Rodzina przyjechała i została
Justyna Kowalska właśnie wyjmowała jabłecznik z piekarnika, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek była wpół do dziesiątej rano. Za wcześnie na gości.
Już idę! krzyknęła, wycierając ręce w fartuch i kierując się do wejścia.
Na progu stała Weronika z mężem Ryszardem, obwieszeni siatkami i walizkami. Kuzynka wyglądała na zmęczoną, a jej mąż marszczył brwi z niezadowoleniem.
Justynko, kochana! wykrztusiła Weronika, rzucając się w objęcia. Przyjechaliśmy do ciebie! Przecież nie odmówisz rodzinie, co?
Wera? Justyna spojrzała na nich zdezorientowana. Co się stało? Skąd jesteście?
Z Katowic burknął Ryszard, wciągając do przedpokoju ogromną walizę. Długo jechaliśmy, przeklęte korki.
Wejdźcie, wejdźcie zakrzątała się Justyna. Rozbierzcie się. Tylko nie rozumiem Nie daliście znać.
Weronika zrzuciła kurtkę i powiesiła na wieszaku.
Justynko, rozumiesz, mamy problem. Rysiek stracił pracę, nie mamy grosza. A do tego musieliśmy sprzedać mieszkanie.
Jak to sprzedać? zdziwiła się Justyna.
No, długi były, kredyty machnął ręką Ryszard. Więc stwierdziliśmy, iż przyjedziemy do ciebie. Mieszkasz sama w trzypokojowym mieszkaniu. Wystarczy miejsca dla nas wszystkich.
Justyna stała i mrugała, nie wierząc własnym uszom. Tymczasem Weronika już przeszła do kuchni i wciągała nosem aromat.
O, jak pysznie pachnie! Jabłecznik? A my akurat głodni. Przez całą drogę nie jedliśmy, oszczędzaliśmy.
Siadajcie do stołu zaproponowała gospodyni. Zaraz zrobię herbatę.
Ryszard rzucił się na krzesło i rozejrzał się po mieszkaniu.
Nieźle tu u ciebie, Justyna. Remont świeży, meble porządne. Widać, iż sama żyjesz sobie wygodnie.
W jego tonie było coś oskarżycielskiego, co ukłuło Justynę. Od śmierci męża żyła sama już osiem lat, przywykła do ciszy i porządku. Pracowała w bibliotece, zarabiała niewiele, ale starczało na wszystko.
Gdzie wasze rzeczy? spytała, nalewając herbatę.
No tam, w przedpokoju Weronika wskazała na walizki. Rysiek, przynieś wszystko do pokoju.
Do którego pokoju? ostrożnie spytała Justyna.
No jak to do którego? Do wolnego. Masz przecież trzy pokoje.
Wera, poczekaj. Najpierw pogadajmy. Nie rozumiem, na jak długo przyjechaliście?
Weronika i Ryszard wymienili spojrzenia.
No, dopóki się nie pozbieramy wymijająco odpowiedziała kuzynka. Znajdziemy pracę, stan












