Kuchenny skandal: jak gołąbki zniszczyły związek

newsempire24.com 1 dzień temu

Skandal w kuchni: jak gołąbki zrujnowały małżeństwo

Zmęczona i wyczerpana Kinga wróciła do domu z zakupami, ściskając w dłoniach dwie ciężkie torby. Z trudem weszła do kuchni, rzuciła siatki na stół i opadła na krzesło, próbując złapać oddech. Wieczorne powietrze w małym mieście Zielonka było przesiąknięte wilgocią, co tylko potęgowało jej wyczerpanie.

– Cześć, Kinga, co na obiad? – rozległ się głos Kamila, który pojawił się w drzwiach kuchni, zacierając ręce w oczekiwaniu.

– Dopiero co weszłam, choćby jeszcze nie myślałam – westchnęła Kinga, czując, jak napięcie ściska jej ciało. – Jestem strasznie zmęczona.

– A może zrobisz gołąbki? – zaproponował Kamil z lekkim uśmiechem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Kinga podniosła na niego wzrok pełen smutku i stłumionego gniewu. Przez chwilę milczała, jakby zbierała siły, a potem, ku własnemu zaskoczeniu, wybuchnęła:

– Wiesz co, Kamil? Musimy się rozwieść.

– Co? Rozwieść? Z jakiej racji? – Kamil zastygł, jego twarz wyrażała całkowite zdumienie.

– Przez te twoje przeklęte gołąbki! – krzyknęła Kinga, a jej głos drżał od emocji.

– Przez gołąbki? – Kamil patrzył na nią, jakby oszalała, nie mogąc zrozumieć, co się z nią dzieje.

10 miesięcy wcześniej

Czas czytania: 5 minut

Źródło: Miejskie plotki

Tuż po ślubie Kinga i Kamil usiedli, by omówić rodzinny budżet. Wydawało się, iż przewidzieli wszystko, aby ich życie w Zielonce było harmonijne.

– Jesteśmy dorośli, Kinga, więc wydatki dzielimy po równo – oznajmił stanowczo Kamil. – To uchroni nas przed niepotrzebnymi sporami.

– Nie wiem, Kamil – odpowiedziała niepewnie Kinga. – W poprzednim małżeństwie mój mąż brał na siebie większość wydatków, bo więcej zarabiał.

– I co, pomogło to waszemu małżeństwu? – zaśmiał się sarkastycznie Kamil. – A moja była żona wydawała pieniądze bez opamiętania, nie nadążałem za nią. Nie, po równo – i już.

Kinga liczyła, iż ich dochody trafią do wspólnej kasy, z której będą czerpać na potrzeby. Ale Kamil myślał inaczej – zimno i wyrachowanie.

– Na jedzenie i rachunki składamy się po połowie – wyjaśnił. – Reszta idzie na oszczędności. Możemy też podzielić obowiązki, ale to szczegóły, nie będziemy liczyć każdego grosza.

Takie podejście budziło w Kindze bunt. Wydawało się jej niesprawiedliwe, ale zgodziła się, nie chcąc zaczynać małżeństwa od kłótni. Jednak gdy plan wszedł w życie, jej cierpliwość zaczęła pękać. Kamil uwielbiał syte obiady – mięso, kiełbasy, fast foody – a suma, którą ustalił na jedzenie, pochłaniała prawie połowę zarobków Kingi. Ona jadła skromnie – jogurty, owoce, lekkie sałatki – i wcześniej wydawała na jedzenie znacznie mniej. Teraz jej pieniądze zdawały się rozpływać w powietrzu.

– Dziwne macie relacje – zauważyła przyjaciółka Ola, słuchając Kingi przy herbacie. – Ty jesz swoje serki i jabłka, a on zamawia pizzę i smaży steki, ale płacicie po równo?

– Też mi się to nie podoba – przyznała Kinga, nerwowo bawiąc się brzegiem obrusa. – Ale się zgodziłam, a teraz nie wiem, jak z tego wyjść. W zasadzie on wydaje moje pieniądze, a swoje oszczędza.

– Niech każdy kupuje sobie jedzenie osobno – zaproponowała Ola. – To będzie sprawiedliwe.

Kinga też o tym myślała, ale czekała, aż Kamil sam to zaproponuje. On jednak był zadowolony z układu i nie widział problemu.

– Co ci się nie podoba? – dziwił się, gdy Kinga próbowała poruszyć temat.

– Nie podoba mi się, iż połowa mojej wypłaty idzie na jedzenie, które ty wybierasz! – zaprotestowała gorąco. – Jem dużo mniej, a teraz choćby nie mogę sobie kupić kosmetyków.

– No cóż, takie jest życie rodzinne, Kinga, przyzwyczaj się – machnął ręką Kamil, nie chcąc wnikać.

– Wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej – odparła smutno Kinga. – W pierwszym małżeństwie nie mieliśmy takich problemów.

– Znowu o swoim byłym! – wybuchnął Kamil. – Skoro był taki idealny, to czemu się rozwiodłaś?

– Rozstaliśmy się nie przez pieniądze, tylko przez jego zdradę – cicho odpowiedziała Kinga, czując, iż słowa męża bolą jak nóż.

– Nic dziwnego – zjadliwie odparł Kamil. – Gotujesz tak sobie, w domu bałagan, tylko narzekasz.

Te słowa głęboko zraniły Kingę. Nie uważała się za idealną gospodynię, ale starała się dbać o dom i codziennie gotowała. Tyle iż przed ślubem nie mieszkali razem – spotykali się kilka miesięcy i gwałtownie wzięli ślub. Randki na odległość wydawały się romantyczne, ale wspólne życie odsłoniło wszystkie problemy. Kinga lubiła dania warzywne, zapiekanki i omlety, a Kamil domagał się bigosu, kiełbasy i pizzy. Zaczęła gotować dla niego osobno, ale to zabierało czas i pieniądze, a jego pretensje tylko pogłębiały jej frustrację.

– Zaraz będziesz miał czterdzieści lat, a ty skarżysz się mamie, iż nie umiem zawijać gołąbków? – oburzała się Kinga.

– Nie skarżę się, tylko opowiadam, jak żyjemy – odparował Kamil. – A moja mama, nawiasem mówiąc, gotuje lepiej, mogłabyś się u niej poduczyć.

Kinga była gotowa się uczyć, gdyby naprawdę nic nie umiała. Ale gotowała dobrze, po prostu nie podzielała jego obsesji na punkcie jedzenia. Kilkakrotnie próbowała to omówić, ale kończyło się kłótniami.

– Po prostu żal ci pieniędzy na mięso! – krzyczał Kamil. – Nie proszę o trufle, tylko o zwykłą pieczeń!

– Spójrz sam – tłumaczyła Kinga. – Wydajemy prawie całą moją pensję, nie mogę choćby odłożyć na ubrania!

– Skoro budżet jest osobny, to niech każdy kupuje sobie ubrania sam – wzruszył ramionami Kamil.

Kinga czuła, iż jej cierpliwość się kończy. Postanowiła pokazać mężowi, jak wydaje jej pieniądze, i zaczęła zbierać paragony. Po miesiącu podliczyła wszystko i pokazała Kamilowi.

– Z naszych wydatków tylko trzydzieści procent to moje, reszta – twoje – wyKinga w końcu zrozumiała, iż prawdziwe małżeństwo nie polega na równym podziale rachunków, ale na wzajemnym szacunku i gotowości do kompromisu, a gdy zabrakło tych wartości, choćby najprostsze gołąbki stały się symbolem końca.

Idź do oryginalnego materiału