Losy życia

newsempire24.com 20 godzin temu

Dawno temu, w jednym z warszawskich mieszkań, podczas przerwy reklamowej w serialu, który leciał na drugim kanale, Bronisława zwróciła się do męża:

“Wiesz, dziś rozmawiałam z Wandą. Wyobraź sobie, znów się zaczęło z tym Marianem.”

Mąż, Witold, półleżał na łóżku, oparty o podniesioną poduszkę, i wpatrywał się w reklamy z wyraźnym zainteresowaniem.

“Witek, słyszysz mnie? Marian znów się rozpuścił,” powtórzyła, nie doczekawszy się odpowiedzi.

“Słyszę. A co tobie do tego?”

“Jak to? Wanda jest moją przyjaciółką. Martwię się o nią. Marian ci nic nie mówił?” zapytała ostrożnie, badając jego profil.

“Nie musi mi się spowiadać. Dawno go nie widziałem. A twoja przyjaciółka, mówiąc szczerze, to histeryczka. Też bym od takiej uciekał. Dość już tego. Film zaraz zaczyna się.”

“Tak? To on ci to powiedział? Wanda jest winna? Kobieta zawsze u was wszystkiemu winna, byle tylko usprawiedliwić swoją psią naturę. A kto ją taką zrobił? Całe życie się włóczy,” syknęła Bronisława, zaciskającą usta, podczas gdy mąż wpatrywał się w ekran.

“Słuchaj, to ja też często cię krytykuję. Ile razy mówiłam, żebyś wycierał buty w przedpokoju? Całe błoto wnosisz. Wanny po sobie nie spłukujesz… Więc ja też jestem histeryczką? Może i ty się włóczysz? Dla towarzystwa?” utkwiła w nim wzrok.

“No, zaczęło się. Teraz moja kolej.” Witold zrzucił kołdrę i wstał z łóżka. “Obejrzę resztę w kuchni.”

“Po prostu współczuję przyjaciółce,” rzuciła Bronisława w plecy mężowi.

“Mieli taką miłość. Wspinał się do niej po rynnie na drugie piętro z bukietem kwiatów. I co, wam, facetów brakuje?” krzyknęła w stronę otwartych drzwi.

“Dopóki się staracie, nazywacie nas słoneczkami, zajączkami, kochanymi. A jak znajdziecie sobie drugą, od razu stajemy się histeryczkami,” mówiła sama do siebie, jakby mógł ją usłyszeć. “Tyle razy mu wybaczała. Pierwszy raz klęczał, przysięgał, iż to się nigdy nie powtórzy, łzy lał. Dla dzieci wybaczyła. Dobry z niego człowiek, tylko duszę jej wyciągnął. Chyba nie odpuści, póki starczy mu sił…” Bronisława umilkła i nadstawiła ucha. Z kuchni nie dobiegał żaden dźwięk.

“A może Witold też mnie zdradza? Dlaczego tak się poderwał? Dotknęło go? Nie, on jest leniwy. Marian przynajmniej dba o siebie, na siłownię chodzi. A u mojego brzuch rośnie, łysina się pokazuje…”

Lecz zasiane wątpliwości zaczęły kiełkować. Bronisława już nie patrzyła na ekran, straciwszy zainteresowanie filmem. Wstała, wsunęła stopy w kapcie i pomaszerowała do kuchni. Mąż siedział na krześle, założywszy nogę na nogę, i palił papierosa, kierując dym w uchylone okno. Zaciągnęło przeciągiem, a Bronisława wzdrygnęła się.

“Czemu nagle zapaliłeś?”

Mąż drgnął, strużka popiołu spadła na stół.

“Psiakrew, przestraszyłaś mnie.” Witold zdmuchnął popiół na podłogę. “Może też się martwię. W końcu jesteśmy z Marianem przyjaciółmi.”

“To byś z nim porozmawiał. Wstyd mu przed dziećmi? Jaki przykład daje synom?” podeszła do okna, wzięła popielniczkę z parapetu i postawiła przed mężem.

“A czy on mnie będzie słuchał? Nie będę się wtrącał. To jego życie, wie, co robi.” Mąż zaciągnął się ostatni raz, zgasił papierosa. Potem podszedł do okna i zamknął lufcik.

“Chodźmy spać.” Przeszedł obok niej.

Bronisława pokręciła głową, zgasiła światło i też skierowała się do sypialni. Mąż leżał na boku, odwrócony od jej części łóżka. W telewizji leciał już program z Krzysztofem Skórzyńskim. Bronisława wyłączyła telewizor i lampę, położyła się. Ostatnie miesiące zasypiali właśnie tak, odwróceni do siebie plecami.

W czasach studenckich byli nierozłączni, nie mogli się nadziwić sobie nawzajem. Dwa lata później wzięli ślub. Życie toczyło się jak u innych – kłótnie, pogodzenia, codzienność. Córka wyrosła, skończyła studia i wyjechała do Krakowa. Bronisława nie myślała o szczęściu. A przecież je miała. Znajomi się rozwodzili, żenili ponownie. Każdy miał swoją historię. Oni byli razem dwadzieścia siedem lat, a w małżeństwie dwadzieścia pięć. Ćwierć wieku.

Myśli wróciły do Wandy. W uszach wciąż dźwięczał jej głos: “Za co on mi to robi? Wszystko dla niego poświęciłam. Dzieci urodziłam. A teraz ani młodości, ani męża, na starość sama…”

Po drugiej stronie łóżka Witold leżał z otwartymi oczami, wpatrując się w ciemność, tłumiąc westchnienia i starając się nie poruszyć.

Dwa dni później Witold spóźnił się z pracy. Bronisława się nie niepokoiła. Zdarzało się. Przyczyn mogło być wiele – korki, spotkanie ze znajomymi, pilna robota. Po wyglądzie męża zawsze rozpoznawała powód. jeżeli wracał wesoły i podchmielony – wpadł na drinka z kolegami. jeżeli ponury – problemy w biurze.

W końcu w zamku zaskrzypiał klucz. Bronisława słyszała, jak mąż się rozbierał, ale bez zwykłego stękania. Potem poszedł do kuchni.

Gdy tam weszła, Witold siedział przy stole, oparty plecami o ścianę. Ale nie wyglądał na rozluźnionego – przeciwnie, jak sprężynę gotową do wystrzelenia. Jego napięcie uderzyło ją jak pięścią. Serce zabiło mocniej, niepokój poruszył się w środku, jak tamtej nocy. Witold wpatrywał się przed siebie, jakby ważył istotną decyzję.

“Coś się stało?” spytała cicho, podczas gdy niepokój wypełniał ją całą, sącząc się choćby przez oczy. “Podgrzać kolację?”

“Nie, jestem syty.” Wstał i, nie patrząc na nią, wyszedł.

Bronisława wyczuła ledwo uchwytny zapach perfum. Obcy, a jednak znajomy. Już kiedyś go wyczuła.

Czekała na niego w salonie, ale mąż nie przyszedł. Zachorował? Poszedł spać? WesBronisława podeszła do łóżka, gdzie Witold wciąż leżał nieruchomo, i po raz pierwszy od lat wzięła jego dłoń w swoje, czując, iż mimo wszystko ich historią jeszcze się nie skończyła.

Idź do oryginalnego materiału