![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27397837/3981b81883ddd09de5becec7faa8da4c.jpg)
Czy twój partner kocha ciebie, czy tylko uczucie, które mu dajesz? Trzeba najpierw odpowiedzieć sobie na to pytanie. W tym kontekście warto pomyśleć np. o „bombardowaniu miłością” przez narcyzów. W końcu łatwiej jest zakochać się w dobrym uczuciu niż w kimś, kogo tak naprawdę jeszcze nie znasz. Dobre uczucie pojawia się natychmiast. Dlatego uważamy, iż miłość jest panaceum na wszystko. A jeśli miłość nie spełnia naszych oczekiwań, obwiniamy o to kochanka.
W ten sposób można również wyjaśniać ghosting, czyli nagłe — i niewytłumaczalnego dla drugiej osoby — opuszczenie relacji. Ktoś przestał czuć się tak dobrze z drugą osobą, a może pojawiła się inna osoba, z którą mógłby znów „poczuć się dobrze”.
Często pytam pary, co w sobie nawzajem kochają. Zwracam uwagę, gdy powody dotyczą przede wszystkim tego, iż lepiej się dzięki sobie czują. Oczywiście obie te rzeczy mogą istnieć jednocześnie: czujesz się dobrze z kimś, kogo kochasz, ale kochasz go również tak samo mocno, jeżeli nie czujesz się już tak dobrze.
Wzloty i upadki uczuć są nieuniknione, ponieważ ludzie, w których się zakochujemy, zawsze mają coś wspólnego z nami. Rozpoznajemy w nich nasz największy potencjał, ale odzwierciedlają one również nasze największe obawy. Związki są najlepszą okazją do rozwoju. Jedynym nieporozumieniem jest to, kiedy myślimy, iż druga osoba nas dopełnia.
To jak platońskim micie o połówkach. Błąkamy się po świecie, niekompletni, próbując znaleźć odpowiednią osobę, która idealnie nas uzupełni. Kula połączy się w całość. Piękna myśl, która nie jest ani prawdziwa, ani pomocna. Stawia ogromne oczekiwania zarówno wobec samej miłości, jak i naszych partnerów. Czy potrzebujemy kogoś, kto uczyni nas kompletną osobą i doskonale nas uzupełni? To założenie jest podstawą wielu konfliktów.
Zupełnie nowa definicja miłości
Ciągle rozmawiam z parami, które obwiniają swojego partnera za niepewność, jaką wywołuje w nich pewne zachowanie, mimo iż tak naprawdę nie ma ono z nim nic wspólnego. Kobieta czuje się niezrozumiana, a choćby zagrożona przez swoją rodzinę. Ma za złe mężowi, iż nie stanął aktywnie w jej obronie. Czuje się przez niego opuszczona. Oskarża go o to, iż nie zapewnia jej emocjonalnego bezpieczeństwa.
On trzyma się z dala od rodzinnych sporów żony, ponieważ nie chce być wciągany w stare konflikty, które istniały przed jego czasem i z którymi nie ma nic wspólnego. Rozumie jej wewnętrzny niepokój, ale odmawia zajęcia stanowiska. Każda rodzinna kłótnia prowadzi do kryzysu w związku. Kobieta oczekuje, iż mąż zapewni jej emocjonalne bezpieczeństwo, którego na próżno szuka w swojej rodzinie i którego nie otrzymuje.
Dla niej bezpieczeństwo oznacza, iż on stoi po jej stronie w trakcie kłótni z rodziną. Ona sama określiła to połączenie — nie jest to uniwersalna definicja bezpieczeństwa emocjonalnego. Jednak nie może tego dostrzec, bo jest to dla niej tak pilna potrzeba, którą może zaspokoić tylko on. To znacznie ogranicza pole manewru i interpretacji.
Zaczyna wątpić w swojego partnera, ponieważ nie może on dać jej najważniejszej rzeczy, której potrzebuje. Przynajmniej nie w sposób, którego ona żąda. Dla niego to połączenie — bezpieczeństwo emocjonalne jako wspólne kłótnie z rodziną — nie istnieje. Dla niego bezpieczeństwo emocjonalne oznacza przede wszystkim spokój. Te kryzysy tak bardzo obciążają związek, iż on również rozważa rozstanie, jeżeli ona przez cały czas będzie żądać od niego czegoś, co jest sprzeczne z jego przekonaniami i wartościami.
Często myślimy, iż miłość musi nam coś dawać: bezpieczeństwo, szczęście, spełnienie. A co, jeżeli miłość lub osoba, którą kochamy, nie jest źródłem tego spełnienia, a jedynie jego odbiciem?
Jeśli czuję się pusta, niespełniona i niepewna, to nie dlatego, iż mój partner nie daje mi wystarczająco dużo, ale dlatego, iż wskazuje puste miejsce, na które trzeba zwrócić uwagę. Nie dlatego, iż jego zadaniem jest ją wypełnić. jeżeli spojrzeć na to w ten sposób, można powiedzieć, iż nie chodzi o to, czy jestem wystarczająco kochana, ale raczej: co sposób, w jaki chcę być kochana, ujawnia o mnie samej?
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27397837/a4690a3621626fffd3b68fd70c8118e9.jpg)
Wsparcie ze strony partnera. Zdjęcie ilustracyjne
Co, jeżeli miłość nie jest po to, by nas uszczęśliwić, ale po to, by wskazać obszary, w których uważamy, iż bez niej jesteśmy niekompletni? Ten pomysł zmienia naszą perspektywę o 180 stopni.
Miłość nie polega na posiadaniu drugiej osoby, ale na rozpoznaniu poprzez nią, kim można być w miłości. Odzwierciedla nie tylko nasze szczęście, ale także nasze lęki, zależności i najgłębsze tęsknoty. Miłość może wywoływać silne uczucia, zarówno pozytywne, jak i negatywne. Ludzie nie łączą się w pary tylko dlatego, iż czują się dobrze z daną osobą. Czasami zostają z nimi, mimo iż cierpią z ich powodu i myślą, iż to miłość, ponieważ mimo wszystko nie mogą od nich uciec.
Jeśli jesteśmy gotowi zrozumieć uczucia jedynie jako oznaki nas samych, możemy zdać sobie sprawę, iż miłość nigdy nie jest czymś, co otrzymujemy od kogoś. Miłość uwidacznia poprzez drugą osobę to, co istnieje w nas samych — na dobre i na złe. Od nas zależy, co zrobimy z tą informacją. W każdym razie jest to zdobycie wiedzy i wzmocnienie siebie. choćby jeżeli nie jest to łatwe do usłyszenia i zaakceptowania.
Być może pytanie nie brzmi: czy on mnie kocha, czy ja naprawdę kocham ją? Raczej: czy naprawdę jestem wolny w tej miłości, czy też jestem w jakiś sposób zależny od tej drugiej osoby? jeżeli poza tym masz wiele dobrych cech wspólnych, to być może bardziej sensowne jest uniezależnienie się od siebie w bolesnych obszarach niż rozstanie się z partnerem.