Mąż odszedł, a ona tylko się uśmiechnęła

newsempire24.com 1 tydzień temu

Kamil tylko usiadł na krzesele, przeglądając e-maila, kiedy jego żona Zofia zaczęła masować sobie czoło. W domu zalegała cisza, a jedynym odgłosem był niezawodny czajnik na kuchenki. Już piąty raz w tym tygodniu.
– znów zbyt wiele pracy? – spytała, nie przerywając działania ręcznika.
– W porządku – Kamil wzruszył ramionami – ale jesteś pewnien, iż wszystko ok?
Zofia spojrzała na niego z uśmieszkiem, który sprawiłby, iż każdy mężczyzna wygłosił na czworzę, iż to najpiękniejsza kobieta na świecie – ale tylko jeżeli nie widział jej w piątą niedzielę na pochylni rowerowej.
– Nie zasypiam w knajpie co weekend? – usiała wyprostowana, palce otaczające kubek z kimią. – Chyba tylko we wtorek, kiedy ty wracałeś z konsultacji w Katowicach.
Kamil pokręcił głową. W jego oczach Zofia wyglądała na kogoś, kto zdecydował się na zgubę własnego charakteru diametralnie kontrastującą z paradsem elementów, przy których wcześniej gniewał się jak krowa do wiercenia: herbatę zbożową zamiast espresso, manualne przesympowanie kasztany zamiast mozzarelli, i teraz ten… uśmiech, który działał jak gaz łzawiący dla bardzo prostego, ale trafnego wniosku.
– Chodźmy gdzieś? – spytał niepewnie.
Zofia przymrużyła oczy, jakby analizowała ofertę.
– Na Tatrzańską Dolinę? – podsunęła. – Pamiętam, iż kiedyś mówiłeś, iż chcesz zobaczyć, jak zimą wygląda Dąbrowa Góra?
Kamil westchnął. W Polsce, kiedy chcesz osiągnąć coś, co wymaga przekroczenia granicy nieznanego, musisz czekać na pierwszy autobus, który kursuje zgodnie z tym, jak się czujesz, a nie zgodnie z rozkładem jazdy.
– Słuchaj, może to byłby dobry moment, kiedy byśmy zrobił coś… nieplanowanego? – spróbował jej krótki wybuch nowoczesnej filozofii.
Zofia rozbroiła go spojrzeniem, którego przeznaczeniem było skierowanie jego myśli w stronę: „ok, gość znowu nie zauważył, iż obok niego przybicie piana do brzegów to nie waga biorąca udział w sztafecie olimpijskiej”?
– Może wejść do baru, gdzie gra tato mojego syna? – zasugerował Kamil, próbując wymyślić coś, co nie bardzo jest kotwica w prawdziwej przygodze.
Zofia upiła łyk kawy i spojrzała na niego z tym samym typem uśmiechu, z jakim odpowiada się na pytanie, czy coś więcej niszczy zdrowie niż kicha.
– Świetna idea – podniosła się, chowając ręce do kieszeni – ale musisz wiedzieć, iż interes gra tylko dla klientów posiadających bilet z faksem osławionej powieści Adama Mickiewicza.
Podczas gdy Kamil próbował zrozumieć, skąd się wziął Hamlet w Polsce, Zofia skierowała się do kuchni. Na stole leżała kartka ołówkiem Rzeczywistości Gospodarczej.
– Jest coś? – spytał, próbując uniknąć sytuacji, w której zdaje egzamin z geometrii, a w pokoju nauczyciel rozmawia z komuś przez telefon.
Zofia pokazała mu kartkę. Na niej były trzy słowa: WYCHÓDŹ.
– To nowa moda, czy to Ty? – spytał, gryzliwie spoglądając na nią z podejrzeniem nawykłego do tego, iż w końcu zacznie się domagać więcej.
Zofia uśmiechnęła się ponownie, tym razem nieco bardziej letnią tonizacją.
– Ty sam decydujesz.
Kamil poczuł, jak przechodzi przez niego chłód jak zimowy wiatr w Częstochowej. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, iż właśnie pokonał armię kreatywnych rozwiązań, kiedy tylko zaczął szukać sensu.
– Odnoszę wrażenie, iż się zrezygnowałaś… Pokochałaś to samotne życie? – spytał, próbując odgadnąć, co chowa się za czwórką znaków.
Zofia wzruszyła ramionami.
– Może być. Czasem… odkąd wróciłam z Tatrów, gdzie spotkałam koleżankę z czasów matury…
Kamil poczuł, jak w jego sercu czegoś szarpło. Na ten raz więcej niż poprzednie odkrycia, iż on jest jak automat z 300 wysoko.
– Nazywa się Agata?
Zofia uśmiechnęła się znów. Tym razem to był taki uśmiech, jakby przeklinał pecha, iż nie znalazł wyjścia z klasycznego zuchwałości, jaką wywarła na niego kobieta.
– Nie. Nazywa się… chodźmy do baru.
Kamil doszedł do wniosku, iż może to być znak, ale nie chce być zbyt pewny. W Polsce to czegoś, co zawsze sprawia, iż jesteś zbyt pewny tylko po potwierdzeniu z dwudziestu innych źródeł.
Rano, gdy wstał do biura, dostrzegł, iż Zofia porzuciła miejsce. Na stole leżała kartka z Nowiny Codziennie: „To może być niejasne, ale jeżeli gość Cię nie rozumie, to może Cię w końcu zrozumieć”.
Kamil usiadł w fotelu, czując, iż zaczyna być tak, jakby jego życie nie było zbyt dobrze ułożone jak na nowoczesny film satyryczny.
Po tygodniu spotkania w kawiarni z koleżanką, Agata, z jakiegoś powodu wydawała się źle zdyszczęc, iż coś się tutaj czuła.
– I co, wykorzystałaś ten moment? – spytała, próbując być profesjonalna, ale nie jakby była w sondażu dotyczącym metod szkoleniowych.
Zofia wzruszyła ramionami, patrząc na ekran telefonu.
– To nie chodzi o „wykorzystanie”. Chodzi o to, iż gdybyś widziała mnie wtedy, jak próbowałam przekonać go, iż świat jest dość interesujący poza jego domem…
Agata spojrzała na nią z mieszaniną podziwu i nuance, który był jakby mieszany koktajl spojrzenia, który mówi: „No, jesteś jasna, że…”.
– Bawiło Cię?
Zofia uśmiechnęła się.
– Czasem. Tak jak wtedy, kiedy w końcu zrozumiałam, iż nie jestem jedyną osobą, która powiedziała go, iż czas się porwa.
Agata prychnęła.
– Uwierzę. Tylko dlatego, iż w końcu moi rodzice przestali przesadzać, iż z kimś się spotykasz.
Zofia potwierdziła z kimś, co wtedy nie było typowo polskim sposobem na spotkanie, ale teraz….
– No cóż, mam nową pracę w Krakowie.
Agata niemal poturlała się z radości.
– Czekaj, a ty masz nową pracę, a on nie idealnie zrozumiał, iż nie musi już przynosić talerzy z półmiskiem?
Zofia skinęła głową.
– Coś takiego.
Agata prychnęła znów, ale tym razem bardziej jako kogoś, kto bardziej niż Zofia rozumie, iż takie rzeczy zdarzają się tylko w mafijnym stylu.
Dwa tygodnie później, gdy Kamil ponownie przyszedł przybrać swoje zauporczne dokumenty, Zofia wskazała go, iż wszystko można zdlać przez e-tadełko.
– Zastanawiam się, czy chciesz mieć moją biurek, jeżeli chcesz, żeś może kupić fajna?
Kamil skinęł głową.
– Świetnie, tylko… czy to nie jest troche… zbyt dobitne, iż coś trzeba rozwiać?
Zofia wzruszyła ramionami.
– Robiłam to. I grałam w to. I chyba to działa.
Kamil patrzył na jej nowe mieszkanie, które wyglądało, jakby ktoś przepaść z powierzchni zioła po polskiej wiosny.
– No cóż, nie sądziłem, iż skończę z tym, iż będę czuł się jak w nowym domu… bez domu.
Zofia śmiała się, a Kamil zdawał sobie sprawę, iż to może być najlepsza chwila, kiedy jednak miał sens.
Sześć miesięcy później, Kamil przyszedł na śniadanie do baru, które było jak coś z bajkowej Polski.
– Chcesz? – Zofia wskazała na małe czekoladowe ciepłe ciasto – to nowe.
Kamil zgadzał się, a Zofia patrzyła na niego z tym samym uśmiechem, jakby wszystko było jakby powinno być w taki sposób: z charakterem, ale bez niepotrzebnego ruchu.
– Czy to nie jest troche… zbyt dobitne, iż po prostu pozwoliłeś, żeby wszystko się przewróciło? – spytał, próbując być profesjonalnym.
Zofia upiła łyk kawy i spojrzała przez okno.
– Czasem, Kamil. Czasem.

Idź do oryginalnego materiału