Lata Łańcucha: Okres Zniewolenia i Wspólnej Pamięci

newsempire24.com 1 tydzień temu

No pamiętał dokładnie, kiedy to się zaczęło. Może dlatego, iż dla niego czas był tylko ciągiem szarych dni, niekończących się nocy i pór roku, które mijały, nie przynosząc ulgi. Urodził się w licznym miocie, na biednym podwórku na obrzeżach wsi. Od szczeniaka jego los został naznaczony zimnym ogniwem łańcucha, którego nigdy nie miał porzucić.

Na początku życie było tylko ciekawością. Bawił się z rodzeństwem, wąchał wilgotną ziemię, szczekał na ptaki. Ale pewnego dnia jeden z domowników wybrał właśnie jego. Oderwał go od matki, zaciągnął w kąt podwórka i przywiązał łańcuchem do kołka. Od tej chwili Baron stał się częścią podwórkowego krajobrazu, jak stara opona czy zardzewiała taczka. Nikt nie poświęcał mu pieszczoty, ani dobrego słowa. Czas dla Barona był tylko czekaniem bez nadziei.

Z biegiem miesięcy łańcuch stał się jego jedynym towarzyszem. Miał ledwie dwa metry, a Baron nauczył się nie oddalać zbyt daleko, by nie czuć nagłego szarpnięcia, które odbierało mu oddech. Nie miał budy, ani schronienia – spał na ziemi, pod deszczem lub śniegiem, a gdy wiatr hulał mocniej, przytulał się do muru, drżąc z zimna.

Pory roku mijały: zimy były ciężkie, z mroźnymi nocami, gdy budził się pokryty szronem. Lato było udręką upałów i pragnienia. Czasem dzieci z domu rzucały w niego kamieniami dla zabawy albo straszyły patykami. Nikt się o niego nie troszczył. Jego życie było kręgiem cierpienia, głodu i samotności.

Jedzenie było skąpe i marne. Dostawał obierki ziemniaków, ogryzione kości, a czasem trochę zepsutej zupy. Baron jadł łapczywie, bojąc się, iż ktoś zabierze mu ten skromny posiłek. Pił mętną wodę z zardzewiałego wiadra. Nigdy nie poznał smaku świeżego mięsa, ani sytości porządnego jedzenia. Jego ciało stało się chude, żebra widoczne pod brudną, splątaną sierścią.

Nigdy go nie wyprowadzano. Widział świat tylko ze swojego zakątka, ograniczony łańcuchem. Widział inne psy biegające wolno, ludzi idących tam i z powrotem, ptaki w locie. Marzył, by biec, eksplorować, dostać pieszczotę. Ale to był tylko sen, a gdy otwierał oczy, łańcuch wciąż tam był.

Ostatnia zima była najcięższa. Mężczyzna, który go uwiązał, zachorował i przestał wychodzić na podwórko. Baron spędzał całe dnie, nie widząc nikogo. Miska z jedzeniem była coraz bardziej pusta. Czasem któryś sąsiad podszedł do płotu i rzucił mu kawałek suchego chleba, ale najczęściej dostawał tylko spojrzenia pełne litości.

Baron czuł, iż życie ucieka. Łapy bolały go, zimno wżerało się w kości, a samotność stawała się coraz cięższa. W nocy śnił o matce, o cieple rodzeństwa, o wolności. Ale gdy się budził, były tylko błoto i cisza.

Pewnego dnia mężczyzna umarł. Baron wiedział, bo przestał słyszeć jego kaszel, ciężkie kroki. Przez kilka dni nikt nie pojawiał się na podwórku. Baron był głodny, spragniony, przerażony. Szczekał, prosząc o pomoc, ale odpowiadało mu tylko echo.

To sąsiedzi, zauważywszy nieobecność właściciela, przyszli na podwórko. Znaleźli Barona skulonego na ziemi, z matowymi oczami, sierścią pełną błota i pasożytów. Niektórzy spierali się, co z nim zrobić. Jedni mówili, iż jest stary i najlepiej go uśpić. Inni mieli litość, ale nie chcieli kłopotów.

W końcu kobieta o imieniu Kasia, która mieszkała obok, zadzwoniła do lokalnego schroniska dla zwierząt. Opowiedziała im o Baron

Idź do oryginalnego materiału