Krewni przyjechali w odwiedziny… i zostali na dłużej

twojacena.pl 2 dni temu

Rodzina przyjechała i została

Hanna Kowalska właśnie wyjmowała z piekarnika jabłecznik, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek wpół do dziesiątej rano. Za wcześnie na gości.

Już idę! zawołała, wycierając ręce w fartuch i kierując się do wejścia.

Na progu stała Krystyna z mężem Ryszardem, obwieszeni torbami i walizkami. Kuzynka wyglądała na zmęczoną, a jej mąż marszczył brwi z niezadowoleniem.

Haneczko, kochanie! zaszeptała Krystyna, rzucając się w objęcia. Przyjechaliśmy do ciebie! Nie odmówisz rodzinie, prawda?

Krysiu? Hanna spojrzała na nich zdezorientowana. Co się stało? Skąd jesteście?

Z Poznania przyjechaliśmy burknął Ryszard, wciągając do przedpokoju ogromną walizkę. Długie korki, cholera.

Proszę, proszę zakrzątnęła się Hanna. Rozbierzcie się. Tylko nie rozumiem… Nie uprzedziliście mnie.

Krystyna zdjęła kurtkę i powiesiła na wieszaku.

Haneczko, rozumiesz, mamy taką sytuację. Ryszard stracił pracę, pieniędzy brak. A do tego musieliśmy sprzedać mieszkanie.

Jak sprzedać? zdumiała się Hanna.

No, długi były, kredyty machnął ręką Ryszard. Więc pomyśleliśmy, żeby do ciebie przyjechać. Mieszkasz sama w trzypokojowym, miejsca starczy dla wszystkich.

Hanna stała i mrugała, nie wierząc własnym uszom. Krystyna tymczasem przeszła do kuchni i wciągnęła nosem powietrze.

Och, jak pachnie! Jabłecznik, tak? A my akurat głodni. W drodze oszczędzaliśmy.

Siadajcie do stołu powiedziała gospodyni, zdezorientowana. Zaraz zrobię herbatę.

Ryszard opadł na krzesło i rozejrzał się po mieszkaniu.

Nieźle tu u ciebie, Haniu. Remont nowy, meble porządne. Widać, iż sama żyje się wygodnie.

W jego tonie wyczuwała nutę pretensji, która ukłuła Hannę. Była samotna od śmierci męża od ośmiu lat, przyzwyczaiła się do spokoju i porządku. Pracowała w bibliotece, zarabiała niewiele, ale starczało na potrzeby.

A gdzie wasze rzeczy? spytała, nalewając herbatę.

No, tam, w przedpokoju skinęła Krystyna na walizki. Rysiek, przynieś wszystko do pokoju.

Do którego pokoju? ostrożnie zapytała Hanna.

No jak to do którego? Do wolnego. Przecież masz trzy.

Krysiu, poczekaj. Najpierw porozmawiajmy. Nie rozumiem, na jak długo przyjechaliście?

Krystyna i Ryszard wymienili spojrzenia.

No, dopóki sprawy się nie poprawią wymijająco odparła. Znajdziemy pracę, stanę na nogi.

A kiedy to mniej więcej będzie?

Kto to wie, Haniu? Ryszard odkroił spory kawałek ciasta. Może miesiąc, może pół roku. Zależy od okoliczności.

Hanna poczuła, jak coś ściska ją w środku. Wiedziała, iż odmówić rodzinie w potrzebie nie wypada, ale myśl, iż w jej spokojnym życiu zagości chaos, przerażała ją.

Haneczko, nie wyrzucisz nas na ulicę? Krystyna złapała ją za rękę. Jesteśmy rodziną. A rodzina sobie pomaga.

Oczywiście, iż nie wyrzucę westchnęła Hanna. Tylko to takie nagłe.

Wieczorem goście już w pełni się urządzili. Ryszard rozłożył się na kanapie z pilotem i przeskakiwał kanały, głośno komentując programy. Krystyna krzątnęła się po kuchni, przestawiając słoiki i myjąc naczynia.

Haneczko, masz tu dziwny porządek zauważyła, wycierając talerz. Sól przy herbacie, cukier w drugim końcu. Ja to poukładam po ludzku.

Hanna z przerażeniem patrzyła na zmiany. Każda rzecz miała swoje miejsce, wszystko było przemyślane. Teraz nie mogła znaleźć ulubionego kubka.

Krysiu, po co to przestawiasz? Mnie było wygodnie.

Głupio tak stało! Ja się znam na tym, mam wprawę.

Kobiety! krzyknął z salonu Ryszard. A kiedy będzie jeść? Głodny jestem.

Zaraz, zaraz zakrzątnęła się Krystyna. Haneczko, a co masz na kolację?

Hanna otworzyła lodówkę. Był tam kawałek wędliny, trochę sera i dwa jajka jej zwykły skromny posiłek.

kilka powiedziała niepewnie.

Oj, to za mało! zawołała Krystyna. Dla nas trzech nie starczy. Rysiek, weź pieniądze, pójdziemy do sklepu.

Jakie pieniądze? burknął. Ledwo starczyło na powrót.

Wszyscy spojrzeli na Hannę. Podała portmonetkę.

Weźcie, ile trzeba powiedziała, podając banknoty.

Dziękuję, kochana! ucieszyła się Krystyna. Prawdziwa siostra! Oddamy, jak tylko się pozbieramy.

W sklepie Krystyna kupiła jedzenie na cały tydzień drogie wędliny, łososia, tort i czekoladki. Hanna milczała, widząc, jak znika połowa jej pensji.

Teraz to dopiero się zacznie życie! zacierał ręce Ryszard. W końcu nie samą kiełbasą człowiek żyje.

Wieczorem, gdy goście poszli spać do dawnego gabinetu, Hanna siedziała w kuchni, próbując ogarnąć sytuację. Przyzwyczajona do ciszy, teraz słyszała chrapanie i trzaskanie drzwiami.

Haneczko, czemu nie śpisz? Krystyna weszła w szlafroku. Napijmy się herbaty, pogadamy.

Krysiu, już późno. Jutro praca.

E, co tam! Twoja biblioteka poczeka. Powiedz, jak tu żyjesz sama? Nie nudno?

Przywykłam.

A facetów żadnych? Wdową zostałaś?

Hanna skrzywiła się. Nie lubiła osobistych pytań.

Nikogo nie ma.

Szkoda. Kobieta powinna mieć mężczyznę za plecami. Mój Rysiek choć gbur, ale wierny. Za mną by stanął.

Krysiu, może jednak spać?

Dobrze, dobrze. Tylko jutro użyję twojej pralki. Rzeczy się nazbierały. I jeszcze mogę twoje kremy? Skóra mi wyschła.

Rano obudził ją hałas. Ryszard kaszlał, Krystyna smażyła jajecznicę.

Dzień dobry! zawołała. Robię śniadanie. Zjesz z n

Idź do oryginalnego materiału