiedy Ania dzwoniła do matki, a ta zachowywała się jak obca.

Aniu, powiedz szybko, jestem zajęta.

Co robisz, mamo? zdziwiła się Ania. Twoją nową rodziną? Zdrowiem ojczyma? Czy wnukami?

Nie są mi obce! jeżeli tak mówisz, zapomnij, iż mam matkę.

A ja i tak nie mam matki, mamo

W takim razie nie dzwoń. Dzwonienie kończy się…

Ania zacisnęła wargi, gniewna:

Zestarzejesz się, wrócisz do mnie, a obce dzieci nie będą cię chciały.

Łzy spływały po policzkach. Ania wzięła wypłatę, wpadła w gniew, krzyknęła na nieposłuszną córkę, by pilnowała domu, wsiadła do autobusu i pojechała do miasta, by zrobić niespodziankę Janowi. Znajdując adres dzięki Pawłowi, dotarła prosto ze stacji. Pukała w drzwi, otworzyła młoda kobieta.

Dzień dobry, nie pomyliliśmy się, my jesteśmy Górni. Kto my? To ja z Janem.

A wy kim jesteście? zdziwiła się Ania.

Kim, żoną oczywiście.

Kobieta uśmiechała się bezwstydnie, Ania spojrzała na jej twarz i pospieszyła odejść. Jan przyjechał na weekend do wioski, nic nie zauważył, wezwał Anię do rozmowy. Mówił poważnie:

Co robisz, mała? Mieszkam z Janek, a co ja, zdrowy mężczyzna, mam się do czego przywiązać?

A ja?

Co ty? Zawsze zajęta swoimi sprawami.

Dlaczego tak ze mną? zaczęła płakać i jąkać się Ania.

Aniu, ech zmarszczył Jan. Nie wchodź w to. Mam dość pierwszej żonywampirki. Spokojnie, Aniu, odetchnij, muszę już wracać do miasta. Nie smuć się.

***

Relacje z sąsiadami coraz gorszyły. Dziadek Pawła rozmawiał z Anią przez zęby, udając głuchotę, a jego teściowa Zofia przywiozła prawnuków na wakacje; teraz cała gromada dzieci rozbijała płot, biegała po grządkach i pasła się w rozrastającym się malinowym krzewie.

Kasiu wołała Ania, mocno wiążąc szalik wokół szyi. Kasia.

Co, mamo? wyszła dorosła dziewczyna z pokoju. Chociażby uśmiechnięta i przyniosła herbatę

Kasia, boli mnie głowa, wycisz muzykę.

Twoja głowa zawsze boli odpowiedziała Kasia. Weź tabletkę.

Kasia, musimy zerwać maliny. Sąsiedzi zostawią nam je bez owoców.

Ty to zrób, ja nie jem dżemu odparła Kasia.

W duszy Ani coś pękło. Stała przy oknie, milczała. Czasem podchodziła do zniszczonego płotu, podnosiła go, przywiązywała liną do słupków. Następnego dnia płot znów się zawalił, a ona go podnosiła.

Jan przestał przyjeżdżać do Kliszek. Po co mu? Syn Paweł dorósł, kończy szkołę. Bez Jana i Ani życie stało się lżejsze. Nie musiała już sadzić warzyw, nie trzeba było zatrzaskiwać mężczyzny.

Gdy Ania wyłamywała się z depresji, Kasia nagle stała się cicha, często podchodziła, przytulała się i całowała matkę. Czy to dorosła, czy po prostu zmieniła się? Został miesiąc do końca zajęć i pożegnania ze szkołą.

Mamo, pomóż mi poprosiła Kasia. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Rano mdli, sił brak, a po jedzeniu wzdęcia i zmiana nastroju co minutę.

Trzeba do lekarza. Nie jesteś w ciąży, skąd takie dolegliwości? zdziwiła się Ania, chwytając wzrok córki.

Ciąża?

Ania otworzyła usta ze zdumieniem:

Skąd, żartujesz? Nie masz chłopaka.

Co to za żarty, mamo?!

***

Kto jest ojcem dziecka? Z kim tak się stała? wyszły z przychodni Ania i Kasia.

Paweł, kto inny. Nie przypuszczałam, iż tak może być odparła Kasia.

Po co nam to? rozpłakała się i od razu wzięła się w garść Ania.

Ania pukała w bramę sąsiadów Górnych, nie otworzyli. Z okna wystąpiła babcia Zofia i pokazała pięść. Ania wróciła do własnego podwórka, przeskoczyła przez dziurę w płocie.

Paweł!

Stał w podwórzu ze znajomym, hulając i kręcąc się:

Ciotka Aniu, jesteś szalona, przeskakujesz płot.

Paweł, muszę z tobą porozmawiać. Odprowadź przyjaciela i chodźmy do nas.

Dziadek, jakby podsłuchiwał, wybiegł z podwórka.

Nigdzie nie pójdzie, mów tutaj!

Ania zdziwiła się mocno:

Dziadku, chodziszDziadek skinął głową, odwrócił się w stronę zachodzącego słońca i szepnął, iż w tej nocy sny połączą wszystkie drogi, by w końcu spłynęły w jedną, niekończącą się opowieść.

Idź do oryginalnego materiału