W rodzinie niezgoda, to i dom nieswój.
— Nienawidzę go! To nie mój ojciec! Niech się wynosi. Będziemy bez niego żyć — Zosia wściekała się na swojego ojczyma.
Ja nie rozumiałam tego rodzinnego konfliktu. Dlaczego nie można żyć w zgodzie? Nie miałam pojęcia, jakie emocje buzowały w tym domu.
Zosia miała przyrodnią siostrę, Olę, córkę jej matki i ojczyma. Wydawało mi się, iż ojczym traktował jednakowo i Olę, i Zosię. Ale to tylko zewnętrzny obraz. W rzeczywistości Zosia nigdy nie spieszyła się po szkole do domu. Czekała, aż jej wróg numer jeden — znienawidzony ojczym — wyjdzie do pracy. Gdy jednak pomyliła się w obliczeniach i on wciąż był w domu, traciła panowanie nad sobą.
— On jest w domu! Kasia, posiedź ze mną w moim pokoju — szeptała.
Potem demonstracyjnie zamykała się w łazience i czekała, aż ojczym wyjdzie. Gdy tylko drzwi za nim się zatrzaskiwały, wychodziła z dobrowolnego „więzienia” i wzdychała z ulgą:
— W końcu poszedł! Kasia, masz szczęście — żyjesz z własnym tatą. A ja się tu męczę. Smutne to wszystko — ciężko westchnęła. — Chodź, zjemy obiad.
Mama Zosi była świetną gospodynią. Jedzenie w ich domu było niczym rytuał. Śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja — wszystko o stałych porach, z dbałością o kalorie i witaminy. Gdy tylko przyszłam do Zosi, na stole zawsze czekał ciepły posiłek. Garnki i patelnie przykryte ręcznikiem, w oczekiwaniu na domowników.
Pamiętam też, iż Zosia nie lubiły Oli, dziesięć lat młodszej. Dokuczała jej, wyśmiewała się, choćby biła. Dopiero po latach siostry stały się nierozłączne.
Zosia wyjdzie za mąż, urodzi córkę. Później cała rodzina, oprócz ojczyma, wyjedzie do Izraela. Po dwunastu latach urodzi drugą córeczkę. Ola zostanie starą panną, ale pomoże Zosi w wychowaniu dzieci. Na obczyźnie ich więź jeszcze się zacieśni. Z własnym ojcem Zosia będzie korespondować aż do jego śmierci. Miał nową żonę. Zosia była jego jedyną córką.
Choć wychowywałam się w pełnej rodzinie (z mamą i tatą), większość moich przyjaciółek było półsierotami. W dzieciństwie nie rozumiałam ich pretensji do ojczymów. Dopiero później zobaczyłam, jak ciężko miały.
U Magdy mama i ojczym byli nałogowymi alkoholikami. Wstydziła się ich. Nigdy nikogo nie zapraszała do domu. Wiedziała, iż ojczym będzie krzyczał, a matka go poprze, dorzucając klapsa lub szturchańca. Ale gdy skończyła piętnaście lat, potrafiła już postawić się obojgu — wtedy dali jej spokój.
— Kasia, zapraszam cię na urodziny — oznajmiła pewnego dnia Magda.
— Do ciebie do domu? — zdziwiłam się. — Boję się. Ojczym mnie nie wygoni?
— Niech tylko spróbuje! Jego władza się skończyła. Mama dała mi adres mojego prawdziwego taty. Teraz on mnie chroni. Mieszka niedaleko. Przyjdź, Kasia. Mama się stara — Magda była pewna siebie jak nigdy.
Nadszedł dzień szesnastych urodzin. Kupiłam prezent, zapukałam do drzwi.
Na progu stała odświętnie ubrana Magda:
— Cześć! Wchodź, siadaj.
Jej matka i ojczym stali nieruchomo przy stole. Podejrzliwie się przywitali. Na zniszczonej ceracie stała miska bigosu, pokrojony chleb na talerzu i oranżada w szklankach. Na każdej szklance leżała drożdżówka. To wszystko. Ale Magda była dumna z tej „uczty”.
Boże, co oni jedli na co dzień? Przypomniałam sobie swoje urodziny — mama cały dzień przy kuchni. Sałatki, mięso, ciasta, kompot… No cóż, każdy ma swój krzyż.
Nie okazując zdziwienia, zjadłam bigos z chlebem, popiłam oranżadą. Drożdżówkę odłożyłam — kruszyła się, bałam się pobrudzić ceratę.
Rodzice Magdy wciąż stali nieruchomo, obserwując nas. W kącie pokoju stało łóżko, na którym leżała babcia Magdy:
— Zosia, nie pij! Bo zapomnisz mnie nakarmić.
— Babciu, mamo nie pije. Mamy tylko oranżadę — zapewniała zmieszana Magda.
Staruszka odwróciła się do ściany, jęknęła.
— Dziękuję za pyszne jedzenie! — wstałam od stołu.
Uciekłyśmy z Magdą — młodość ma swoje prawa. Co nam do starych ludzi?
Magda straci mamę, ojczyma i babcię w ciągu roku. W wieku dwudziestu pięciu lat zostanie sama. Nigdy nie wyjdzie za mąż, nie urodzi dziecka. Mimo adoratorów, nic z tego nie wyszło. Wśród nich znalazł się choćby mój były mąż…
Właściwie to ona go „przygarnęła” po naszym rozstaniu. Ale i z nim się nie związała. Pewnie miała trudny charakter.
Miałam też przyjaciółkę Olę. Miał…Teraz, gdy patrzę wstecz, widzę, jak kruche są rodzinne więzi i jak wiele bólu mogą nieść choćby te najmniejsze nieporozumienia, których nie potrafiliśmy wtedy zrozumieć.