Londyn, 1971 rok. Miasto budziło się w szarej poświatie porannej mgły.

newsempire24.com 3 godzin temu

Warszawa, rok 1971. Miasto budziło się w szarej mgle porannej. Ulice były mokre po nocnym deszczu, a gazowe latarnie wciąż rzucały mdłe światło, rysując długie cienie na bruku. W powietrzu unosił się gwar tramwaje skrzypiały na szynach, ludzie spieszyli do pracy, koty buszowały po podwórkach w poszukiwaniu resztek jedzenia, a stare przystanki pokryte graffiti i reklamami czekały na pasażerów.

Jan Kowalski i Antoni Ace Nowak byli dwójką młodych Australijczyków, którzy postanowili spróbować życia w wielkim mieście. Wynajmowali małe mieszkanie na Pradze stare ściany, skrzypiące podłogi, maleńka kuchnia i okna, które ciągle zaparowywały od wilgoci. Jan pracował na małym magazynie, nosząc pudła, a Ace uczył się w szkole wieczorowej i dorabiał jako kurier. Mając po dwadzieścia parę lat, wciąż szukali swojego miejsca w tym zimnym, ogromnym mieście.

Pewnego dnia, spacerując ulicami, trafili na mały sklep z egzotycznymi zwierzętami. W witrynie patrzyły na nich ptaki, małpy i gady, ale ich uwagę przykuła mała klatka, w której leżało lwiątko. Zwierzę było kilka większe od kociaka, z wielkimi smutnymi oczami, które zdawały się rozumieć wszystko, co się wokół działo.

Bałem się, jak na niego patrzyłem szepnął Jan, stojąc przy klatce. Samotny. Z takimi oczami Jak można go tu zostawić?

Ace tylko skinął głową. Jego serce biło szybciej, a dłonie niespokojnie się poruszały.

Nie możemy go tu zostawić powiedział Jan, prawie szeptem.

Wymienili spojrzenia i, bez długiego zastanowienia, kupili lwiątko. Było to impulsywne, może nierozsądne, ale serce nie pozwoliło im postąpić inaczej.

Jak go nazwiemy? zapytał Ace, gdy wychodzili ze sklepu, niosąc klatkę z małym, puszystym kłębkiem przyszłej potęgi.

Lech odparł Jan. Jak król, tylko w małej formie.

Tak zaczęło się życie Lecha z Janem i Acem. Urządzili mu kąt w mieszkaniu stary dywan na podłodze, miska z mlekiem, zabawki sklecone z szmat. Bawili się z nim w salonie, na balkonie, a choćby zabierali do małego ogródka przy pobliskim kościele, gdzie po długich namowach pozwolono im wyprowadzać lwiątko na kilka godzin.

Lech gwałtownie stał się częścią ich życia. Był ciekawski, inteligentny, uczył się komend i wyczuwał nastrój swoich opiekunów. Mruczał jak wielki kot, gdy Jan drapał go po grzywie, i cicho warczał, gdy Ace chował się za ścianą, udając, iż się boi.

Ale rok minął i stało się jasne, iż lew nie może zostać w mieszkaniu. Rósł szybko, jego łapy stawały się coraz większe, pazury ostrzejsze. Więcej niż kiedykolwiek wiedzieli, iż Lech potrzebuje innego życia życia, które nie ogranicza się do czterech ścian.

Jan i Ace podjęli trudną decyzję. Zwrócili się o pomoc i przetransportowali Lecha do Kenii, do rezerwatu, gdzie legendarny przyrodnik Jerzy Adamski pomagał lwom wrócić na łono natury.

Lech początkowo tęsknił. Cz

Idź do oryginalnego materiału