Matka wrzeszczała: Zdradziłeś mnie!, podczas gdy ojciec znikał bez słowa.
Małgorzata spała twardym snem, gdy telefon rozdarł ciszę nocy. Złapała słuchawkę, serce waliło jej jak młot.
Małgosiu! głos matki drżał z rozpaczą. Przyjeżdżaj! Natychmiast!
Mamo, co się stało? ocknęła się nagle, próbując opanować niepokój. Znowu kłótnia z tatą? Całe życie się darliście, radźcie sobie sami!
Nie ma już z kim się kłócić! krzyknęła matka, głos jej się załamał. Twojego ojca nie ma!
Mamo Tato nie żyje? Małgorzata zdrętwiała, krew ścięła jej się w żyłach.
Przyjedź, zobaczysz sama! rzuciła matka. Nie da się tego wyjaśnić przez telefon!
Zobaczyć co?! mało nie wrzasnęła ze złości.
Przyjeżdżaj! matka rozłączyła się.
Drżąca, Małgorzata zaczęła się pakować. Pognała do rodzinnego domu na obrzeżach Krakowa, nie mogąc pojąć, co ją tam czeka.
Małgosiu! Chodź! głos matki dźwięczał jak dzwon pogrzebowy.
Co jeszcze? mruknęła, przecierając załzawione oczy.
Co jeszcze?! Stoję nad przepaścią, a ona pyta co jeszcze! matka była bliska płaczu.
Mamo, jest siódma rano, sobota próbowała zachować rozsądek, choć niepokój rósł. Mam plany, dzieci, męża. Wyjaśnij, bo nie przyjadę.
Nie przyjedziesz?! matka zdławiła się oburzeniem. Nic już nie znaczę! Nie obchodzi cię moje cierpienie!
Mamo, wy z tatą kłóciliście się całe życie przerwała Małgorzata. Mam dość bycia waszą mediatorką.
Twojego ojca nie ma! wrzasnęła matka, zanim linia zamilkła.
Co się dzieje? burknął jej mąż, Wojtek, przewracając się w łóżku.
Coś poważnego, najwyraźniej odparła cicho, wciąż w szoku. Muszę jechać.
Są nie do zniesienia! warknął Wojtek. Twoja matka nie rozumie, iż masz własną rodzinę?
Wojtek, nie zaczynaj. Rodziny się nie wybiera westchnęła. Muszę jechać. Przepraszam, dzieci zostaną z tobą.
Jakby to było coś nowego zamruczał. Powiedz matce: jeżeli jeszcze tak zadzwoni, biorę rozwód.
Małgorzata uniosła brew:
Serio?
Nie, oczywiście uśmiechnął się krzywo. Ale niech się przestraszy. Może zrozumie.
Nie zrozumie pokręciła głową, pakując się.
Całe życie rodzinny dom był polem bitwy. Matka, Bożena, wrzeszczała bez przerwy, podczas gdy ojciec, Jan, milczał, zaciskając usta w wąską linię. Na pozór ignorował jej wybuchy, ale Małgorzata wiedziała: w środku kipiał.
Kłótnie zaczęły się, gdy była nastolatką. Z rzadkich stały się codziennością. Matka, z głosem jak piła, urządzała sceny, które budziły całą kamienicę. choćby starzy z ławki pod blokiem kręcili głowami: Jak on z nią wytrzymuje? Biedny człowiek.
Nikt nie pytał, jak Małgorzata przeżywa ten koszmar. Z zewnątrz rodzina wyglądała idealnie: ojciec kierował laboratorium na uczelni, zarabiał dobrze, matka nie pracowała, zajmując się domem i córką. Ale zajmować to za dużo powiedziane. Bożena rządziła wszystkim: mężem, Małgorzatą, choćby sprzątaczką, którą ojciec zatrudnił, by jej ulżyć. Próba daremna.
Kłótnie trwały, publiczne, okrutne. Małgorzata była tylko kolejnym meblem jej uczucia się nie liczyły. Marzyła o ucieczce. I uciekła. Wyjechała studiować do Krakowa, zostawiając rodzinne miasteczko, wracając rzadko. Każda wizyta była zatruta ich krzykami.
Pewnego dnia ojciec, wściekły, ryknął: Czego ty chcesz, Bożena? Księżyca z nieba? Matka, zaskoczona, iż się odzywa, wybuchnęła śmiechem, zanim na chwilę zamilkła.
Na ich ślubie matka przesadziła. Ciągnęła ojca, krytykowała wszystko, a gdy prowadzący zaproponował Janowi toast, skoczyła: Ja to zrobię! Nie można mu powierzyć nic ważnego! Goście wymienili spojrzenia, Małgorzata płonęła ze wstydu.
Po ślubie ojciec potajemnie kupił jej mieszkanie w Krakowie, nakazując milczenie przed matką. Zachowała sekret, dzieląc się nim tylko z Wojtkiem. No proszę! zdziwił się. Mam nadzieję, iż nie będziemy mieli takich tajemnic. Nigdy uśmiechnęła się. Odziedziczyłam po tacie: nie znoszę konfliktów.
Wspomnienia oblewały ją w trakcie jazdy. Spodziewała się zwykłych narzekań, zmęczonych oczu ojca. Ale rzeczywistość była gorsza.
Matka otworzyła drzwi, jęcząc: Dałam mu wszystko młodość, życie! A on śmie!
Mamo, gdzie tata? Małgorzata chwyciła ją za ramiona.
Twój ojciec uciekł tej nocy! wybuchnęła płaczem.
Uciekł? Ziemia zniknęła jej spod nóg.
Wyszedł, gdy spałam! Spakował rzeczy i zniknął!
Dzwoniłaś do niego?
Oczywiście! Nie odbiera! Zadzwoń ty, on ze mną nie chce gadać!
Małgorzata wybrała numer. Ojciec odezwał się od razu, spokojnie: Wiem, dlaczego dzwonisz. Zasłużyłem, by nie widzieć twojej matki. Jestem u kolegi. jeżeli potrzebujesz, jestem. Dla ciebie.
Tato, gdzie jesteś? spytała, czując palące spojrzenie matki.
Na wsi. Na razie. Zobaczymy. Dobrze?
Dobrze szepnęła.
Co mu obiecałaś? wrzasnęła matka. Temu zdrajcy!
Mamo, dość! Tata nie jest zdrajcą. Ma dość twoich dramatów.
To on ci tak powiedział?
Nie, ja. Jest u kolegi. Wróci, nie martw się.
Nigdy nie wrócił. Matka odnalazła adres, pognała tam. Pukała, krzyczała nikt nie otwierał. Dzwoniła bez końca cisza. Podejrzewała kochankę. Nie znalazłszy jej, wściekłość jej wzrosła: Jak śmie odejść bez powodu? Jestem niczym? sz