Kulinarny koszmar: konflikt z teściową

twojacena.pl 9 godzin temu

Kulinarne piekło: wojna z teściową

Moje życie w małym miasteczku nad Wisłą stało się niekończącym się koszmarem przez teściową, która uważa mnie za beznadziejną gospodynię. Jej ciągłe uwagi o tym, jak gotuję, doprowadzają mnie do rozpaczy. Każda jej wizyta to nowa awantura, nowe wymówki, które odbierają mi siły. Jestem zmęczona cierpliwością, a mój gniew gotów jest wybuchnąć, zagrażając kruchemu spokojowi w naszej rodzinie.

Teściowa, Danuta Włodzimierzówna, nie przestaje powtarzać, iż nie umiem gotować. Szczególnie wścieka ją, iż gotuję jedzenie na kilka dni. „Dlaczego mój syn ma jeść to samo przez trzy dni?! Czy naprawdę nie potrafisz codziennie ugotować czegoś świeżego?” – rzuca z pogardą. Danuta Włodzimierzówna jest zawodową kucharką, jej dania to prawdziwe dzieła sztuki. Ja zaś gotowania nie lubię. Dla mnie ważne, żeby jedzenie było proste, jadalne i nie zabierało dużo czasu. jeżeli spełnia te warunki, jestem zadowolona.

W tygodniu przygotowuję zwykłe potrawy: rosół, zupę pomidorową, ziemniaki z kotletem, makaron. Mój mąż, Krzysztof, nie narzeka – wszystko mu odpowiada. W weekendy jednak sam staje przy kuchni, tworząc kulinarne wykwintności. Zajmuje mu to pół dnia, a ja potem muszę zmywać stos brudnych naczyń, zapieczoną kuchenkę i podłogę, którą Krzysztof zawsze jakoś ubrudzi. Nie protestuję przeciwko jego hobby, ale po pracy nie mam siły na codzienne kuchenne wyczyny. Krzysztof to rozumie, ale teściowa – nie.

Każda jej wizyta to jak kontrola. Otwiera lodówkę i krzywi się: „Co to, znowu wczorajsza zupa? Czyżby tak trudno było rano wyjąć mięso z zamrażarki, a wieczorem ugotować coś świeżego? To przecież nie zajmuje dużo czasu!” Łatwo mówić, ale po całym dniu w biurze marzę tylko o jednym – rzucić się na kanapę i zamknąć oczy. Krzysztof współczuje mi i nie wymaga codziennych nowych dań, ale Danuta Włodzimierzówna nie chce postawić się na moim miejscu.

Niedawno urodziłam syna, Jakuba. Życie stało się jeszcze cięższe. Maluch prawie nie śpi w nocy, jestem jak cień, ledwo trzymam się na nogach. Czasem w ogóle nie mam czasu gotować, więc Krzysztof sam robi pierogi. Gdy teściowa zobaczy w lodówce wczorajszy makaron albo kiełbasę, wybucha: „Mój syn pewnie już ma wrzody od takiego jedzenia! Tylko milczy, żeby cię nie zdenerwować!” Jej słowa wbijają się jak nóż w serce. Po co tu przychodzi? Żeby upokorzyć mnie i podszarpnąć nerwy?

Nigdy nie zaproponowała pomocy, choć widzi, jak jestem wykończona. Ostatnio Jakubowi zaczęły wychodzić pierwsze ząbki, przez tydzień prawie nie spałam, nosząc go na rękach. W jeden z takich dni zjawiła się Danuta Włodzimierzówna. Bez pukania podeszła do lodówki, otworzyła garnek z kaszą gryczaną i zaczęła ją wąchać. „Ile dni tej kaszy?” – spytała z obrzydzeniem. „Nie wiem, Krzysztof gotował” – odpowiedziałam zmęczona. „Oczywiście! Bo co mu innego pozostaje, żeby nie umrzeć z głodu? – wrzasnęła. – On haruje od rana do nocy, żeby was utrzymać, a ty siedzisz w domu i nie potrafisz normalnego obiadu ugotować! Mój mąż nigdy nie gotował!”

Poczułam, jak we mnie wszystko wrze. Jej słowa były niesprawiedliwe, uderzały w najczulsze punkty. Jestem złą matką, złą żoną, beznadziejną gospodynią. Łzy napłynęły mi do oczu, ale się powstrzymałam. Wieczorem postawiłam Krzysztofowi ultimatum: „Albo sprawisz, iż twoja matka będzie przychodzić rzadziej i przestanie z”Krzysztof westchnął ciężko i obiecał, iż porozmawia z mamą, ale w jego oczach widziałam ten sam strach, który czułam ja – strach przed tym, iż ta wojna może zniszczyć naszą rodzinę.”

Idź do oryginalnego materiału