Mąż na pół etatu

newsempire24.com 7 godzin temu

Świetnie. Zrobiłeś żonie dziecko i teraz chowasz się pod spódnicę mamy? Nie, synku, tak to nie działa. Nie będę cię ukrywać.
O co ci chodzi z tym ukrywaniem? Nie na zawsze… Po prostu chcę złapać oddech, rozumiesz? Tam ona wrzeszczy, płacze, potem przeprasza, znów krzyczy… Mam nerwy tak napięte, iż choćby cudzy oddech mnie wkurza!
Oddech złapiesz już na tamtym świecie syknęła Tamara, stanowczego kroku naprzód. Ożeniłeś się znosisz. To nie obóz harcerski, tylko rodzina. Myślałeś, iż całe życie będziecie biegać po klubach i oglądać filmiki?

Marcin odsunął wzrok i nerwowo wzruszył ramionami. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Syn postawił torbę na podłodze, jakby mimo wszystko zamierzał wedrzeć się do mieszkania matki, choćby przez jej gniew.

Tamara natychmiast zareagowała.

Nie! Żadnych noclegów. Żadnych kolacji. jeżeli sam nie wyjdziesz wezwę policję. Na serio. Patrzcie go, zmęczony jest…

Marcin zawsze tak się zachowywał. Patrzył bezradnie i z poczuciem winy, ale w jego oczach migotały iskry urazy.

…Syn od dziecka był mistrzem wymigiwania się. Gdy starszy brat harował na działce, Marcin narzekał na ból brzucha i leżał w łóżku z gorączką. Tamara gwałtownie zrozumiała, iż jej młodszy to po prostu doskonały aktor i spryciarz.

Pewnego dnia, gdy znów zachorował przed klasówką, po prostu wyciągnęła go za kark z łóżka. Skomlał, jęczał i narzekał, ale musiał iść.

Jak umrę w szkole, to będziesz żałować! jęczał, głośno pociągając nosem. Pani Nowakowa cię zruga, iż wysłałaś chorego syna. Ciebie, nie mnie!

Tamara się śmiała, choć już wtedy czuła, iż to nie jest śmieszne. Marcin potrafił pół dnia układać klocki i budować zamki, ale sprzątnięcie talerza było dla niego tragedią kosmiczną. Zadania domowe robił tylko po awanturze. Przy każdej trudności biegł do mamy z oczami nieszczęśliwego szczeniaka.

I choć Tamara próbowała to ukrócić, nawyk unikania odpowiedzialności pozostał.

Jego żona, Kasia, miała trudny charakter. Na początku była cicha, słodka i uległa. Gotowa była choćby kawę do łóżka podać.

Przyniosła mi parę razy kawę do łóżka. Mamo, taką żonę właśnie chciałem chwalił się Tamarze.
Ale jej nie dało się nabrać na takie sztuczki. Wiedziała, iż na początku każdy stara się pokazać z najlepszej strony. Do tego Kasia miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. Zero doświadczenia, za to chęć przypodobania się wszystkim aż nadto.

Wystarczyła jedna kolacja, by Tamara poczuła, iż pod maską grzecznej dziewczynki kryje się mały wulkan. Gdy Marcin poprosił o widelec zamiast łyżki, Kasia wstała, ale głośno westchnęła. Gdy żartem nazwał ją kapryśnicą, uśmiechnęła się, ale brew drgnęła jej niechętnie.

Gdy siostrzenica Tamary nieopatrznie skomentowała sałatkę, Kasia zerwała się od stołu, zaciskając usta.

Oj, zapomniałam zadzwonić do mamy! rzuciła i zniknęła w kuchni.

Tamara była pewna, iż do nikogo nie zadzwoniła. W kuchni panowała cisza.

Uważaj z nią, synku. Jesteś pewien, iż to twoje? szepnęła ostrożnie, gdy Kasia wyszła. Nie najgorsza dziewczyna, taka ci potrzebna, żeby cię poganiała, ale…

Ale nie rozumiesz, na co się piszesz pomyślała Tamara, choć głośno tego nie powiedziała.

Mamo, u nas wszystko gra. Jesteś dla niej za surowa. Bywa emocjonalna, ale to nie problem machnął ręką Marcin.

Nie problem… Dla Tamary to naprawdę nie było problemem. Widziała w tym choćby plusy. Tak, Kasia ma charakter, ale za to jest przebojowa i niezależna. Zawsze postawi na swoim. I Marcinowi nie da się rozpuścić.

Tylko czy Marcin był na to gotowy? Jak pokazało życie nie był.

Pół roku po ślubie Kasia i Marcin pojawili się u Tamary z tortem i szerokimi uśmiechami.

Mamo, niedługo zostaniesz babcią!

Tamara o mało się nie zakrztusiła. W gardle ścisnęło ją tak, iż ledwo oddychała, a dłonie natychmiast spociły. Poprawiła okulary i spojrzała uważnie na młodą parę. Promienieli, jakby wygrali w totolotka.

Co wy? wyrwało się Tamarze. choćby roku nie przeżyliście razem, a już dzieci?

Marcin uniósł zdziwione brwi nie spodziewał się takiej reakcji. Kasia spuściła wzrok i zmarszczyła czoło. Tamara wiedziała: przekonywanie ich na nic się nie zda.

No i co w tym złego? Jesteśmy małżeństwem, mamy rodzinę bąknął Marcin.

Tamara ciężko westchnęła. Te dwoje to jeszcze dzieci! Gdzie im do trzeciego? Nie mają pojęcia, co to znaczy zasypiać ze zmęczenia pod prysznicem. Ale nie proponowała alternatyw. I tak by ją obwinili. Skoro już się stało niech będzie.

I tak nic ode mnie nie zależy myślała. Ale się myliła. Ostatecznie ster trafił w jej ręce.

Jak do tego doszło? Stopniowo. Na początku to była niewinna rutyna. Marcin zaczął wpadać do matki na obiad. Mówił, iż tęskni, iż chce ją częściej widzieć, iż docenia jej troskę. Potem się wygadał.

Kasię od wszystkiego mdli. Od mięsa, od ryby, choćby od jajecznicy. Żyje na sałatkach. A ja nie jestem zwierzęciem, chcę normalnie zjeść przyznał.

Zaczął przychodzić też na kolacje.

Tamara nie protestowała. Wydawało jej się, iż pomaga w ten sposób i Kasi, i Marcinowi. Mniej gotowania dla niej, a syty mężczyzna to szczęśliwy mężczyzna.

Ale Marcin posuwał się coraz dalej.

Z rana zrobiła mi aferę zaczął narzekać. Złamała paznokieć, a ma jechać do koleżanki na urodziny. Pytała, czy to nie wstyd z takimi rękami. A skąd ja mam wiedzieć? Mnie to wisi, choćby bym nie zauważył.

Tamara słuchała, wzdychała i kiwała głową. Syn opowiadał, jak jest zmęczony w pracy. Że Kasia budzi go w nocy, żeby pogadać, a on nie dosypia. Że biegał po sklepach za dragon fruitem, bo jej zachciało się egzotyki.

W końcu Tamarze zaczęło

Idź do oryginalnego materiału