„Masz dość mnie, odchodzę” — mąż wyszedł, ale musiał wrócić

przytulnosc.pl 1 dzień temu

— Tak już nie może trwać! — Borys rzucił w talerz kurczaka tak mocno, iż wszystkie makaroniki rozeszły się po kuchni.

— Boryś, co robisz? — Łucja spojrzała na męża, nie rozumiejąc, co ją dopadło.

— Co, co?! Wszystkie twoje kulinarne wyczyny według przepisów twojej matki zamieniły mnie w grubego indyka! Spójrz — przytyłem co najmniej dziesięć kilogramów przez twoje gotowanie! — Borys poklepał się po piwnym brzuchu.

— No cóż, chcesz, żebym zrobiła ci sałatkę? — Łucja usunęła talerz ze stołu i zaczęła zbierać rozlane makaroniki.

— Co, jestem baranem, żebym jadł trawę? — oburzony mąż.

— Borys, no a czego wtedy chcesz? Mięsa nie potrzebujesz, sałatki też! — żona rozsunęła ramiona. Jej twarz wyglądała na zawstydzoną.

— Widzisz! Przez te wszystkie lata nie wiesz, czego naprawdę chce twój mąż! — machał rękami Borys. — A to wszystko dlatego, iż patrzysz przez usta swojej matki, nie zauważając męża. „Łuczko, nie zaszkodziłoby pomalować ściany w kuchni kwiatkami”, — naśladował teściową, — a Łuczko maluje ściany w kwiatki, nie pytając męża, jakie chce kolory na kuchni. A ja, może, chciałbym palmy z papugami! „Łuczosiu, powinnaś zaadoptować kota, bez zwierząt jest źle”. I Łuczosia biegnie na targ, wybiera najbardziej pchełkowego, nie pytając męża — czy nie ma alergii na te wszystkie stworzenia!

— Tak, przecież nie masz alergii — zaskoczona spojrzała na męża Łucja. On jak pieczony kogut skłuł się w jedno miejsce.

— Ale jaka różnica — masz alergię, nie masz alergii — matka powiedziała — Łuczusia zrobiła! — mąż z siłą odpychał krzesło, z którego wstał. — Wszystko! Mam dość! I masz dość mnie! I twoja matka ma dość! Nie dom, a więzienie! Ciągłe nadzorowanie! Do diabła z wszystkimi! Odchodzę od ciebie!

Szybko zebrał swój niewielki skarb, demonstracyjnie rzucił klucze do mieszkania na kuchenny stół i zamknął drzwi. Łucja została stać, jakby zalana wiadrem błota.

— Mamo, za co on tak ze mną? — Łucja od razu zadzwoniła do matki. — Może przynajmniej raz powiedziała, iż mu się nie podoba, a on cały czas milczy! I chwalił ściany, i z Barsem pierwszy spał w objęciach!

— No, tutaj jedno z dwóch, córeczko — rozważała mądra kobieta — albo znalazł sobie kogoś, albo przeżywa kryzys wieku średniego. A może to i jedno, i drugie.

— Uspokoiła, dziękuję! — Łucja zaczęła jeszcze mocniej płakać.

— No co?! To jest życie. Chcesz się przekonać, to idź do niego. Zawsze jestem pewna, iż ucieknął do swojej samotnej nory, żeby liznąć obrażoną samoocenę, — uśmiechnęła się teściowa.

Matka Łucji nigdy nie lubiła Borysa i nie rozumiała, co córka w nim znalazła. Wredny, leniwy… Wszystko, co zgromadził w swoim życiu, to sweter z włóknami, który zabrała do ogrodu na stracha na wróble. Kobieta poznała na własnej skórze powiedzenie — miłość jest zła, zakochasz się i zaoszczędzisz kozła. Jej córka, taka delikatna, tak utalentowana, zakochała się w tych spodniach i przekształciła się w zatwardziałą bufonę, która nie potrafi zrobić kroku bez zgody swojego prawdziwego męża.

©Stella Ciarry

— Córko — mówiła matce Łucji — doskonale gotujesz, dlaczego by ci nie prowadzić bloga kulinarnego?

— Jeszcze czego! — ziewał Borys. — Moja żona nie będzie udawać przed całym internetem, żeby potem mi wytykać.

— Łucja, dziewczyno moja, no co za widok? — matka kręciła głową, widząc córkę w dżetanie, którego szwy żyły własnym życiem, a jedna kieszeń była wyżej drugiej. — Jesteś jeszcze młoda! Kup sobie przyzwoitą sukienkę!

— Cześć! Co w tym dżetanie nie podoba? Tani i z cichym sercem! Lubię to i tak! Albo jeszcze dla kogo się ubrać? — Borys mruknął z gryźliwym spojrzeniem na żonę i teściową.

— No, ale Borys, nie, oczywiście! — uspokajała go Łucja, przez cały czas nosząc krzywą, okropną sukienkę.

Przemyślając słowa matki, Łucja w końcu zdecydowała się odwiedzić Borysa. Może po nocach się uspokoił i teraz wróci do domu. Jego samotne mieszkanie to pokój w komunalnym mieszkaniu z sąsiadami. Łucja wcześniej choćby nie podejrzewała o takich mieszkaniach, dopóki nie poznała Borysa. Żyjąc z nim dwa dni po ślubie, pierwszy i ostatni raz w całym życiu rodzinym postawiła ultimatum: albo on przeprowadza się do nich z matką, albo Łucja wnioskuje o rozwód.

— Nie mogę tu mieszkać! — zadeklarowała nowo poślubiona żona mężowi. — Nerwuje mnie, kiedy przez ramię zaglądają do garnka; nie mogę spokojnie się myć, kiedy za drzwiami stoi tłum i przepada się z nogi na nogę, obiecując zrobić wszystkie swoje sprawy prosto w korytarzu; nie pozwala mi spokojnie przejść sąsiad pijak, nie prosząc mnie o „trochę pieniędzy na kac”. Albo jedziesz ze mną, albo po prostu tutaj się pożegnamy!

Borys pomyślał i, skrywając swoje ambicje głęboko, ale na chwilę, zgodził się przeprowadzić. I teraz Łucja z drżeniem serca zdecydowała się wrócić do tego okropnego miejsca.

Przez te lata nic się prawie nie zmieniło. Ta sama blade żarówka na długi korytarz, te same obdarte drzwi. Przechodząc obok pokoi, Łucja zadrżała, gdy drzwi jednego otworzyły się i z nich wystąpiła spuchnięta mordka z workami pod oczami i nieuczesanymi włosami:

— Słuchaj, jak się masz? Daj pieniądze!

— Żyjesz jeszcze? — zaskoczona, ale ciesząca się Łucja, idąc dalej.

Drzwi do pokoju Borysa były lekko uchylone. Chciała już wejść, gdy wyszła dziewczyna z czajnikiem w ręce. Zachowywała się jakby całe życie tu mieszkała. Łucja weszła za szafę, która była absurdalna, ale teraz posłużyła dobrze — ukryła żonę przed kochanką męża. Czekając, aż ta wróci do pokoju, Łucja jeszcze chwilę stała i rzuciła się z nieszczęśliwego mieszkania.

— Mamo-a-a-a! — płakała wieczorem w telefon. — On ma tam kochankę-a-a!

— To właśnie miało się dowieść! — uśmiechnęła się matka. — No, będziesz teraz trzymać się za tego nikczemnego?

W porządku, należy przyznać, iż matka nigdy nie mówiła córce źle o zięciu. Tak, nie lubiła. Ale nie ingerowała. Ale teraz sam Bóg nakazał uwolnić córkę z ich psychologicznego niewolnictwa.

— Jak będę sama? Kogo będę potrzebować? — łkała córka.

— Można pomyśleć, iż jesteś teraz potrzebna?! — matka kręciła głową na drugim końcu linii, rozumiejąc, iż Łucja chwyta się za słomkę.

— A co, jeżeli to nie kochanka? — z nadzieją w głosie pytała Łucja.

— No tak, siostra miłosierdzia! Przyszła, by naprowadzić zagubioną duszę na adekwatną drogę. No, zadzwoń do niego, zapytaj, kiedy wróci — westchnęła matka.

Łucja kilka razy próbowała wybrać numer Borysa, ale ciągle odkładała. I wtedy sam zadzwonił.

— Łucjo, witaj! — jego głos był cichy i smutny.

— Borysie? Co się stało? — Łucja zapomniała o rozwodzie i zdradzie. Mąż do niej zadzwonił! Sam!

— Stało się, Łucjo! Przeszedłem operację. — Borys poklepał nos, wprowadzając żonę w konsternację. — Łucjo, nikogo nie mam, kto mógłby mi pomóc! Jestem całkowicie sam! Wszystkie pielęgniarki są wybredne. Wszystkim im nie pasuje! A ja potrzebuję diety. Muszę brać leki, Łucjo!

— Borysie, czekaj! niedługo przyjadę! — Łucja rzuciła wszystkie sprawy i zaczęła szukać samochodu do przewozu chorego. Potem przygotowała Borysowi łóżko i pojechała po niego.

Lata przelatywały, jak pszczoły. Pielęgniarki po raz pierwszy widziały tak pełną ducha kobietę…

— Mamo-a-a-a! — kilka dni później matka Łucji wróciła z działki, mając nadzieję odpocząć w ciszy. — Tu nie hałasujcie, potrzebuję spokoju. Łucjo! Czas na obiad! Tylko nie przesól zupy, jak zawsze! — krzyknął Borys i pięknie jęknął, łapiąc się za brzuch.

— Co się dzieje, córeczko?! — zaskoczona matka weszła do pokoju.

— Borysie, wrócił do domu! — Łucja uśmiechnęła się szeroko, pokrzepiając się i krzyknęła:

— Niosę, kochany! Zaraz!

Matka Łucji spojrzała na córkę i machnęła ręką. Zrozumiała, iż problem był całkowicie nie w Borysie… a w Łucji. A skoro jest szczęśliwa w służbie u takiego nieszczęsnego męża, to nic nie można zrobić. Miłość, jak mawiają… Jest zła. Bardzo zła.

Anna, choć początkowo była pełna gniewu i rozczarowania, z czasem zaczęła dostrzegać, iż prawdziwe szczęście leży w uczciwości i otwartości wobec siebie i innych. Rozmawiając z matką i refleksja nad własnymi wyborami, zrozumiała, iż każda decyzja ma swoje konsekwencje, ale ważne jest, aby dążyć do tego, co naprawdę czyni ją szczęśliwą. Z czasem, dzięki wsparciu bliskich i własnej determinacji, Anna zaczęła budować nowe, bardziej autentyczne relacje, które przyniosły jej prawdziwe spełnienie.

Idź do oryginalnego materiału