Rodzina przyjechała i została
Barbara Kowalska właśnie wyciągała jabłecznik z piekarnika, gdy zadzwonili do drzwi. Spojrzała na zegarek wpół do dziesiątej rano. Wczesna pora na gości.
Idę, idę! zawołała, wycierając ręce w fartuch i kierując się do drzwi wejściowych.
Na progu stała Jadwiga z mężem Krzysztofem, obwieszeni torbami i walizkami. Kuzynka wyglądała na zmęczoną i pomiętą, a jej mąż marszczył brwi z niezadowoleniem.
Basiu, kochanie! zaczęła Jadwiga, rzucając się w objęcia. Przyjechaliśmy do ciebie! Nie odmówisz przecież rodzinie?
Jadziu? Barbara spojrzała na nich zdezorientowana. Co się stało? Skąd jesteście?
Z Krakowa przyjechaliśmy mruknął Krzysztof, wciągając do przedpokoju ogromną walizę. Długo jechaliśmy, korki przeklęte.
Wejdźcie, wejdźcie zafrasowała się Barbara. Rozbierzcie się. Tylko nie rozumiem… Nie daliście mi znać.
Jadwiga zdjęła kurtkę i powiesiła na wieszaku.
Basiu, rozumiesz, mamy taką sytuację. Krzysiek stracił pracę, pieniędzy brak. A do tego musieliśmy sprzedać mieszkanie.
Jak to sprzedać? jęknęła Barbara.
No długi były, kredyty machnął ręką Krzysztof. Więc postanowiliśmy do ciebie przyjechać. Mieszkasz sama w trzypokojowym, miejsca wystarczy.
Barbara stała i mrugała, nie wierząc własnym uszom. Tymczasem Jadwiga już przeszła do kuchni i wciągnęła nosem powietrze.
O, jak pachnie! Jabłecznik, tak? A my akurat głodni. W drodze nic nie jedliśmy, oszczędzaliśmy.
Siadajcie do stołu zaproponowała gospodyni, wciąż zdezorientowana. Zaraz zrobię herbatę.
Krzysztof rzucił się na krzesło i rozejrzał się po mieszkaniu.
Nieźle tu u ciebie, Barbara. Remont świeży, meble porządne. Widać, iż sama żyje się wygodnie.
W jego głosie była nuta pretensji, która zabolała Barbarę. Od śmierci męża żyła sama od ośmiu lat, przyzwyczaiła się do ciszy i porządku. Pracowała w bibliotece, zarabiała niewiele, ale starczało na wszystko.
A gdzie wasze rzeczy? spytała, nalewając herbatę.
No tam, w przedpokoju wskazała Jadwiga na walizki. Krzysiek, przynieś wszystko do pokoju.
Do jakiego pokoju? ostrożnie zapytała Barbara.
No jak to? Do wolnego. Masz przecież trzy pokoje.
Jadziu, zaczekaj. Najpierw porozmawiajmy. Nie rozumiem, na jak długo przyjechaliście?
Jadwiga i Krzysztof wymienili spojrzenia.
No, dopóki sprawy się nie poprawią wymijająco odpowiedziała kuzynka. Znajdziemy pracę, staniemy na nogi.
A kiedy mniej więcej to będzie?
A kto to wie? Krzysztof odkroił sobie spory kawałek ciasta. Może miesiąc, może pół roku. Zależy od okoliczności.
Barbara poczuła, jak ściska ją w środku. Rozumiała, iż odmówić rodzinie w potrzebie to nietakt, ale myśl, iż w jej spokojnym życiu pojawią się sta