Los nie daje nam tego, co zbędne

newsempire24.com 6 dni temu

Wracając z delegacji, Marek jechał autostradą z umiarkowaną prędkością, rozmyślając o swoim życiu. Pogoda była pochmurna, zaczynał już padać deszcz, a przednia szyba w mgnieniu oka pokryła się kroplami. Samochody z naprzeciwka mijały go jeden za drugim.

Pojechał w delegację służbowo był komornikiem w dużym miasteczku, miał zostać na trzy dni, ale sprawy załatwił szybciej i wracał do domu już po jednym dniu. Nie chciał nocować w hotelu, tym bardziej iż żona Ewa miała urodziny. Kupił jej nowe ubrania, trochę kosmetyków oczywiście w sklepie doradzili mu, co wybrać, bo sam kilka się na tym znał…

Jechał całą noc, był zmęczony, a do tego jeszcze ten deszcz.

– Trzeba skrócić drogę przemknęło mu przez myśl. Pojadę przez sąsiednią wieś, będzie bliżej, a autostrada to zbędny objazd. Co prawda droga jest polna, ale nic, już prawie ranek.

Tak też zrobił. Z Ewą byli razem od dziesięciu lat, ich syn Kacper też miał już dziesięć lat. Żona zaszła w ciążę niemal od razu, chociaż chłopiec urodził się przed czasem, ale wszystko wyszło dobrze. A jak wyrósł prawdziwy urwis, bystry jak cholera.

Marek czuł zmęczenie, ale do domu było jeszcze jakieś piętnaście kilometrów. Świtało, ale deszcz tylko przybrał na sile. Nagle poczuł głuchy uderzenie w maskę i gwałtownie zahamował. Przemknęła mu przez głowę myśl:

– Dobrze, iż nie jechałem szybko. Chyba kogoś potrąciłem. Pas lasu obok, może jakieś zwierzę… Natychmiast wyskoczył z samochodu.

Na drodze leżała kobieta, parasolka leżała opodal. Ogarnęła go panika i strach. Potrącił człowieka. Może jeszcze żyje? Pochylił się, podniósł ją i zaniósł do auta, sadzając na tylnym siedzeniu. Znowu pomyślał:

– Żyje, na szczęście jechałem wolno. Potem zwrócił się do kobiety: Jak się pani czuje? Zawiozę panią do szpitala, wieś już niedaleko. Wskazał ręką na widoczne w oddali domy.

Kobieta złapała się za nogę.

– Nie trzeba szpitala, czuję się dobrze, tylko trochę mnie boli. Pewnie stłuczenie.

– Kim pani jest? zapytała, podnosząc głowę.

Marek spojrzał jej w oczy i oniemiał. Ona też była w szoku… podwójnym szoku.

Patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu oboje otrząsnęli się z zaskoczenia.

– Ania? wykrzyknął.

– Marek? zdziwiła się równie mocno.

– No proszę, jakie spotkanie powiedział. Więc tu jesteś? A ja cię szukałem. A ty mieszkasz tylko piętnaście kilometrów stąd.

– Sam

Idź do oryginalnego materiału