Ten wieczór podzielił życie Natalii na „przed” i „po”.
— Wiesz, Natalko, spotkałem inną. Pasujemy do siebie idealnie. To romantyka! Nie to, co u nas — raz na ruski rok — oznajmił Witold, ściągając obrączkę z palca.
Mówił to z sarkazmem, jakby problem leżał wyłącznie po jej stronie. Natalia wysłuchała w milczeniu. Nie błagała, nie płakała, nie zatrzymywała. Puściła.
— Nie będziemy nic dzielić. Mieszkanie jest moje, kupione przed ślubem, samochód też. Psa tym bardziej nie oddam. Choć wzięliśmy go w małżeństwie, to moja odskocznia — dodała po chwili.
— Mi tam wszystko jedno. Zabierz go. Ale mieszkanie i auto bym podzielił.
— Gdybyś na nie płacił — przerwała Natalia. — A tak… no cóż.
Witek próbował coś udowadniać, ale ostatecznie wyszedł. A ona została — z psem, Reksem, i z pragnieniem zemsty. Za wszystko.
Natalia ciężko przeżywała zdradę.
— Chyba już nikomu nie zaufam — zwierzała się przyjaciółce.
— Nie pojmuję, jak mogłaś go tak łatwo wypuścić. Trzeba było mu dać nauczkę.
— Jak?
— Przytrzymać wszelkimi sposobami, a potem rzucić.
Natalia tylko wzruszyła ramionami.
— Zemsta to danie, które podaje się na zimno. Poczekaj, niedługo się pojawi.
— Skąd ta pewność?
— Bo byliście razem siedem lat, a ta Kinga to tylko przelotny romans z siłowni. I jeszcze młodsza o piętnaście lat. Witek gwałtownie zrozumie, jakiego błędu się dopuścił.
I tak się stało.
Nie minęły trzy miesiące, a Witek znów się pojawił.
— Jesteś w domu? Akurat przejeżdżam, wpadnę.
— Po co?
— Zostawiłem u ciebie moją ulubioną parasolkę. Jesień za pasem, przyda się. Chcę ją zabrać.
— No to zabieraj… — Natalia nie protestowała, pozwalała byłemu przychodzić i przeszukiwać szafy w poszukiwaniu zapomnianych przedmiotów. Patrzyła, jak się męczy. Miała wrażenie, iż dosłownie szuka pretekstu, by ją odwiedzić.
Gdy wyniósł już wszystko, co mógł, znalazł nowy powód:
— Natalko, zaraz podjadę. Czekaj.
— Coś jeszcze zostawiłeś? — zdziwiła się Natalia, zacierając ręce z satysfakcją, iż były mąż zachowuje się dokładnie tak, jak zapowiedziała przyjaciółka.
— Reksa dawno nie widziałem. Stęskniłem się za nim. Jestem pewien, iż on też.
— Reks? Za tobą? Oczywiście, iż nie! Myślisz, iż psy i kobiety czekają na tych, którzy je zdradzili?
— I tak wpadnę. Kinga zamknęła drzwi na klucz, którego nie mam, i pojechała na fitnessowy wyjazd. Muszę jakoś przetrwać do jutra.
— No to jedź do hotelu.
— Ale… może chociaż na kolację?
— Dobrze — ulitowała się Natalia.
Witek przyjechał.
— Twoje ziemniaki z grzybami… za nie sprzedałbym duszę! — zachwycał się, chwaląc kuchnię byłej żony. — U Kingi wszystko jakieś… bez smaku. Wiecznie na diecie. Poprosiłem o usmażone ziemniaki, to się darła! Że jestem gruby…
Natalia wybuchnęła śmiechem. Były mąż wyglądał żałośnie. W tych trzech miesiącach „wspaniałego” związku Witek nie tylko schudł. Wyglądał, jakby się skurczył. A to „skurczenie” dodało mu od razu dziesięć lat.
— Jedz. Powinieneś wręcz przytyć — powiedziała, odcinając duży kawałek mięsa Reksowi. Witold śledził wzrokiem ten kąsek i pomyślał, iż pies Natalii jada lepiej niż on u Kingi.
— Czas na ciebie — oznajmiła Natalia, widząc, iż były mąż się najadł i rozsiadł przed telewizorem. Zupełnie jak dawniej.
— Daj mi chociaż odpocząć! Dawno nie miałem tak miłego wieczoru. Pogadaliśmy od serca.
— Mam coś do zrobienia, wybacz.
— Serio?! — Witek zmrużył oczy. Nie mieściło mu się w głowie, iż jego Natalia, zawsze „wierna kobieta”, mogłaby znaleźć kogoś innego.
— Mam randkę — powiedziała, obserwując jego reakcję.
— Z kim?
— Nie twój interes. Zwolnij mieszkanie. I kanapę. Będzie nam potrzebna.
Twarz Witka wydłużyła się. Ale musiał się pozbierać i wyjść. Liczył, iż Natalia ze starego przyzwyczajenia „udostępni” mu nie tylko kanapę, ale i miłość, troskę, czułość.
Pakując się, Witek rzucił mimochodem:
— Kłamiesz, Natalko. Nikt do ciebie nie przyjdzie.
— A to dlaczego?
— Gdyby przyszedł, to by już dawno kran naprawił. Żaden szanujący się facet nie zostawiłby ukochanej kobiety w takim stanie.
— A do mnie przychodzą mężczyźni nie po to, by naprawiać krany, ale dla przyjemności. Więc idź, Witku. Naprawiaj krany u Kingi. Tylko coś mi się widzi, iż tam w ogóle jest źle. Ten kran u mnie zaczął przeciekać jeszcze za twoich czasów. A ty jakoś się nie kwapiłeś.
— Nie umiem. Za to w innych rzeczach jestem dobry.
— Nie dorównasz mojemu nowemu — rzuciła Natalia i zatrzasnęła drzwi przed nosem Witka.
Z satysfakcją obserwowała przez wizjer, jak stuka nogami i odchodzi.
Zadzwonił po paru dniach.
— Czego chcesz?
— Tęsknię. Byliśmy razem tygodni. To chyba nawyk.
Na początku Natalię cieszyło, iż były narzeka na Kingę, iż przychodzi i znowu staje się od niej zależny. Robiła wszystko, by widział, jak dobrze jej się żyje bez niego. Marzyła, by żałował swojej zdrady… Ale teraz Witek zaczął ją męczyć. Z każdą wizytą czy telefonem uświadamiała sobie, iż uczucia minęły. Nie czuła do niego choćby nienawiści. Chęć zemsty zniknęła.
— Co robić? Jak się go pozbyć? — spytała przyjaciółkę o radę.
— Zemścić się. Czas nadszedł.
— Wiesz, kochanie… Myślę, iż już się sam ukarał. Z Kingą jest nieszczęśliwy, a ja nie chcę go brać z powrotem choćby po to, by potem rzucić.
— W takim razie po prostu go ignoruj. Nie wpuszczaj i nie odbieraj telefonów.
Natalia postanowiła spróbować… Ale było tylko gorzej. Znikąd Witek odnalazł w sobie instynkt zdobywcy. Zrozumiał, iż była żona wymyka mu się z rąk, a „zapasowe lądAle gdy po tygodniu Witek znów zapukał do drzwi, zamiast Natalii zobaczył Michała, który tym razem nie udawał – pocałował ją w czoło i szepnął: „Gotowa na naszą prawdziwą historię?”.