Torba z rzeczami stała przy drzwiach, zapięta jak ostatni akcent przed wyjazdem. Kinga nerwowo poprawiała pasek, rzucając krótkie spojrzenia na siostrę i syna. W przedpokoju ciągnęło wilgocią: za oknem mżył deszcz, a sprzątacz zgarniał ciężkie liście na pobocze. Wyjeżdżać Kinga nie chciała, ale tłumaczyć to dziesięcioletniemu Kubie było bez sensu. Chłopiec stał w milczeniu, uparcie wpatrując się w podłogę. Magdalena starała się trzymać fason, choć w środku wszystko się ściskało teraz Kuba będzie mieszkał u niej.
Wszystko będzie dobrze powiedziała, próbując się uśmiechnąć. Mama wróci niedługo. A my sobie tymczasem poradzimy.
Kinga przytuliła syna mocno i szybko, jakby spieszyła się wyjść, żeby nie zmienić zdania. Potem skinęła głową siostrze: przecież rozumiesz. Po chwili drzwi zamknęły się za nią, zostawiając w mieszkaniu głuche echo. Kuba przez cały czas stał przy ścianie, ściskając stary plecak. Magdalena nagle poczuła zakłopotanie: siostrzeniec w jej domu, jego rzeczy na krześle, jego buty obok jej kozaków. Nigdy nie mieszkali razem dłużej niż kilka dni.
Chodź do kuchni. Czajnik już się zagotował powiedziała.
Kuba w milczeniu poszedł za nią. W kuchni było ciepło: na stole stały kubki i talerz z chlebem. Magdalena nalała herbatę sobie i jemu, próbując mówić o błahostkach o pogodzie za oknem, o tym, iż trzeba będzie kupić nowe gumowce. Chłopiec odpowiadał półsłówkami, patrzył gdzieś obok niej może na okno z zaciekami deszczu, może w głąb siebie.
Wieczorem razem rozpakowali jego rzeczy. Kuba starannie ułożył koszulki w szufladzie komody, a zeszyty poukładał w stos obok podręczników. Magdalena zauważyła, iż celowo nie dotyka zabawek z jej dzieciństwa jakby bał się naruszyć porządek cudzego domu. Postanowiła nie naciskać na rozmowy.
Pierwsze dni opierały się na wysiłku. Poranne przygotowania do szkoły odbywały się w ciszy: Magdalena przypominała o śniadaniu i sprawdzała torniquet. Kuba jadł powoli, prawie nie podnosząc wzroku. Wieczorami siadał do lekcji przy oknie albo czytał książkę z biblioteki szkolnej. Telewizor włączali rzadko hałas drażnił oboje.
Magdalena rozumiała: chłopcu trudno przywyknąć do nowego rytmu i obcego mieszkania. Sama łapała się na tym, iż wszystko wydawało się tymczasowe choćby kubki na stole jakby na kogoś czekały. Ale czasu w zwłokę nie było: już za dwa dni musiała iść formalizować opiekę.
W urzędzie pachniało papierem i mokrymi płaszczami. Kolejka ciągnęła się wzdłuż ścian z ogłoszeniami o zasiłkach. Magdalena trzymała pod pachą teczkę z dokumentami: wniosek od Kingi, jej zgodę, kopie dowodów i akt urodzenia Kuby. Urzędniczka za szybką mówiła oschle:
Potrzebna będzie jeszcze meldunkowa dziecka i zgoda drugiego rodzica
Od dawna go nie ma. Przyniosłam odpis aktu.
I tak potrzebne jest oficjalne potwierdzenie
Przeglądała papiery powoli; każde zastrzeżenie brzmiało jak wyrzut. Magdalena czuła, iż za formalnym tonem kryje się nieufność. Tłumaczyła sytuację raz za razem, opowiadając o pracy siostry na zmiany, pokazując harmonogram. W końcu przyjęli wniosek ale ostrzegli: decyzja nie wcześniej niż za tydzień.
W domu Magdalena starała się nie pokazywać zmęczenia. Odprowadziła Kubę do szkoły osobiście żeby porozmawiać z wychowawczynią o jego sytuacji. W szatni dzieci przepychały się przy szafkach. Nauczycielka powitała ich z rezerwą:
To pani teraz za niego odpowiada? Pokaże dokumenty?
Magdalena podała papiery. Kobieta długo je przeglądała:
Muszę zgłosić to dyrekcji I jeszcze jedno: w sprawach wychowawczych teraz kontaktować się z panią?
Tak. Jego mama pracuje na zmiany. Złożyłam wniosek o opiekę tymczasową.
Nauczycielka skinęła głową bez specjalnej życzliwości:
Ważne, żeby nie opuszczał zajęć
Kuba słuchał rozmowy z napiętą twarzą, potem wyszedł do klasy bez pożegnania. Magdalena zauważyła, iż coraz częściej milczał w domu, czasem godzinami siedział przy oknie. Próbowała nawiązać rozmowę pytała o kolegów lub lekcje. Odpowiedzi były krótkie; za nimi słychać było zmęczenie.
Kilka dni później zadzwonili z opieki społecznej:
Przyjedziemy sprawdzić warunki dziecka.
Magdalena wysprzątała mieszkanie do połysku; wieczorem razem z Kubą ścierali kurz i układali rzeczy. Zaproponowała chłopcu, żeby sam wybrał miejsce na książki.
I tak potem wrócą mruknął.
Niekoniecznie. Możesz ustawić, jak ci wygodnie.
Wzruszył ramionami, ale książki przestawił sam.
W umówiony dzień przyszła pracownica socjalna. W przedpokoju zadzwonił jej telefon; odpowiedziała ostro:
Tak-tak, zaraz sprawdzę
Magdalena oprowadziła ją po pokojach. Kobieta pytała o plan dnia, szkołę, posiłki. Potem zwróciła się do Kuby:
Podoba ci się tutaj?
Chłopiec wzruszył ramionami, jego wzrok był uparty.
Tęskni za mamą Ale staramy się trzymać rutyny. Odrabia lekcje, wychodzimy na spacery.
Kobieta prychnęła:
Skarg nie ma?
Nie stanowczo odpowiedziała Magdalena. jeżeli będą pytania, proszę dzwonić bezpośrednio do mnie.
Wieczorem Kuba zapytał:
A jeżeli mama nie wróci?
Magdalena zastygła, potem usiadła obok:
Poradzimy sobie. Obiecuję.
Długo milczał, w końcu ledwo skinął głową. Tego wieczoru sam zaproponował pokrojenie chleba do kolacji.
Następnego dnia w szkole doszło do bójki. Wychowawczyni wezwała Magdalenę po lekcjach:
Pański siostrzeniec pobił się z chłopcem z równoległej klasy Nie jesteśmy pewni, czy pani utrzyma sytuację pod kontrolą.
Głos był chłodny; czuć w nim było nieufność do obcej kobiety z tymczasowymi prawami. Magdalenę ogarnął gniew:
jeżeli są uwagi co do zachowania Kuby proszę je zgłaszać bezpośrednio mnie. Odpowiadam za niego urzędowo; dokumenty pani widziała. I jeżeli potrzeba pomocy psychologa lub dodatkowych zajęć jestem gotowa osobiście się w to zaangażować. Ale prosz











