Mam cię dosyć od pierwszej nocy poślubnej! Jesteś dla mnie obrzydliwa! Zostaw mnie w spokoju! warknął mój mąż prosto w twarz, właśnie w drugą rocznicę naszego ślubu.
Przez cały tydzień szukałam idealnej restauracji na tę okazję. Nie chciałam zwykłego miejsca z ładnym wystrojem potrzebowałam czegoś wyjątkowego, gdzie każdy szczegół tworzyłby magiczną atmosferę. Wybrałam Złotą Kaczkę nowy lokal w zabytkowej kamienicy z witrażami i kryształowymi żyrandolami.
Po co ta pompa? skrzywił się Krzysztof, gdy pokazywałam mu zdjęcia wnętrza. Nie możemy po prostu zjeść kolacji we dwoje? Komu potrzebny ten tani przepych?
Ale postawiłam na swoim. Zaprosiłam sześćdziesięciu gości, zamówiłam zespół i konferansjera. Po tym, co się stało pół roku temu po tamtym wypadku potrzebowałam prawdziwego święta. Czegoś, co zapadnie w pamięć.
Przygotowania trwały tygodniami. Sprawdzałam wszystko po kilka razy: dekoracje, menu, program, upominki dla gości. Chciałam, żeby było idealnie. Może dlatego, iż to pierwsze duże wydarzenie od mojego wyjścia ze szpitala. A może po prostu chciałam, żeby ta rocznica była wyjątkowa pod każdym względem. choćby w detalach.
Poprawiłam fałdy granatowej sukienki i spojrzałam na zegarek. Goście mieli lada chwila przyjść. Krzysztof stał przy oknie, zamyślony, wpatrzony w ulicę. W odbiciu szkła widziałam jego napiętą twarz.
O czym tak myślisz? zapytałam, podchodząc bliżej.
A, nic szczególnego wzruszył ramionami. Po prostu nie cierpię takich imprez. Tyle zamieszania, tyle sztucznych uśmiechów! I po co? Dla pokazówki?
Nie odpowiedziałam. W ciągu dwóch lat małżeństwa nauczyłam się ignorować jego złośliwości. Zwłaszcza dziś. W dniu, który planowałam od miesięcy.
***
Pierwsi przyszli moi rodzice. Tata, jak zawsze, wyglądał elegancko. Mama założyła nową sukienkę w kolorze pudrowego różu, która pasowała do niej idealnie. Rzuciła mi się na szyję już w progu:
Jestem taka szczęśliwa, iż jesteś z nami, córeczko. Po tamtym wypadku myślałam, iż oszaleję
Mamo, nie zaczynaj przerwałam łagodnie. Dziś tylko dobre emocje. Tak się umawialiśmy, pamiętasz?
Wkrótce zjawił się reszta: koledzy z pracy, przyjaciele, rodzina. Witałam ich z uśmiechem, ale kątem oka obserwowałam męża. Trzymał się na uboczu, od czasu do czasu popijając whisky. To było dziwne zwykle unikał alkoholu choćby na większych imprezach.
Podeszła do mnie pani Aldona, nasza główna księgowa. Zauważyłam, jak blednie, gdy się do niej odwracam. Pewnie przypomniała sobie, jak odwiedzała mnie w szpitalu leżałam tam podłączona do maszyn, a lekarze nie dawali mi szans
Kinga, wyglądasz cudownie powiedziała sztucznie się uśmiechając. Zwłaszcza jak na kogoś, kto jeszcze niedawno był o krok od śmierci!
Dziękuję. Pani też świetnie wygląda!
Coś w jej spojrzeniu wydało mi się nienaturalne. Ale nie miałam zamiaru się tym przejmować. Przynajmniej nie teraz.
Impreza się rozkręcała.
Były toasty, muzyka, tańce. Z zewnątrz wszystko wyglądało idealnie. Ale ja czułam narastające napięcie.
Krzysztof unikał kontaktu, tylko od czasu do czasu wymieniał kilka słów z kolegami z biura. Raz po raz rzucał dziwne spojrzenia w stronę pani Aldony, a ona udawała, iż tego nie widzi.
Podeszłam do męża:
Może zatańczymy? To w końcu nasza rocznica.
Nie teraz odparł szorstko. Trochę mi się kręci w gł












