— Nie żałujesz? — zapytał Krzysztof, przytulając do siebie Zosię.
— Nie. A ty? — Zosia uniosła głowę i spojrzała mężowi w oczy.
— Jestem szczęśliwy. Wiesz, kiedy pierwszy raz przyszłaś do nas z Magdą, od razu wiedziałem, iż to przeznaczenie. Wszystko, co było wcześniej, musiało się zdarzyć, żebyśmy się spotkali.
Zosia położyła palec na jego ustach.
— Nie wspominajmy smutnych rzeczy. Teraz będzie już tylko dobrze…
Rok wcześniej
Zosia rozłożyła na stole świąteczny obrus, a potem przyniosła z kuchni talerze, noże i kieliszki.
— Jesteś pewna, iż dobrze zrobiliśmy, zostając w domu? U Kasi byłoby weselej. Zdążymy jeszcze do nich dołączyć — powiedział Tomek, gdy wróciła do kuchni.
— Pewna. Zanieś to na stół. — Podsunęła mu talerz z wędliną i serem oraz miskę sałatki. — Z przyjaciółmi zobaczymy się jutro. Jesteśmy razem trzy lata i nigdy nie spędziliśmy Sylwestra sami. A jak Nowy Rok przywitasz, tak go spędzisz.
— Czyli chcesz nas zaprogramować na rok samotnego życia we dwoje? — Tomek zatrzymał się w drzwiach z talerzem w ręku.
— Byłoby pięknie. Szkoda, iż się nie da — westchnęła Zosia.
— No dobrze, spróbujmy — ustąpił i wyszedł do pokoju.
Zosia wyjęła z lodówki butelkę szampana i drugą miskę sałatki.
— No i jak? Ładnie? — Tomek wskazał na udekorowany stół. — Możemy już pożegnać stary rok? Bo zaraz się zaslinię z głodu.
— Jeszcze nie. Daj mi pięć minut. Muszę włożyć nową sukienkę i się ogarnąć. — Zosia zniknęła w sypialni.
— Po co ci nowa sukienka, skoro siedzimy w domu sami? — mruknął Tomek, sięgając po plaster kiełbasy.
— Bo to święto! — odpowiedziała już z pokoju.
„Typowe dla artystycznej duszy — zawsze musi być efektownie” — pomyślał Tomek i sięgnął po kolejny kawałek.
Wkrótce w drzwiach stanęła uśmiechnięta Zosia w granatowej sukience, z rozpuszczonymi puklami.
Tomek skinął z uznaniem, a ona z gracją wykonała obrót, ukazując swoją figurę.
— Teraz możemy zaczynać — powiedziała, spoglądając na zegar.
— Ależ stół… Tyle jedzenia nie zjemy. Może zadzwonimy do Jacka? Siedzi z mamą w domu — zaproponował Tomek.
— Jutro. Otwórz szampana. — Zosia promieniała.
„Jakaś dziś inna” — pomyślał Tomek, odkręcając korek.
— Jesteś dziś jakaś… — zawahał się. — Pobudzona.
— Trochę. Zaraz się dowiesz. — Sekret rozpierał Zosię, ale postanowiła wyjawić go dopiero po północy, by było uroczyście.
Wypili toast, spróbowali sałatek. Tomek odsunął się od stołu, gdy w telewizji leciała lekka komedia.
— Czemu nie pijesz? — spytał, widząc pełny kieliszek Zosi.
— Bo zaraz bym zasnęła, a chcę zobaczyć koncert.
— Wyjdę na balkon — powiedział i wyszedł zapalić.
Za oknem sypał śnieg, a w oknach migotały lampki. Gdzieś w oddali rozległy się petardy i śmiechy.
— Tomku, chodź, zaraz prezydent! — zawołała Zosia.
Zgasził niedopałka i wrócił do środka. Słuchał przemówienia półuchem, czekając na dwunastą.
— Znowu nie pijesz? — zdziwił się. — Jak chcesz coś sobie życzyć?
— Tomku, muszę ci coś powiedzieć — zaczęła Zosia poważnie. — Może nalejesz sobie jeszcze?
— Ten Nowy Rok witamy nie we dwoje, a we troje. — Jej oczy błyszczały.
Tomek patrzył, nie rozumiejąc.
— Nie domyślasz się? Jestem w ciąży. Mamy dziecko. Już je mamy, tylko jeszcze malutkie.
Tomek wypił duszkiem.
— Nie cieszysz się? — spytała Zosia, tracąc cierpliwość.
— Cieszę, ale… chcieliśmy poczekać.
— Minęły trzy lata. Mam dwadzieścia osiem lat. Chcę dziecka. — Jej głos zadrżał. — Na co czekać? Już jest.
— Ale… Brałaś tabletki.
— Od miesiąca już nie. Myślałam, iż zajmie to dłużej, ale wyszło od razu. To dobrze, prawda?
— Dlatego nie poszłyśmy do Kasi? — domyślił się.
— Tak. Sądziłam, iż potem się oświadczysz — szepnęła. — Skoro nie, to zostaje tylko… — Dwie łzy spłynęły po jej policzkach. — Masz czas dołączyć do Jacka. — Wyrwała się i wybiegła do kuchni.
— Zosiu, nie mówię, iż się nie cieszę, ale to nagłe — ruszył za nią.
Zatrzasnęła drzwi balkonowe.
— Co za dzieciństwo! Przeziębisz się! — Szarpnął za klamkę i ledwie uniknął zderzenia.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś?
— Bo znów byś mnie przekonał. Żyjemy razem, tobie tak wygodnie. Ale to nie rodzina. — Wybiegła do łazienki.
Za oknem rozbrzmiewały petardy.
— Przepraszam, nie spełniłem twoich oczekiwań. Nie jestem gotowy… — Oparł się o drzwi, słysząc szum wody.
Wrócił do pokoju, spojrzał na stół, wypił jej szampana.
„Nowy Rok, a taki zły. Po co to zrobiła? Było nam dobrze. Zepsuła święto.” — Wściekłość narastała. „No to pójdę. Nie będę patrzeć na jej łzy.”
Zebrał się i wyszedł.
Zosia usłyszała trzask drzwi i wybuchnęła płaczem. Łzy zostawiały ślady na sukience. Sprzątnęła stół, przebrała się i skuliła na kanapie.
Tomek nie wrócił ani tej nocy, ani następnego dnia. Przyszła przyjaciółka Dorota i zmusiła Zosię do zwierzeń.
— Uspokój się. Faceci zawsze boją się odpowiedzialności. Wróci. Nie możesz się denerwować.
— Nie trzeba. Idź już. Nic sobie nie zrobię.
Po trzech dniach pojawił się Tomek. Przepraszał, ale rozmowa nie kleiła się. Odszedł.
Później Zosia poroniła. Wróciła do pracy blada, pusta w środku.
Uczyła w szkole muzycznej. Jej utalentowana uczennica Magda przestała przychodzić. Gdy dyrektor powiedział, iż ojciec zrezygnował, Zosia postanowiła interweniować.
Trafiła pod wskazany adresPo latach, patrząc na swoje szczęśliwe życie u boku Krzysztofa i uśmiechnięte oczy ich dzieci, Zosia zrozumiała, iż czasem najcięższe doświadczenia prowadzą nas tam, gdzie jesteśmy naprawdę potrzebni.