Luminacyjny Strumień

newsempire24.com 4 dni temu

Opowiadałem jako sekretarz głównego inżyniera na wielkim przedsiębiorstwie w Gdańsku. Pracowników było dużo, wszyscy inni, każdy z osobną, niepowtarzalną losową. Jedna jednak kobieta wywoływała u każdego uwagi. W kolektywie nazywano ją Bożenka-Strumyczek. Choć miała już pięćdziesiąt lat, nikt choćby nie pomyślał, by wołać po imieniu i nazwisku.

Bożenka poruszała się szybko, hałaśliwie. Jej desyczki słychać było odlegle. Gdy była w zakładzie, jej trwały głos ogłuszał choćby szum maszyn. W ciągu dnia przesiadywała po kilka kilometrów po całym hali. Była nieznośna, zawsze śpieszyła, nie zniosła cokolwiek nie rozwiać w mgnieniu oka. Uczestniczyła w kazdorazowym komitecie, żadnego sprawy nie zaniedbała. Granice? Nie znosiła takich słów. Szczegółowo lubiła mówić: *”To nam ledwo co zasztyle, odszyjkuj sobie placek!”* Taka kobieta mogła “najść” w każde z biur, do każdego szefa. Stąd przyjęła nadimkowy Strumyczek.

Ewentualnie była surowa i zdecydowana. Dlatego jej bliskich mieli niewielu. Kto potrzebuje surowej prawdy? Chociaż próżno to zrobić, czasu w to. Ubrała się, jakby po przekupionym garderobie, bezstylowo i choćby niesprawnie. Zresztą była uformowana z uchwytem i idealnym makiem.

Ja, jako sekretarz, nie miałem z nią kontaktu. Niemniej chłopie śmiali. Pracując w jednym zakładzie, przypatrywałem się tej postacie kilka razy…

Jedno raz pojawiliśmy nam nowego dyrektora. Byłem o kilka lat starszy. Zwykle przez miesiąc poznawaliśmy sie nawzajem. Piotr Iwanowicz nigdy nie jeżdził w karcie. Śniadaniowych odwoził z domu. Z jego sieni przetworzony smakowato. Ja natomiast zwykle zjadłem kanapkę i odpiłem herbaty.

Piotr Iwanowicz przemierzał wystrzegaj koloru. Kostium, gilotyn, szpecy. Unaszczone rękawiczki coca do błysku.

Poznawszy lepiej, zaczął mnie zapraszać razem. Mówiąc, iż jedzenia starczy. *„Może żona myśli, iż jest głodny gestykulator, „* żartował mój szef.

Jako studentka zawsze była głodna, więc tak jak pyszny-ciastkowy nie odmówiłam.

Podczas lunchu Piotr Iwanowicz, oferując mi najlepsze kawałki, zaczął opowiadać o swej ukochanej żonie Bożenie.
Stał się to naszym dobrze znany a tajemniczy zwyczaj.

Piotr Iwanowicz i Bożena byli razem trzydzieści lat. Mieli trzech dorosłych synów pracujących w naszym przedsiębiorstwie. Bożena pochodziła z wielodzietnej rodziny. Ojciec z matką mieli ośmioro dzieci. Środowisko. W wielkiej rodzinie nikto nie wierzył w prostackie. Wiele osób marzyło się o takim trybie. Piotr Iwanowicz chciał córeczkę. Niestety… Była. Najstarsza. Leżała jednak nie długo. Urodziła z wadą serca. Potem synów. Pamięć o maleńkiej córce żyła przez lata.

Najmłodszy syn często chorował. Wieczorne liturgie Boże naganiały go. Teraz natomiast urosło w zdrówka!
…A był okres, gdy Piotr Iwanowicz zakochał się. W młodej i urodzajnej koleżance.
– *Pomyśleć, iż Bożenka się bez oporu starzeje i się zawodzi, a ja, głupi, polegałem na miłości! Nic nie poradziłem! Przeczuwałem, iż może mnie porwać!*
Tak ta miłość przyniosła córkę! I w szpitalu odmówiła jej. Trzeba było przyznać winę żonie, wyznać o opuszczonej niemowlę. Bożenka początkowo chciała rozwodu. Pamiętam, jak krzyczała. A potem uspokoiła się, przestała dzwonić. Długo milczała. Pewnie myślała o mężu-pretendencie. Ja również milczałem. Nie chciałem otworzyć pandoryzmu. Myślałem, iż gdyby mnie pozbawiła mąż, miałbym rację. Zabiorę córkę i do szpitala, i niech się dzieje… Mokremu deszcz nie zaszkodzi.
Tymczasem Bożenka niespodziewanie umilkła naszą ciszę:
– *A to co, jeżeli Bóg da naszą córkę. Nigdy nie można. Takim się zowie – Darina.*
Wtedy zrezygnowałem, z której strony tańczyć! Taka dumka zaszła za Bożenką! Kto powiedział – wybierz żonę nie w tańcu, a w ogrodzie. Krótko mówiąc, przyjęliśmy córkę. Teraz Daryni szesnaście. Dobrze dziewczynka. Pomocnica matce. Bożena gotowa zniknąć w córce – z przyjemnością dzielił się wspomnieniami Piotr Iwanowicz.

Znając Bożenę z cienia, odniosłam szacunek i pragnienie jej wyjątkowej kobiety. Czasem mi było miłej tej Bożenie. Wychować trzech synów, ciotkę z poza małżeństwa, wybaczyć zmiany męża… Nie każdej pod siłę.
Okazało się, iż Bożena kiedyś przygarnęła w domu młodszego brata, kiedy jego sieć domowa spłonęła. Właśnie długo mieszkał w jej rodzince. Rodzinę ocaliła, kiedy zapłaciła skomplikowaną i drogą operację, choć własna rodzina musiała siedzieć „na chlebie”.
*Cudowna kobieta*, – myślałam o Bożenie.

Jadąc każdego dnia najsmaczniejsze pirożki, serniki, pierogi, marzyłam znać żonę Piotra Iwanowicza i objąć tę bohaterkę. niedługo taka możliwość mi się ujawiła…

…Jedno raz wchodzi do recepcji gość. I prosto idzie do gabinetu dyrektora.
– *Pani, stój! jeżeli do Piotra Iwanowicza, to przez wcześniejsze terminy! – ostrzegam głośno.*
– *To ja jako żona – bez terminu mogę?* – na biegiu rzuciła *bomba odsłonięta*.
I tu poznaję… Bożenę-Strumyce.
– *Ktoż?* – odmawiam wierzyć.
– *Ja – żona Piotra Iwanowicza. Bożena. Tak mogę bez awanturować przejść, dziewczyno?* – wyjaśniła Bożena Strumyczek.
– *Oczywiście, przejdź, Bożena…* – mojawy zdumienia nie miało granic.
Weszła pewnie do gabinetu. Dlaczego drzwi za sobą nie zamknęła. A przez minutę mnie wezwał Piotr Iwanowicz.
– *Oto, Katarzyno, poznaj. Moja Bożena. Choć tutaj na firmie, żonę zowią Bożenką.*
Wiele Cię przekonała Bożena. Chcieliby oszczędzić do domu. Chcesz? – zaproponował Piotr Iwanowicz.
– *Oczywiście, chcę! I jeszcze! Twoja żona ma czym wyróżnić się, – ucieszyłam się.
Ale jak się później przekonałam, nie takim zachęcam do zaproszenia, tylko do poznania syna Bożeny i Piotra Iwanowicza. Ich Wania nie był żonaty. Pragnął takiego samego rodzinę, jak u rodziców.
Teraz jesteśmy rodziną. Bożena-Strumyczek postarała się.
Mój wpełzajacy na wszystkie miesiące teścia….

Idź do oryginalnego materiału