„To nie matka, a prawdziwa klęska!” — kłótnie z teściową doprowadziły Kingę do ostateczności
Kinga stała przy kuchence, przewracając pierogi, gdy do kuchni wszedł jej mąż.
— Kinga, dzwoniła dziś mama — zaczął Krzysztof. — Mówi, iż nie puszczasz jej do wnuka.
— Narzekała? — zdziwiła się Kinga.
— No tak. Twierdzi, iż ciągle się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Franka — dodał.
Kinga nerwowo wycierała ręce w fartuch.
— Krzysztof… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, o czym musisz wiedzieć.
Opowiedziała wszystko. Krzysztof zbladł i usiadł na krześle — nie spodziewał się tego.
Wszystko zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Wanda, jego matka, jak zwykle przyszła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła przedpokój:
— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! Nie można wychowywać dziecka w takim brudzie!
Kinga wymusiła uśmiech, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Franek właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Dla teściowej to był jednak pretekst do wylania żółci.
— Krzysztof! — podniosła głos Wanda. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Masz pokazać żonie, jak utrzymywać dom!
— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jakbyś na wczasach!
— Franek jest po prostu ruchliwy — spokojnie wtrąciła Kinga, ale głos zdradzał napięcie.
— Ruchliwy! Trzeba za nim patrzeć, a nie pozwalać mu latać po całym mieszkaniu!
I znów rozmowa zeszła na to, iż Krzysztof w dzieciństwie był pod kloszem. Idealny chłopiec, wychowany pod lupą. Kinga milczała, ale z każdym słowem rosła w niej złość.
— Wando — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.
— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i tyle!
— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.
— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?
— Mamo… — wtrącił Krzysztof, ale teściowa tylko się rozpaliła bardziej.
— jeżeli nie nauczysz się być porządną matką, pomyślę, gdzie zgłosić ten problem!
Następnego dnia znów przyszła — gwałtownie zapukała, jak zawsze.
— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.
— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kinga.
— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?
— Oczywiście. Ale Franek się bawi. To normalne.
— Normalne? A Krzysztof w dzieciństwie… — zaczęła teściowa.
— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani skazy. Tylko do dziś jajecznicy nie umie usmażyć!
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Że wychowałaś mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.
— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!
— Zajmuję się dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. Nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.
W tym momencie w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Kinga rzuciła się do salonu — na podłodze stał Franek, jego rączka była skaleczona.
— Boże… — Kinga wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, już dobrze!
— Widzisz! — warknęła Wanda. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko zagrożeniem! Pójdę do opieki społecznej!
Kinga zastygła. To już nie było zwykłe obrażenie — to była groźba.
— Dobrze. Niech przyjdzie pani z inspektorem. A teraz — proszę wyjść — cicho powiedziała.
Od tamtego dnia Kinga się zmieniła. Nie zamykała drzwi przed nosem — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. Zawsze znalazł się pretekst: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, dziecko chore…
Pewnego razu Wanda przyjechała bez zapowiedzi. Kinga wyjrzała przez szparę w drzwiach:
— Och, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Franek ma osłabioną odporność, lekarz kazał nikogo nie wpuszczać.
— Ja nie jestem obca!
— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, spotkamy się później!
Teściowa odeszła wściekła, nie mówiąc nic.
Wieczorem Krzysztof podszedł do żony.
— Mama mówi, iż nie puszczasz jej do Franka. Dlaczego?
— Bo się boję. Groziła mi opieką społeczną.
— Przesadzasz.
— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jeżeli znów się wścieknie?
Zamilkł. Kinga wzięła go za rękę.
— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.
— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?
— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.
— Dobrze — ustąpił. — Nie będę już naciskać.
Kinga uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.