**Dziennik Anny**
„Mamo, nie wychodź za niego…”
— Mamo, Marek zaproponował, żebyśmy zamieszkali razem — zaczęłam ostrożnie Ania po kolacji.
— I gdzie będziecie mieszkać? — zapytała mama po chwili milczenia.
— Ma swoje mieszkanie. Ojciec kupił, gdy dostał się na studia.
— Nie uważasz, iż się spieszycie? Do końca studiów jeszcze rok. A jeżeli zajdziesz w ciążę? — Mama zakręciła kran, wycierała ręce ręcznikiem i odwróciła się do mnie.
— Rozumiem, wychowałaś mnie sama, boisz się, iż powtórzę twój błąd, iż zostaniesz zupełnie sama… — Ania nie była pewna, czy mama jest przeciw, czy nie.
— Jesteś wystarczająco dorosła, by odpowiadać za swoje decyzje. Nie martw się o mnie. Mam mężczyznę.
— Domysliłam się. Dlaczego nigdy o nim nie mówiłaś? Nie poznałyśmy się? — zapytałam, zaciekawiona.
— Nie wiem… — Mama spuściła wzrok. — Bałam się, chyba. On jest ode mnie młodszy. — Podniosła na mnie oczy.
— No i co? Teraz to modne. Więc nie masz nic przeciwko? — Podskoczyłam i przytuliłam mamę.
Pierwsze dni dzwoniłam do niej codziennie, często wpadałam wieczorami. Miałam klucz, ale teraz dzwoniłam. Pewnego dnia drzwi otworzył przystojny mężczyzna. Obcisła koszulka podkreślała jego mięśnie.
— Córeczka przyszła — uśmiechnął się szeroko.
— Córeczka, ale nie twoja — burknęłam, wchodząc do środka.
Mama gotowała kolację. Wyglądała inaczej — lepiej. Zamiast starego szlafroka miała białe dresy i różową koszulkę.
— Krzysiu, musimy porozmawiać — powiedziała, gdy wszedł do kuchni.
— Rozumiem. Pogadajcie sobie, dziewczyny — znów się uśmiechnął.
— Mamo, on jest od ciebie młodszy o jakieś piętnaście lat. Owszem, świetnie wyglądasz, ale różnica widać — szepnęłam, gdy zamknął za sobą drzwi.
— No i? Sama mówiłaś, iż to modne — odparła mama.
Nie poznawałam jej. Zawsze powściągliwa, teraz ciągle się głupio uśmiechała. A te ubrania…
— Dlatego mnie z nim nie poznałaś? Co dalej? Tylko nie mów, iż chcesz za niego wyjść…
— A jeżeli nawet? Masz coś przeciwko?
Otworzyłam usta, ale mama mnie uprzedziła.
— Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Mam skrzydła u ramion. Jestem taka szczęśliwa! — Uśmiechnęła się zawstydzona. — A ty? Nie kłócicie się z Markiem?
— Nie. Mamo, już pójdę, bo pewnie się martwi.
Szłam do domu przygnębiona. CzJednak gdy po latach wspominałam tamten czas, zrozumiałam, iż każda miłość – choćby ta naiwna – uczy nas czegoś ważnego.