Nazywam się Kacper Nowak i mieszkam w Giżycku, gdzie jezioro Niegocin odbija szare niebo Warmii i Mazur. Nigdy nie uważałem się za świętego. Tak, mogłem ustąpić miejsca w autobusie, pomóc starszej pani zanieść zakupy, przekazać parę złotych na dobroczynność ale to wszystko. Każdy z nas ma granicę, której rzadko przekracza, linię, gdzie kończy się nasza dobroć. Ale tamtego wieczoru coś we mnie pękło i poszedłem dalej.
Wracałem do domu po wyczerpującym dniu pracy. Zimno przechodziło mi przez kości, mokry śnieg chlupał w butach, a w głowie miałem jedną myśl żeby jak najszybciej znaleźć się w cieple, zaparzyć mocną herbatę i otulić kocem. Przy małym barze na rogu zauważyłem go bezdomnego. Siedział na kawałku kartonu, skulony od chłodu, owinięty w brudny, podarty płaszcz. Przed nim leżał pusty plastikowy kubek niemy krzyk o pomoc, którego nikt nie słyszał. Ludzie mijali go pośpiesznie, odwracając wzrok, jakby nie istniał. Już prawie przeszedłem obok, ale się zatrzymałem. Dlaczego? Może przez jego spojrzenie zmęczone, wygasłe, ale z jakąś głęboką, beznadziejną rezygnacją.
Chcesz coś zjeść? wyrwało mi się nieoczekiwanie choćby dla mnie samego. Powoli podniósł głowę, popatrzył z niedowierzaniem, jakby sprawdzając, czy to nie żart, i skinął: Tak… jeżeli to nie problem. Wszedłem do baru, zamówiłem dużą pizzę z serem i kubek gorącej kawy. Czekając, patrzyłem przez szybę na niego samotną postać w zapadających ciemnościach. Wróciłem i podałem mu jedzenie. Jego usta drgnęły w słabym uśmiechu: Dziękuję szeptnął, biorąc pudełko drżącymi, zsiniałymi palcami.
Już odwróciłem się, żeby iść, gdy nagle mnie zawołał: Zaczekaj! i sięgnąwszy do kieszeni, wyciągnął pognieciony skrawek papieru, złożony na cztery. Weź to powiedział, podając mi go. Co to jest? zdziwiłem się. Po prostu… przeczytaj później. Włożyłem kartkę do kieszeni i poszedłem do domu, prawie o niej zapominając. Przypomniałem sobie dopiero wieczorem, przebierając się w domowe ubranie. Rozwinąłem papier litery były nierówne, ale wyraźne: jeżeli to czytasz, znaczy, iż jest w tobie dobro. Wiedz: ono do ciebie wróci. Czytałem te słowa raz za razem. Były proste, niemal banalne, ale coś w nich chwytało, jak haczyk zahaczający o duszę.
Następnego dnia, przechodząc obok tego samego baru, mimowolnie rozglądałem się za nim. Ale karton był pusty zniknął. Minęło kilka tygodni, historia zaczęła się zacierać w pamięci, rozmywając się w szarości codzienności. Aż pewnego dnia rozległo się pukanie do drzwi. Na progu stał mężczyzna w schludnym ubraniu, z przystrzyżonymi włosami i znajomymi oczami. Nie poznajesz? zapytał z lekkim uśmiechem. Zamarłem, szukając w pamięci, ale podpowiedział: Widzieliśmy się przy barze… kupiłeś mi pizzę tamtego wieczoru. Wtedy zrozumiałem to był on, ten sam bezdomny, tylko teraz przemieniony, pełen życia.
Znalazłem pracę zaczął, promieniejąc. Wynająłem pokój. A jeszcze odważyłem się poprosić o pomoc starego przyjaciela i on wyciągnął mnie z tej przepaści. Patrzyłem na niego, nie znajdując słów: To… niesamowite. Skinął głową: Przyszedłem podziękować. Tamtego wieczoru byłem na dnie. Chciałem się poddać, po prostu zamarznąć na tym kartonie… Ale twoja dobroć dała mi iskrę. Zrozumiałem, iż jeszcze mogę walczyć. Jego głos drżał od emocji, a we mnie rozlewało się ciepło, dziwne, nieznane. Dziękuję ci powtórzył, mocno ściskając mi dłoń. Drzwi się zamknęły, a ja stałem, wpatrując się w pustkę, i nagle uświadomiłem sobie: jeden mały gest może stać się dla kogoś ratunkiem.
Teraz często myślę o tamtej nocy. O mokrym śniegu, o jego oczach, o kartce, która wciąż leży w szufladzie biurka. Nie jestem bohaterem, ani świętym zwykłym człowiekiem, który po prostu nie przeszedł obojętnie. Ale jego słowa okazały się prorocze. Dobro wróciło do mnie nie pieniędzmi, nie sławą, ale uczuciem, iż moje życie ma sens. On, ten bezimienny mężczyzna, dał mi więcej, niż ja jemu wiarę w ludzi, w siebie. Nie wiem, gdzie jest teraz, ale mam nadzieję, iż ułożyło mu się dobrze. A tamta pizza i kawa stały się dla mnie symbolem przypomnieniem, iż choćby w zimny wieczór można rozpalić czyjeś światło. I to światło może kiedyś oświetlić też twoją drogę.










