Krok do nowego początku

newsempire24.com 22 godzin temu

Krok przed rozwodem

Agata stała przy oknie i obserwowała, jak Marek krąży po podwórku w swoim nowym samochodzie. Sąsiadka, pani Halina, już po raz trzeci wyglądała z klatki schodowej – pewnie hałas silnika przeszkadzał jej w oglądaniu serialu. A Marek wciąż jeździł w kółko, jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.

— Tato, mogę przejechać się? — zapytała czternastoletnia Zosia, zaglądając przez ramię mamy.

— Zapytaj go sama — odpowiedziała sucho Agata, odchodząc od okna.

Zosia zmarszczyła brwi.

— Mamo, znowu coś nie tak? Przecież kupił auto dla rodziny!

— Dla rodziny… — Agata gorzko się uśmiechnęła. — Wiesz, ile ta „piękność” kosztuje? A na działkę brakuje, na twój wyjazd na kolonie też zbieramy grosz do grosza.

— Ale samochód nam się przyda! — Zosia usiadła na kanapie, podkurczając nogi. — Pamiętasz, jak jeździłyśmy do babci autobusami? Trzy przesiadki, duszno…

Agata oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Tak, pamiętała. Ale pamiętała też, jak z Markiem przez pół roku kłócili się o zakup. Ona proponowała coś skromniejszego, używane. On upierał się: „Albo porządny samochód, albo żaden”. I efekt – pięcioletni kredyt, przez który teraz muszą liczyć każdą złotówkę.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się, rozległy się wesołe kroki.

— Dziewczyny moje! — Marek wpadł do pokoju promieniejąc. — Zosiu, jedziemy na przejażdżkę? A ty, Agatko?

— Nie jestem twoją Agatką — odcięła się żona.

Marek się zatrzymał, uśmiech mu zgasł.

— Co znowu jest nie tak?

— Wszystko! — Agata odwróciła się w jego stronę. — Kupiłeś auto bez porozumienia ze mną! Wziąłeś kredyt, który będziemy spłacać do emerytury!

— Przecież rozmawialiśmy…

— Rozmawialiśmy o samochodzie, nie o tym gratcie za sto tysięcy złotych!

Zosia się skuliła i cicho wymknęła z pokoju. Przyzwyczaiła się już do kłótni rodziców, ale za każdym razem miała nadzieję, iż tym razem jakoś się ułoży.

— Grata? — Marek zaczerwienił się. — To japoński samochód, solidny, bezpieczny! Dla mojej rodziny wybieram tylko najlepsze!

— A zapytać rodziny – to nie twoja sprawa? — Agata usiadła w fotelu, czując rosnące zmęczenie. — Marku, przecież ustalaliśmy budżet…

— Ustalaliśmy, ustalaliśmy! — Przeszedł się po pokoju, wymachując rękami. — I co? Będziemy jeździć na targ autobusem, ziemniaki w torbach taszczyć? Zapomniałaś, jak ci plecy potem bolały?

Agata przypomniała sobie tamten dzień. Faktycznie, przywieźli dużo warzyw z działki jej rodziców, a ona dźwigała ciężkie torby z przystanku. Plecy bolały ją trzy dni. Ale teraz to wydawało się niczym w porównaniu z tym, co ich czeka.

— Wiesz co — wstała — pomówimy jutro. Jak ochłoniesz.

— Nie ochłonę! — krzyknął Marek za nią. — Bo mam rację! A ty… ty zawsze jesteś niezadowolona!

Drzwi sypialni zatrzasnęły się. Marek został sam w salonie, patrząc na kluczyki od nowego auta w swojej dłoni.

Rano Agata obudziła się wcześnie, jak zwykle. Marek jeszcze spał, rozwalony na kanapie – widocznie przenocował w salonie. Przeszła do kuchni, nastawiła czajnik. Za oknem mżyło deszcz, szare niebo wisiało nisko, jak jej nastrój.

— Mamo — Zosia zajrzała do kuchni — mogę dziś nie iść do szkoły?

— Dlaczego?

— Boli mnie głowa.

Agata przyjrzała się córce. Zosia rzeczywiście była blada, pod oczami miała cienie.

— To przez nas z tatą?

Dziewczynka skinęła głową, nie podnosząc wzroku.

— Zosieńka — Agata objęła córkę — to tylko… dorośli czasem nie potrafią się dogadać. To nie znaczy, iż cię nie kochamy.

— A rozwodzić się nie chcecie?

Pytanie padło tak prosto, po dziecięcemu, iż Agacie zabrakło tchu.

— Skąd takie myśli?

— U Kasi Kowalskiej rodzice się rozwiedli. Najpierw też ciągle kłócili się przez pieniądze.

Agata puściła córkę i odwróciła się do okna. Rozwód. Przecież sama o tym myślała, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Gdy Marek podejmował decyzje, nie licząc się z jej zdaniem. Gdy wydawało się, iż żyją równoległym życiem pod jednym dachem.

— Mamo?

— Idź się przygotuj do szkoły. Głowa minie.

Zosia westchnęła i wyszła. A Agata stała przy oknie, trzymając w dłoniach ostudzoną filiżankę herbaty.

— Dzień dobry — Marek pojawił się w drzwiach kuchni. Wyglądał na zmęczonego i nieszczęśliwego.

— Dzień dobry — krótko odpowiedziała Agata.

— Słuchaj, może porozmawiamy normalnie? — Usiadł przy stole, przecierając twarz dłońmi. — Rozumiem, iż wczoraj się uniosłem…

— Nie uniosłeś się, tylko kupiłeś auto bez mojej zgody.

— Agatko, ale przecież potrzebujemy go! Poza tym to ja zarabiam…

— A ja co, w domu siedzę? — Agata gwałtownie się odwróciła. — Czy moja pensja się nie liczy?

— Liczy się, oczywiście… Tylko…

— Tylko uważasz, iż skoro jesteś głównym żywicielem rodziny, możesz sam decydować, na co wydawać wspólne pieniądze.

Marek milczał. Jego milczenie mówiło więcej niż słowa.

— Rozumiem — Agata postawiła filiżankę w zlewie. — To sam spłacaj ten kredyt.

— Jak to – sam? Przecież jesteśmy rodziną!

— Rodziną jest się wtedy, gdy rozmawia się ze sobą. A u nas? Ty zdecydowałeś, ty kupiłeś, a ja mam się martwić.

Marek wstał, podszedł do niej.

— Agata, co z tobą się stało? Przecież jesteśmy razem od dwudziestu lat…

— Właśnie! Dwadzieścia lat! I przez te dwadzieścia lat nie nauczyłeś się mnie słuchać!

Wyszła z kuchni, zostawiając męża sam na sam z jego myślami.

W pracy Agata nie mogła się skupić. Koleżanka, Ewa, zauważyła jej roztargnienie.

— Co się stało? Wyglądasz, jakbyś tydzień nie spała.

— Tak…— Agata wzięła głęboki oddech i podeszła do Marka, wyciągając rękę, bo zrozumiała, iż czasami jedna wyciągnięta dłoń może uratować to, co wydawało się już stracone.

Idź do oryginalnego materiału