Matka czy katastrofa? — Konflikty z teściową wpędzają ją w skrajność

newskey24.com 15 godzin temu

„To nie matka, a prawdziwa klęska!” — kłótnie z teściową doprowadziły Kingę do ostateczności

Kinga stała przy kuchence, przewracając pierogi, gdy do kuchni wszedł jej mąż.

— Kinga, dzwoniła dziś mama — zaczął Krzysztof. — Mówi, iż nie puszczasz jej do wnuka.

— Narzekała? — zdziwiła się Kinga.

— No tak. Twierdzi, iż ciągle się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Franka — dodał.

Kinga nerwowo wycierała ręce w fartuch.

— Krzysztof… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, o czym musisz wiedzieć.

Opowiedziała wszystko. Krzysztof zbladł i usiadł na krześle — nie spodziewał się tego.

Wszystko zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Wanda, jego matka, jak zwykle przyszła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła przedpokój:

— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! Nie można wychowywać dziecka w takim brudzie!

Kinga wymusiła uśmiech, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Franek właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Dla teściowej to był jednak pretekst do wylania żółci.

— Krzysztof! — podniosła głos Wanda. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Masz pokazać żonie, jak utrzymywać dom!

— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jakbyś na wczasach!

— Franek jest po prostu ruchliwy — spokojnie wtrąciła Kinga, ale głos zdradzał napięcie.

— Ruchliwy! Trzeba za nim patrzeć, a nie pozwalać mu latać po całym mieszkaniu!

I znów rozmowa zeszła na to, iż Krzysztof w dzieciństwie był pod kloszem. Idealny chłopiec, wychowany pod lupą. Kinga milczała, ale z każdym słowem rosła w niej złość.

— Wando — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.

— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i tyle!

— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.

— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?

— Mamo… — wtrącił Krzysztof, ale teściowa tylko się rozpaliła bardziej.

— jeżeli nie nauczysz się być porządną matką, pomyślę, gdzie zgłosić ten problem!

Następnego dnia znów przyszła — gwałtownie zapukała, jak zawsze.

— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.

— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kinga.

— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?

— Oczywiście. Ale Franek się bawi. To normalne.

— Normalne? A Krzysztof w dzieciństwie… — zaczęła teściowa.

— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani skazy. Tylko do dziś jajecznicy nie umie usmażyć!

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Że wychowałaś mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.

— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!

— Zajmuję się dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. Nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.

W tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Kinga rzuciła się do salonu — na podłodze stał Franek, jego rączka była skaleczona.

— Boże… — Kinga wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, już dobrze!

— Widzisz! — warknęła Wanda. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko zagrożeniem! Pójdę do opieki społecznej!

Kinga zastygła. To już nie było zwykłe obrażenie — to była groźba.

— Dobrze. Niech przyjdzie pani z inspektorem. A teraz — proszę wyjść — cicho powiedziała.

Od tamtego dnia Kinga się zmieniła. Nie zamykała drzwi przed nosem — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. Zawsze znalazł się pretekst: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, dziecko chore…

Pewnego razu Wanda przyjechała bez zapowiedzi. Kinga wyjrzała przez szparę w drzwiach:

— Och, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Franek ma osłabioną odporność, lekarz kazał nikogo nie wpuszczać.

— Ja nie jestem obca!

— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, spotkamy się później!

Teściowa odeszła wściekła, nie mówiąc nic.

Wieczorem Krzysztof podszedł do żony.

— Mama mówi, iż nie puszczasz jej do Franka. Dlaczego?

— Bo się boję. Groziła mi opieką społeczną.

— Przesadzasz.

— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jeżeli znów się wścieknie?

Zamilkł. Kinga wzięła go za rękę.

— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.

— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?

— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.

— Dobrze — ustąpił. — Nie będę już naciskać.

Kinga uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.

Idź do oryginalnego materiału