— Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą! — awantury z teściową doprowadziły Kasię do ostateczności
Kasia stała przy kuchence, przewracając pierogi, gdy wszedł jej mąż.
— Kasia, dzwoniła dziś mama — zaczął Marek. — Mówi, iż nie puszczasz jej do wnuka.
— Narzekała? — zdziwiła się Kasia.
— No tak. Twierdzi, iż cały czas się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Franka — dodał.
Kasia nerwowo otarła ręce o fartuch.
— Marek… Trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, o czym musisz wiedzieć.
Opowiedziała wszystko. Marek zbladł i opadł na krzesło — nie spodziewał się tego.
To zaczęło się miesiąc temu. Tamtego dnia Helena Zawadzka, jego matka, jak zawsze wpadła bez zapowiedzi. Od progu oceniła przedpokój:
— Znowu bałagan. Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie sposób wychowywać dziecka!
Kasia wymusiła uśmiech, ale w środku wszystko się w niej skręciło. Franek właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie się bawił. Ale dla teściowej to był pretekst, by wylać swoje oburzenie.
— Marek! — podniosła głos Helena. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Powinieneś żonie pokazać, jak prowadzić dom!
— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
— Tobie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jakbyś był na wakacjach!
— Franek po prostu żywiołowy — spokojnie wtrąciła Kasia, ale głos zdradzał napięcie.
— Żywiołowy! Trzeba za nim patrzeć, a nie pozwalać mu hasać po całym mieszkaniu!
I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealne dziecko, wychowane pod lupą. Kasia kiwała głową, ale z każdym słowem rosło w niej rozdrażnienie.
— Heleno Zawadzka — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.
— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i tyle!
— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.
— Nie! To twoje niedbalstwo. A jak zrobi sobie coś poważnego?
— Mamo… — wtrącił Marek, ale teściowa tylko się rozpaliła.
— jeżeli nie nauczysz się być porządną matką, pomyślę, gdzie się zwrócić!
Następnego dnia znów przyszła — stuknęła gwałtownie, jak zawsze.
— Czemu tak długo nie otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.
— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kasia.
— Znowu zabawki! Sprzątasz w ogóle?
— Oczywiście. Ale Franek się bawi. To normalne.
— Normalne? A Marek w dzieciństwie… — zaczęła teściowa.
— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko jajecznicy do dziś nie umie usmażyć!
— Co ty chcesz przez to powiedzieć?
— To, iż wychowaliście faceta, który sam nie potrafi żyć.
— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!
— Z dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.
Wtem w pokoju rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i płacz dziecka. Kasia wpadła do salonu — na podłodze stał Franek, a z jego rączki sączyła się krew.
— Jezu… — Kasia wzięła go na ręce. — Wszystko w porządku, kochanie, wszystko w porządku!
— Widzisz! — syknęła Helena. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko katastrofą! Zgłoszę to do opieki społecznej!
Kasia zastygła. To już nie była zwykła obraza — to była groźba.
— Dobrze. Niech przyjdzie z pracownikiem. A teraz — czas na panią wyjście — cicho powiedziała.
Odtąd Kasia się zmieniła. Nie zatrzaskiwała drzwi przed nosem — po prostu nie otwierała ich teściowej bez powodu. I zawsze był pretekst, by odłożyć wizytę: kwarantanna, wizyta u lekarza, remont, dziecko chore…
Pewnego dnia Helena przyjechała bez dzwonienia. Kasia spojrzała przez wizjer:
— Oj, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Lekarz zalecił, żeby nikogo nie wpuszczać — Franek ma osłabioną odporność.
— Ja nie jestem obca!
— Wiem, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekamy trochę i znów się spotkamy!
Teściowa odeszła wściekła, nie mówiąc słowa.
Wieczorem Marek podszedł do żony.
— Mama mówi, iż nie puszczasz jej do Franka. Dlaczego?
— Bo się boję. Groziła opieką społeczną.
— Przesadzasz.
— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jak się wścieknie?
Zamilkł. Kasia wzięła go za rękę.
— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.
— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?
— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.
— Dobrze — poddał się. — Nie będę już naciskał.
Kasia uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.